Fate/Samurai Remnant – recenzja gry. Nie wykonuj ruchu, jeżeli nic na nim nie zyskasz, nie atakuj, jeśli nie wygrasz, nie rozpoczynaj wojny jeżeli, sytuacja nie jest bez wyjścia!

UDOSTĘPNIJ

Wiecie co lubię bardziej od wyczekiwania na długo upragniony tytuł? Odkrycie, że już niebawem wyjdzie świetna gra, o której istnieniu pojęcia nie miałam, a w dodatku zbiera w Azji przytłaczająco dobre recenzje. Tak było właśnie z Fate/Samurai Remnant, której zwiastun ujrzałam na grupie JRPG Adventurers. Krótki trailer i czułam, że jesteśmy w domu. Czy oczekiwania sprostały rzeczywistości? O tym przekonacie się w poniższym tekście.

Ojcowie musou

Za produkcję tytułu odpowiada japońskie studio deweloperskie Omega Force należące do Koei Tecmo. To właśnie oni w 1997 roku wydali grę Dynasty Warriors, która uważana jest za prekursora gatunku musou, w którym sterujemy bohaterem, zabijając dziesiątki, a czasem nawet setki wrogów. Sama jestem fanką Samurai Warriors 5, gdzie spędziłam kilkadziesiąt godzin, eliminując przeciwników. Okazało się jednak, że w najnowszej produkcji studia musou nie gra głównych skrzypiec, ta gra jest czymś więcej niż bezrefleksyjnym ciachaniem mieczem, to prawdziwe action rpg z krwi i kości.

Fate to silna japońska marka, zaczęło się od anime, później doszły filmy oraz gry. Nieznajomość lore tego uniwersum nie stoi na przeszkodzie i nie zaburzy nam rozgrywki, a fani będą mogli ponownie spotkać znajome postacie.

Sprawdź też: Nosferatu: Gniew Malachiego — recenzja gry — Sugar Daddy w mrocznym zamku

Feudalnej Japonii Czar

Fabuła gry rozgrywa się w epoce feudalnej Japonii, w okresie Edo, w czwartym roku ery Keian. Gracz wciela się Ioriego Miyamoto, uzdolnionego młodzieńca z Ayakusy, który wraz ze swoją sługą Saber wezmą udział w Wojnie o Święty Graal. Jeżeli pokonają konkurentów, to jako zwycięski duet, posiądą artefakt spełniający życzenia.

Gra składa się z sześciu rozdziałów, żeby ją przejść, myślę, że potrzeba około trzydziestu godzin, mi rozgrywka zajęła trochę dłużej, bo nienawidzę się spieszyć w takich gierkach i lubię na spokojnie pozwiedzać wszystko i pozbierać, ponadto nie pomijałam dialogów, których jest dość sporo.

Ciekawy i rozwinięty system walki

W grze odwiedzamy sąsiednie miasta, wykonujemy zadania, miażdżymy wrogów, ogarniamy misje poboczne, które następnie raportujemy i w zamian za ich zrobienie otrzymujemy walutę, którą możemy przeznaczyć na itemy z okolicznych ramenowni i sklepów. Wraz z postępami w grze rozwijamy swój combat, dodajemy nowe ataki poprzez rozwijanie kolejnych gałęzi naszych drzewek umiejętności. W pewnym momencie zamiast efektownej walki jednym samurajskim mieczem możemy w furii niszczyć przeciwników dwoma mieczami naraz. Jak to bywa w japońskich produkcjach, na każdym etapie gry dowiadujemy się czegoś nowego bądź odblokowujemy nowe elementy. Nie inaczej jest tutaj. Bywają momenty, gdzie walczymy nowymi znajomymi, sojusznikami czy bóstwami. Elementy pojedynków cały czas zaskakują, potyczki przerywają dialogowe i filmowe scenki, po których wszystko, co robiliśmy wcześniej, zostaje wywrócone do góry nogami, bo np. dostajemy całkiem nową postać, która ma zupełnie inne combosy od nas. 

System walki jest przyjemny, możemy przeskakiwać pomiędzy rodzajami ciosów, ciosami specjalnymi i naszymi pomocnikami. Warto obserwować, z jakim wrogiem mamy do czynienia, na ognistych przeciwników zadziałają wodne kombinacje, a na wodnych te ogniste. Kiedy pasek naszego HP zacznie spadać, czasami warto, zamiast podleczyć się, wykonać specjalne ciosy, które w złym stanie zdrowia zadają większe obrażenia. Jednym z moich ulubionych momentów jest ten, kiedy Iori i Saber łączą swoje siły, by zmieść rywala z powierzchni wspólnym uderzeniem w kształcie fontanny wodnej. Latanie z mieczem i ciachanie nieprzyjaciół dostarczało mi mnóstwo frajdy.

Wraz z historią możemy zaobserwować, jak zmieniają się stosunki pomiędzy naszym antagonistą i jego towarzyszką oraz jak zacieśnia się łącząca ich przyjaźń. Fate/Samurai Remnant to przede wszystkim filmowa opowieść. Mamy tu bardzo dużo dialogów, część z nich jest podana w formie typowej dla visual novel, reszta w filmowych scenkach nieodstępujących w niczym tym z anime. Bywają momenty, gdy po wyczerpującej batalii czeka nas piętnaście minut dialogów. Cała historia tak wciąga, że nawet mi to zbytnio nie przeszkadzało, ale niektórych graczy mogłoby to zniechęcić.

Sprawdź też: Pokemon Scarlet & Violet: The Teal Mask – recenzja DLC. Co to ma być?

W przerwach pomiędzy misjami możemy zregenerować siły w domu. Drzemka zmaksymalizuje nasze HP, możemy też wziąć udział w dwóch mini grach, jakimi jest polerowanie miecza czy struganie figurki bożka z drewna. Możemy prześledzić również zwoje z historiami z gry czy przejrzeć swój ekwipunek. W odróżnieniu od innych jRPG tutaj, zamiast ulepszać nasz strój i broń, levelujemy poszczególne części naszych samurajskich mieczy. W zaciszu chatki połączymy się z naszym dziadkiem przemienionym w księgę – Karmazynowy Kodeks. Zabierze on nas na alternatywną mapę, na której niczym w szachach musimy toczyć boje z ciemnymi mocami i bronić swojego miasta. Przesuwamy się po kolorowych polach, chcąc dojść do punktu docelowego. W każdej potyczce mamy ograniczoną liczbę ruchów, wróg może nas zblokować, na szczęście mamy kilka asów w rękawie, mianowicie akcje, które możemy zastosować m.in. dodatkowe ruchy, czy pomoc na odległość naszej towarzyszki Saber.

Lokalizacji w grze jest sporo, można poczuć urok okresu Edo, targowiska, domy uciech z gejszami, okoliczne kramiki, świątynie czy drzewa kwitnącej wiśni, a wokół mieszkańcy pogrążeni w codziennych czynnościach. Szkoda, że chociaż miasta tętnią życiem, to nie mamy możliwości zbadać ich bardziej wnikliwie np. wchodzić do budynków, mieć dostęp do większej ilości interakcji z obiektami. Możemy zbierać przedmioty, głaskać pieski i kotki (co ciekawe te przytulasy nieznacznie zwiększą nasze HP), walczyć z gangami, oddać cześć bogom przy posągach, wykonać drobne questy czy eliminować dany typ oponentów.

Gra została stworzona w technice cel shading, graficznie przypomina standardowe pozycje dostępne np. na switcha. Jeżeli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to na wyróżnienie zasługuje rytmiczna piosenka z openingu, która zapada w pamięć i którą za każdym razem gdy odpalam grę, słucham od początku do końca. Wszystkie utwory są bardzo klimatyczne i nadają tempa rozgrywce, idealnie dopełniając całe widowisko.

W trakcie ogrywania Fate/Samurai Remnant naszła mnie refleksja, że to właśnie w grach jRPG czuję się najpewniej i najlepiej. To właśnie takie tytuły angażują mnie w stu procentach i sprawiają, że mam ochoty na kolejne. Myślę, że to kwestia czasu, zanim sięgnę po wcześniejsze odsłony tej serii.

Podsumowanie

Fate/Samurai Remnant to rewelacyjne action jRPG z elementami musou, jeżeli jesteś fanem japońskich produkcji, niestraszna Ci mnogość filmowych przerywników i dialogów to jest to tytuł właśnie dla Ciebie. Znajdziesz tu angażującą historię, bohaterów z krwi i kości, rozwinięty system walki, urozmaicone pojedynki pełne zwrotów akcji. Jeżeli świetnie bawiłeś się przy Tales of Arise i lubisz gry musou, to koniecznie powinieneś zagrać w recenzowaną przeze mnie grę.

Sprawdź też: PayDay 3 — recenzja gry. Skok na kasę. Dosłownie

Zalety

Genialny opening, którego nie masz ochoty pominąć,
atmosfera feudalnej Japonii,
rozbudowany i przyjemny system walki,
wciągająca fabuła,
można głaskać pieski i kotki, a głaski zwiększają Twoje HP.

Wady

Bardziej wymagającym graczom może nie odpowiadać oprawa graficzna rodem z niektórych gier na Switcha,
barwny świat mógłby być bardziej rozbudowany i pozwalać na większą eksplorację.

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy firmie Plaion.