Gry kooperacyjne to chyba jeden z moich ulubionych gatunków. Można analizować i planować każdy krok wspólnie, co angażuje wszystkich graczy do jeszcze aktywniejszego udziału w rozgrywce. Wspólnie przegrywacie i wspólnie wygrywacie – jest w tym coś, co mnie zawsze pociągało.
Cicha wieś, budzą cię pierwsze promienie słońca… Zaraz, to nie słońce, tylko halogen z budowy u sąsiada! Kolejne miasto w przeciągu zaledwie kilku dni zaczyna powstawać na polach nieopodal twojego, a jakże, najpiękniejszego miasta. Tak mniej więcej wyobrażam sobie każdy dzień w „Uroczej dolinie Everdell”. Ktoś w końcu wpadł, aby zbudować jedno miasto wspólnie, a nie codziennie budzić sąsiadów odgłosami robót budowlanych.
Czy kooperacyjna wersja znanego hitu ma sens, czy to jedynie skok na kasę? Zapraszam do lektury.
Można wspólnie, można oddzielnie, można samemu
Everdell Duo to kolejna odsłona doskonale znanej w świecie planszówek serii o uroczych zwierzątkach budujących swoje piękne miasteczko. Tylko tym razem dostajemy wersję dwuosobową, w którą możemy zagrać przeciwko sobie, ale również połączyć siły w trybie kooperacyjnym. W sumie są aż cztery tryby, bo prócz rywalizacji i kooperacji mamy kampanię jedno- lub dwuosobową oraz wyzwanie.
Rywalizacja to tradycyjna opcja współzawodnictwa z jednym wygranym – tutaj nikt nie odkrywał koła na nowo. Kampania to zbiór piętnastu rozdziałów, w których musimy osiągnąć wyznaczone cele przed upływem czterech pór roku. Kooperacja to wybranie dowolnego z rozdziałów i rozegranie go wspólnie. Wyzwanie to gra przeciwko reporterce Leontynie Pazurek, gdzie musimy wykonać różne zadania na różnych poziomach trudności.
Osobiście zainteresowałem się trybem kampanii. Po zapoznaniu się z zasadami, które są bardzo przystępne i szybko pozwalają wejść w świat Everdell, od razu sięgnąłem po księgę kampanii. Pierwsze dwa rozdziały poszły bez większych problemów, lecz im dalej w las, tym więcej grzybów – czy jak to tam się mówi – i niestety większość była trująca, a zdarzały się nawet papierzaki. Kolejne rozdziały bywały trudne, lecz nie irytująco trudne – nie zniechęcały do dalszej rozgrywki, lecz zmuszały do dyskusji i analizy posunięć tak, aby jak najbardziej zoptymalizować czas dany nam przez grę do osiągnięcia celów.

Znak jakości Everdell
Dla wielu sam tytuł wystarczy, aby zakochać się w tej grze. Osobiście nie jestem fanem serii, ale jednego odmówić grom pod szyldem Everdell nie mogę – są piękne! Wizualnie to majstersztyk. Już samo pudełko zwiastuje ucztę dla oczu i sielankowy klimat. Karty mógłbym chwalić bez końca, każdą z osobna, ale mam laptop z systemem XP i niestety daleko mu do „Professional”, więc nie starczyłoby miejsca. Każda karta jest dokładna, z masą detali – na przykład taki przewodnik, piękny czerwony ptak, ma kapelusik na głowie z ptasim piórkiem na czubku. Na każdej coś się dzieje i naprawdę można się nimi zachwycać. Karty dobrych wieści stoją trochę w opozycji – jakbyśmy mieli w Polsce taką opozycję, to na wyborach byłoby 100% frekwencji, bo na każdego warto by było głosować. Bez kolorów, jakby namalowane ołówkiem, przypominają stare gazety, które czytałeś u dziadków na wakacjach w czasach podstawówki. Tak jak napisałem – gry z serii Everdell to zawsze małe dzieła sztuki.
Sprawdź też: Taki duży, taki mały, może w „Everdell” grać – recenzja gry „Moje małe Everdell”

Gra nie dla każdego
Everdell Duo to, moim zdaniem, najlepszy przedstawiciel serii gier od J.A. Wilsona. Gra nie odstępuje swoich poprzedników stylowo ani na krok, a oferuje mi rozgrywkę kooperacyjną dwuosobową, co – jak wspomniałem – jest moim preferowanym stylem gry. Choć do kolejnych odsłon tej kultowej planszówki podchodziłem jak do Heroes HD, czyli traktowałem to jako wydojenie krowy, tak tutaj odnoszę wrażenie, że zrobili coś z pomysłem, a nie jedynie dodali podtytuł. Kolejna FIFA w świecie planszówek (tak, na ciebie patrzę, Wsiąść do pociągu), lecz tym razem mam poczucie, że dodali więcej, niż bym oczekiwał – co jest dla mnie ogromnym plusem.
Sprawdź też: Everdell – recenzja gry planszowej. Przyjaciele z zielonego lasu.

