Na fali popularności Wiedźmina zapewne niejeden z was słyszał o wąpierzach czy leszych. W tamtym świecie jednak stanowią one jeden z wielu wątków zapożyczonych z różnych mitologii. Jednak trudno znaleźć dzieło w całości oparte na wierzeniach Słowian. Na szczęście niedawno problem ten rozwiązała Marta Mrozińska ze swoim literackim debiutem – Jelenim Sztyletem.
Książka, która o mały włos nie byłaby wydana
Jak sam Tadeusz Zysk przyznał swego czasu w podcaście radia Wnet, mało brakowało, by ta książka nie pojawiła się na rynku, gdyż początkowo komunikacja została przypadkowo zaklasyfikowana do spamu, a maszynopis otrzymany od autorki strasznie go zaciekawił. Na szczęście cała historia skończyła się szczęśliwie, czego owocem była książka wydana w marcu bieżącego roku przez poznańskie wydawnictwo Zysk i S-ka. Za projekt przyciągającej wzrok okładki odpowiada Tobiasz Zysk. Przedstawia ona tytułowy oręż oraz stojącą za nim postać. Jest to najprawdopodobniej leszy, który pojawia się kilkukrotnie na kartach powieści. Natomiast samo ostrze może na pierwszy rzut oka przypominać podarek Pani Jeziora, jednak po otwarciu tomu i ujrzeniu jego całej sylwetki przekonamy się, że jest to zupełnie inny artefakt, jednak nie mniej wyjątkowy.
Brutalność kształtuje charakter
Wszebora Lapis nie jest kolejną przeciętną dziewczyną, których w Awandii znaleźć można na pęczki. Już w dzieciństwie była świadkiem, jak ojciec w napadzie gniewu zabił jej matkę. W wyniku tej tragedii Bora oraz jej młodszy brat Radek niczym kukułcze jaja zostali podrzuceni ich ciotce, akuszerce, mieszkającej w małej wiosce na skraju puszczy. Ich rodziciel natomiast na kilka lat trafił do kopalni. Po kilku latach jednak renomowany namiestnik powrócił do dawnego zajęcia, między zleceniami odwiedzając swoje dzieci i trenując z córką, pragnącą wstąpić do Włóczni – miejsca, gdzie szkolą się przyszli wojacy.
Oprócz zainteresowania karierą najemnika i niewyparzonym językiem Borta wyróżnia się czymś jeszcze. Jest jedną z nielicznych osób, które są w stanie zobaczyć Stary Lud – magiczne istoty, wypierane ze świata przez nową religię. Do ich przedstawicieli należy m.in. Dworowy opiekujący się posiadłościami, pilnujący lasu Leszy, od którego bohaterka otrzymuje tytułowe ostrze, ale też mniej przyjazne stworzenia pokroju Strzygi czy Wąpierza. W takim świecie Wszebora musi ukrywać jednak swoje zdolności, aby uniknąć bycia nazwaną wiedźmą, ale nierzadko wchodzi w układy z duchami, za każdą przysługę płacąc jednak kroplami swojej krwi.
Dziewczyna pełna dzikości i tajemnic
Jak już wcześniej wspomniałem, główną bohaterką Jeleniego Sztyletu, z której perspektywy opowiadana jest historia, jest Wszebora Lapis, która w przeciwieństwie do młodszego brata nie pragnie siedzieć w książkach i pochłaniać zawartą w nich wiedzę. Zamiast tego preferuje pracę fizyczną i doskonalenie umiejętności walki. Choć ze względu na swoje pochodzenie i charakter trzyma się na uboczu, to gdy nawiąże z kimś bliższą relację, stara się ze wszystkich sił, aby ochronić drugą osobę przed przeciwnościami losu. Już na początku powieści daje temu doskonały przykład, gdy uparcie broni swojej decyzji o rekrutacji do Włóczni – elitarnej akademii dla przyszłych najemników, by odciążyć swoją ciotkę, a w przyszłości żołdem wspierać Radka, któremu marzy się nauka na uniwersytecie.
Sprawdź także: Zanim poznaliśmy Lisan al Gaib. Ród Harkonnenów. Diuna. Tom 1 – recenzja komiksu
Bora jest również dość bezpośrednią, ale też wybuchową osobą, jeszcze w wiosce nierzadko wplątuje się w kłopoty ze względu na swój niewyparzony język i ostre riposty. Gdy trafia już do koszar, nie czuje zbyt wielkich oporów, by z jednym z rekrutów negocjować ochronę, choć parciem do zapłaty w naturze zaskakuje samą siebie.
Co śpi w głębi morza?
Na samym początku tego tekstu zdradziłem, że Jeleni Sztylet czerpie garściami z mitologii słowiańskiej. W dużej mierze objawia się to w postaci potworów pokroju Leszego, Wąpierza, Strzygi czy Rusałki. Pojawiające się na kartach powieści bóstwo imieniem Weles występowało wraz z Perunem w wierzeniach dawnych mieszkańców naszych ziem. Świat, w którym żyje Bora, w przeciwieństwie do wielu innych fantastycznych uniwersów nie został oparty na Europie, czy też Polsce, o czym zaświadczyć może mapa, która czeka na nas od razu po otwarciu tomu. Ze względu na opisane w książce zjawisko wypierania Starego Ludu przez nową religię głoszoną wszędzie przez uczonych kapłanów, można by pokusić się na przyrównanie do znanej nam historii. Dość oczywiste porównanie do X i XI wieku na terenach Polski zaburza m.in. obecność armat, które jak wiemy, w tamtym okresie historii jeszcze nie istniały. Moim zdaniem świadczy to o dobrym warsztacie oraz odwadze debiutującej autorki, która nie bała się tworzyć krain, korzystając z własnych pomysłów, a nie stron atlasu.
Coś jednak musiało podpaść
W miarę zbliżania się do końca tomu moje myśli nurtowała jedna obawa. Czułem, że zanim dotrę do ostatnich stron, akcja nie zdąży się zawiązać w taki sposób, by dać poczucie zamknięcia pewnego fragmentu historii. Moim zdaniem urywa się ona zbyt ostro, choć rozumiem, że taki solidny cliffhanger zaserwowany czytelnikom sprawi, że namolnie domagać się będą oni kontynuacji, którą oczywiście sam z przyjemnością przeczytam. Bardzo trudno jest zarzucić Jeleniemu Sztyletowi wadę, która drastycznie wpływałaby na odbiór powieści, czy wrażenia podczas lektury. Jedyne, na co zwróciłbym tylko uwagę to kilka wątków rozpoczętych na stosunkowo wczesnym etapie historii, które wydają się mieć za zadanie dostarczyć tylko pewnych argumentów i bodźców do rozwoju historii. W żadnym z późniejszych dialogów czy wydarzeń nie zostają one bowiem wspomniane ani słowem. Mam jednak nadzieję, że Marta Mrozińska powróci do nich w następnym dziele, pokazując, że każde, nawet drobne wydarzenie jest ważne dla całokształtu historii. Z przyjemnością mogę polecić więc tę książkę praktycznie każdemu, bo opowieści wręcz kipiących słowiańskością jest bardzo mało.
Sprawdź także : Mazebook. Księga labiryntów – recenzja komiksu – O radzeniu sobie ze stratą