MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Euforia sezon 2 – recenzja serialu. Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.

Euforia jest drugą, po Grze o Tron najchętniej oglądaną produkcją oryginalną HBO i powiem Wam, że wcale mnie to nie dziwi, bo jest to w pełni zasłużone miejsce. Po powiewie świeżości, jakim był pierwszy sezon, przyszło nam czekać dwa długie lata na drugą odsłonę (po drodze były co prawda dwa krótkie specjale, jednak w mojej ocenie fabularnie nie wniosły zbyt wiele). Czy było warto? Czy spełnił moje oczekiwania? Tego dowiecie się w poniższym tekście.

Euforia sezon 2 – recenzja serialu. Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.

Początek z przytupem

Pierwszy sezon zakończył się musicalowym występem Zendayi. Mając wiedzę, co się wydarzyło dalej, można potraktować końcówkę jako transformację postaci tragicznej, która porzucając nadzieję, poddaje się tuż na oczach widza przy akompaniamencie chóru. W drugiej części pożegnamy słodką i zakochaną Rue, która pozbywając się złudzeń, pędzi ku autodestrukcji.

Epizod pierwszy zaczyna się od mocnego uderzenia. Możemy zapoznać się z historią dilera Fezco (Angus Cloud) i jego przyrodniego brata Asha (Javon Walton). Bracia, którzy w pierwszym sezonie byli bardziej z boku, w tym tworzą jeden z najciekawszych duetów, nie cofając się przed niczym, by chronić najbliższe im osoby i uwierzcie mi, że na ekranie zobaczycie nie jeden raz dużo krwi. Dowiemy się, jak logistycznie wygląda proces handlu dragami, a także poznamy nowych dostawców. I możliwe, że tak jak ja, poczujecie mały niedosyt związany z pewnymi lukami w scenariuszu (nie chcę Wam pisać spoilerów). Kilka spraw nie zostało doprowadzonych do końca, ani wyjaśnionych, tylko rozchodzi się po kościach, co wydaje się absurdalne, gdy zadzieracie z narkotykowymi baronami. Może to część jakiegoś większego planu i Sam Levinson rozwinie je w oficjalnie potwierdzonym, trzecim sezonie (co by miało sens).

Postać Fezco bardzo zyskuje od samego początku, możemy poznać jego emocjonalną stronę, która jest uwypuklona szczególnie w relacji z Lexi (Maude Apatow, córka genialnego Judda Apatow), kolejnej rozwiniętej postaci, wcześniej przewijającej się w tle. Cicha do tej pory myszka udowodniła, że oprócz bycia świetnym słuchaczem jest również wnikliwym obserwatorem, który dzięki zebranej wiedzy może pociągnąć za sznurki, by nareszcie wyjść z cienia popularnej i epatującej seksualnością siostry oraz jej przyjaciółek.

Euforia zamieniająca się w agonię

Wróćmy jednak do Rue, która gra przez wszystkie odcinki pierwsze skrzypce. Nie uświadczymy już u niej tego samego uśmiechu co wcześniej przy Jules. Od samego początku jest ostro naćpana i zobojętniona na wszystko i wszystkich dookoła. Jeżeli ktoś uważa, że Zendaya nie potrafi grać, to po seansie sezonu drugiego niewątpliwie zmieni zdanie. Nieumalowana, zaniedbana i wycieńczona zjazdami jest najlepszą antyreklamą brania dragów. Nerwowe ruchy, irytująca mimika, zupełnie jakby oglądało się sceny z filmów dokumentalnych. W internecie rozbrzmiały głosy, że serial promuje narkomanię. Nie wiem, jak można dojść do takich wniosków. Scenarzyści i reżyser pokazali wszystkie najmroczniejsze strony nałogu, czyli stopniową alienację, manipulowanie otoczeniem, które zmęczone w pewnym momencie mówi pas, co doprowadza do powolnej degradacji, kłopotów z prawem i ostatecznie sięgnięcia dna. Nie zgadzała mi się tylko narracja, w której główna bohaterka zaczęła mierzyć się z problemami po śmierci ojca. Jest to zbytnio uproszczone, bo w pierwszym sezonie widzieliśmy przecież, że po leki sięgała również przed tym jak zachorował, a w domu się układało.

Według statystyk Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) prawie 21 milionów Amerykanów zmaga się z uzależnieniem od co najmniej jednej substancji. Liczba śmiertelnych przedawkowań zwiększyła się ponad trzykrotnie od 1990 roku. Szacuje się również, że w latach 1999 – 2018 z powodu przedawkowaniu opioidów w Stanach Zjednoczonych zmarło ok. 450 tysięcy osób.

Stare, nowe postaci

Jules (Hunter Schaffer) nie jest już tak wyrazista i hipnotyzująca. Mam wrażenie, że twórcy nie mieli na nią zbytnio pomysłu, więc gdzieś tam sobie orbituje wokół Rue, ustępując miejsca Elliotowi (Dominic Fike). Myślę, że można było bardziej pociągnąć historię tego dramatycznego trójkąta i uwikłanych emocji.

Kompletnie zaskoczyła mnie retrospekcja Cala Jacobsa (Eric Dane). Nostalgiczne wspomnienia lat dziewięćdziesiątych i odkrywania samego siebie bardzo przyjemnie się oglądało, zaczęło mi nawet być trochę żal, że wszystko się tak fatalnie ułożyło w jego życiu. Pozwala to zrozumieć, z czego wynika jego surowa postawa względem rodziny i jak to wpłynęło na Nate’a, który cały czas jest sobą – czyli najbardziej toksycznym dupkiem i przemocowcem.

Reszta znanych nam bohaterów przeżywa mniejsze i większe rozterki, które kumulują się w finalnym odcinku. Nie bez powodu w tytule recenzji przytoczyłam cytat z Jak wam się podoba Williama Shakespear’a. Motyw teatru pozwala charakterom z boku przyjrzeć się sobie i własnym poczynaniom, nabrać refleksji i zdystansować się do niektórych spraw bądź skonfrontować z podjętymi decyzjami. Obserwowanie innych uczniów portretujących ich samych staje się punktem zapalnym. Każdy z nich gra, czy przed innymi, czy w swoje gierki. Była to idealna klamra do wydarzeń z obu sezonów.

Artyzm, artyzm i jeszcze raz artyzm

Tak jak poprzednio Levinson bombardował nas intensywnymi, teledyskowymi wręcz klipami, tak w tym pokazał, że jest twórcą, który czerpie inspiracje nie tylko z filmu, ale również ze sztuki. W niektórych scenach odtwarza słynne obrazy. I tak mamy do czynienia z przedstawieniem płaczącej niczym Pieta Cassie, otoczonej kwiatami jakby wyjęto ją z Midsommar, a całość została odwzorowana w oparciu o meksykańskie murale. Jest też montaż, w którym Jules pozuje jak Venus z Narodzin Venus Sandro Botticelliego. Smaczków jest więcej, zachęcam do ich wyłapywania. Niejednokrotnie przewijałam różne sceny po kilka razy, by móc nacieszyć swoje oczy pięknymi kadrami. Są też sceny rodem z filmów – Davida Lyncha, jak ta, gdy Cassie wieziona nocą samochodem przez Nate’a wychyla się przez szybę, chcąc zapomnieć o wszystkim, czy jeden z moich ulubionych urywków z pierwszego epizodu, gdzie pomocnik bezwzględnej dilerki każe rozebrać się kontrahentom, żeby upewnić się, że nie noszą podsłuchów, a sam zatraca się w tańcu do wspaniałego kawałka Right Down The Line.

Jeszcze większa emocjonalna petarda

Uważam, że nowy sezon jest jeszcze lepszy od poprzedniego. Ani przez moment nie pozostawia widza obojętnym. Wszystko jest wymaksowane – jeszcze lepsza muzyka, jeszcze lepszy montaż i ścieżka dźwiękowa. Tak jak zawsze przy serialach czekam, aż wszystkie odcinki będą już dostępne, tak teraz cały tydzień cierpiałam katusze, czekając na kolejny. I było warto, chociaż cały czas ubolewam, że było ich tylko osiem. Każdy z nich był piękną podróżą. Jedynym minusem było wspomniane przeze mnie porzucenie wątków, co skutkowało brakiem konsekwencji i realizmu.

Z niecierpliwością czekam na kolejną część i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ