Po zapoznaniu się z Tragedią w trzech aktach oczywiste było, że z pewnością sięgnę po kolejne przygody Herkulesa Poirota. Kilka miesięcy później w moje ręce trafiła Zbrodnia na festynie. Czy tym razem również komiks wciągnie mnie bezgranicznie w swoją intrygę? Przekonacie się o tym z poniższej recenzji.
Detektyw zostaje zaproszony do Devonu przez swoją dobrą znajomą, panią Olivier, która zajmuje się pisaniem powieści. W pobliskiej posiadłości Nasse House ma odbyć się festyn, którego główną atrakcją będzie zabawa w detektywa. Pisarka czuje jednak, że podczas imprezy wydarzy się coś naprawdę złego. Herkules zostaje zapoznany z mieszkańcami zaangażowanymi w przygotowania, jak i samym organizatorem, sir Georgem Stubbs. Nie wyczuwa w nikim z obecnych złych intencji, co sprawia, że staje się sceptyczny wobec przeczuć swojej znajomej. W dniu uroczystości wszystko zdaje się przebiegać normalnie, aż do momentu, w którym odnalezione zostaje ciało. Zwykła zabawa zamienia się wtedy w okrutną rzeczywistość…
Szukając mordercy pośród tłumu
Z wielką przyjemnością stwierdzam, że historia przedstawiona w Zbrodni na festynie jest nie tylko wciągająca, ale też nieoczywista. Dużo wskazówek czytelnikowi podsuwają same ilustracje, które przykładowo pokazują podejrzanie zachowującą się postać. Niejednokrotnie użyte jest to w taki sposób, żeby zbić nas z tropu, dzięki czemu zabawa w detektywa staje się o wiele ciekawsza. Urozmaiceniem są też wątki postaci pobocznych, które z każdym kolejnym dialogiem rzucają cień podejrzenia na bohaterów w nie zmieszanych.
Tak jak w przypadku Tragedii w trzech aktach od pierwszych stron domyślałem się, kto stoi za morderstwem, tak tutaj do samego końca żyłem w niepewności. Dodajmy do tego szokujące zakończenie, a otrzymamy naprawdę świetny komiks kryminalny. Fabuła jest bardzo mocną stroną tego komiksu, angażuje nas w śledztwo od samego początku i rozgrzewa nasze szare komórki poprzez zabawę w kotka i myszkę. Dokładnie tego oczekuję od komiksu bazującego na powieściach Agathy Christie!

Beż to nie twój kolor, detektywie
Jeżeli miałbym wytypować jedną rzecz, która zupełnie nie przypadła mi do gustu, to jest nią oprawa wizualna. Styl, w jakim zostały narysowane postacie, obiekty i lokacje nie do końca mi odpowiadają. Zabrakło mi tutaj nieco ostrzejszej kreski i większej ilości szczegółów w kwestii ekspresji bohaterów. Bohaterowie występujący w komiksie nie zapadli mi w pamięć, choć ciężko wskazać mi konkretną tego przyczynę. Kolorystyka ubrań i otoczenia również do mnie nie przemawia. Całość jest nieco zbyt wesoła, jaskrawa. Swoją drogą, tak jak wskazuje tytuł akapitu – kolor beżowy definitywnie nie działa na korzyść Herkulesa. O wiele lepiej wygląda on w ciemnych kolorach, aczkolwiek jest to jedynie moja uszczypliwa uwaga.
Sprawdź też: Herkules Poirot. Morderstwo na polu golfowym – recenzja komiksu. Wszyscy są podejrzani

Wspaniała robota po raz kolejny, panie Poirot!
Mimo mojego powyższego narzekania nie dajcie się zwieść – podczas przygody w Nasse House bawiłem się kapitalnie! Robotę robi tu bardzo skomplikowana zagadka, która rozgałęzia się między postaciami i sprawia, że ciężko wskazać nam osobę odpowiedzialną za zbrodnię. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że rekompensuje ona w pełni wszelkie niedociągnięcia czy wady występujące w komiksie. Także jeżeli potrzebujecie rozgrzać swoje szare komórki w te zimne, listopadowe wieczory, to Zbrodnia na festynie jest pozycją obowiązkową. Nie zwlekajcie! Lećcie na stronę Egmontu, zamawiajcie swój własny egzemplarz i zanurzcie się po uszy w intrygującej historii morderstwa. Ale czy aby na pewno jednego? Pozwólcie, że pozwolę wam samemu odkryć tę tajemnicę.
Sprawdź też: Herkules Poirot. Tragedia w trzech aktach – recenzja komiksu – Każda tragedia ma swój początek