Dragon Age Veilguard jest grą, która wywołała spore kontrowersje w środowisku gamingowym. Jedni bawią się świetnie, drudzy potępiają, a trzeci… wystawiają niechlubne recenzje bez zapoznania się z samą produkcją. Po której stronie barykady ja się opowiem? Przekonajcie się sami!
Dziesięć lat później
Gra rozpoczyna się w momencie, kiedy nasz bohater – Rook, razem z Varriciem znanym z poprzedniej części, pędzą na spotkanie z ich informatorką. Dowiedzieli się, że elfi mag zwany Straszliwym Wilkiem, próbuje zerwać zasłonę dzielącą ich świat od pustki, co skończy się kompletną zagładą. Bohaterom udaje się popsuć plany nikczemnego czarodzieja, lecz sami zostają mocno ranni i muszą jak najszybciej się wycofać. Co gorsza, przypadkowo uwalniają starych elfich bogów z ich więzienia, narażając wszystko, co żywe na niebezpieczeństwo. Dodatkowo jedyną osobą będącą w stanie im pomóc jest ten sam człowiek, którego próbowali powstrzymać…
Niestety fabuła jest tą słabszą stroną Veilguard. Historia jest dość prosta i przewidywalna, a dialogi potrafią być żenujące. Gracze chcący odgrywać rolę antybohatera również będą zawiedzeni, ponieważ możecie być co najwyżej niemili dla swoich towarzyszy i postaci pobocznych. Wybory, których dokonuje Rook, w większości nie mają znaczącego wpływu na świat ani na zamieszkujących go ludzi. Przynajmniej wybranie bardziej „śmieszkowego” podejścia w rozmowach zapewnia humor rodem z filmów Marvela, co nawet mnie urzekło. Przez słaby scenariusz bardzo źle wypadają również sceny w tematyce LGBT i tożsamości płciowej. Zapewne każdy z nas widział fragment, w którym jedna postać przez przypadek zwraca się do drugiej nieodpowiednimi zaimkami, co skutkuje robieniem pompek w ramach pokuty. Całość wygląda idiotyczne, ale nie dlatego, że taki temat został poruszony, po prostu przedstawiony jest w nieodpowiedni sposób. Zamiast zrobić z tego znaczącą chwilę przepełnioną miłością do bliźniego i akceptacji, stworzono karykaturę.
Rook daje radę
Zanim przejdę do mojej ulubionej części każdej recenzji (czyli mechanik), muszę wspomnieć o kreatorze postaci. Jest on łatwy w nawigacji, jednocześnie dając nam sporo opcji zmiany wyglądu. Co ciekawe, poza jedną z trzech klas (wojownik, mag i łotrzyk), możemy też wybrać, chociażby nasze pochodzenie (w moim przypadku byli to Władcy Fortuny), czy – ku frustracji tej gorszej części internetu, zaimki. Potyczki z przeciwnikami w Veilguard dają sporą ilość frajdy. System walki przypomina bardziej grę akcji, z zachowaniem taktycznego menu do wydawania rozkazów naszym towarzyszom. Skupiamy się więc na odpowiednim wyprowadzaniu ciosów, jednocześnie nie dając się trafić pozostałym uczestnikom jatki. Zależnie od klasy, nasz bohater ma dostęp do dwóch różnych broni i masy umiejętności specjalnych do szybszego masakrowania wrogów. Owe talenty mogą wchodzić ze sobą w interakcję, tworząc kombosa zadającego obrażenia obszarowe. Gra sama podsuwa nam, co ze sobą połączyć, aby uzyskać mocny rezultat – może to jednak zostaćodebrane przez niektórych jako prowadzenie odbiorcy za rękę. Jest to dość częsty zarzut wśród społeczności, więc warto mieć go na uwadze. Dużą zmianą jest też to, że nie możemy przejąć kontroli nad kompanami, a dodatkowo podczas zadania może nam ich towarzyszyć jedynie dwóch.
Jako że wciąż jest to RPG, nie mogło zabraknąć obszernego drzewka rozwoju i ekwipunku. Opcji progresji dla naszego bohatera jest naprawdę multum, a wizualne prezentacje danych ruchów same zachęcają, aby wypróbować je wszystkie. Jestem pewien, że właśnie tutaj została włożona ogromna część prac nad grą. W przypadku wyposażenia sprawa wygląda całkiem standardowo – na raz w użyciu możemy mieć dwa typy oręża, hełm, pancerz, pas z przedmiotami leczącymi, amulet i dwa pierścienie. Możemy je ulepszać na dwa sposoby – w kuźni, podnosząc tylko ich poziom, lub znajdując drugą kopię tego samego przedmiotu, co podnosi również rzadkość i odblokowuje dodatkowe statystyki. Warto jest więc eksplorować poziomy w poszukiwaniu skrzyń z nagrodami, co swoją drogą było moim ulubionym zajęciem zaraz po spuszczaniu bęcków.
Którędy do Nekropolis?
W grze zwiedzimy przeróżne lokacje, do których dostęp uzyskamy z poziomu rozdroży. Tam znajduje się również latarnia, służąca za swoisty hub gracza. W niej możemy zmienić wygląd głównego bohatera i towarzyszy, udekorować swój pokój albo uciąć sobie z kimś pogawędkę, lecz jedynie w określonych momentach (co jest lekkim zawodem). Mapy, które będziemy przemierzać, robią bardzo dobre wrażenie – od leśnych krajobrazów z otoczką magii po inspirowane Włochami Treviso. Mogę zagwarantować, że każdy znajdzie coś, czym się zachwyci. Swoją drogą to trochę zabawne, że frakcja Nocnych Kruków, mająca Hiszpański akcent, zamieszkuje miasto o Włoskiej nazwie.
Graficznie produkcja stoi na zadowalającym poziomie. Modele postaci są przyjemne dla oka, a otoczenie pełne kolorów, nawet w tych mniej „wesołych” lokacjach. Kolejnym plusem jest też stan techniczny gry. Rzadko zdarza się, żeby gra na premierę działała tak dobrze. Spadki płynności są sporadyczne, a nawet jeśli występują, to nie mają większego wpływu na rozgrywkę. Nie natrafiłem również na żadne poważniejsze błędy, co uważam za duży sukces. Mam trochę mieszane uczucia co do ścieżki audio. Muzyka została skomponowana przez Hansa Zimmera, więc nie powinno być zaskoczeniem, że bardzo przyjemnie się jej słucha. Problem pojawia się podczas niektórych dialogów, gdzie gra aktorska niektórych postaci pobocznych zauważalnie odstaje i wypada słabo na tle reszty.
Do kolejnych minusów zaliczam zauważalną zmianę atmosfery. Poprzednie części były bardziej mroczne i poważne, a w Veilguard ten mrok jest bardzo stonowany. Mój komentarz na temat „marwelizacji” w pierwszym akapicie nie był zupełnie przypadkowy – przez cały czas czułem się, jakbym grał w taki Dragon Age’owy odpowiednik przygód o superbohaterach. Inspiracja tego typu produkcjami jest bardzo wyczuwalna w grze, co wielu z was może nie przypaść do gustu. Chciałbym, abyście mieli to na uwadze, rozważając ewentualny zakup.Osobiście ciężko mi stwierdzić, co skłoniło BioWare do obrania takiej ścieżki dla swojej gry, ponieważ nie do końca zadziałało to na ich korzyść.
Zerknij także na : Wykopaliska archeologiczne, czyli o znakomitej serii początkach
Drużyna musi trzymać się razem
Dragon Age: Veilguard to ciekawa produkcja action RPG, która niestety wypada słabo w porównaniu do klasycznych gier z serii Dragon Age. Brzmi to nieco niedorzecznie, ale uważam, że to zdanie najlepiej podsumowuje tę część serii. Mimo że raczej nie przyciągnie ona do siebie długoletnich fanów, na pewno znajdzie się dla niej miejsce w sercach ludzi, którzy lubią widowiskowe ruchy specjalne oraz szybkie i energiczne potyczki. Jeżeli chodzi o osobiste odczucia, to z tym tytułem bawiłem się świetnie i nie wykluczam, że wrócę, aby wypróbować pozostałe klasy czy umiejętności. Mam nadzieję, że ta recenzja pomoże wam w jakiś sposób podjąć decyzję kupna bądź odpuszczenia sobie tej gry. W każdym razie, jeśli się skusicie, to życzę wam dobrej zabawy!