Uncharted Legacy of Thieves Collection – recenzja gry – czasami przydaje się nadinterpretacja

UDOSTĘPNIJ

Zaczynając przygodę z Uncharted Legacy of Thieves Collection, siadałem po prostu do kolejnego ekskluziva od Sony. Po świetnym Horizon Zero Dawn chciałem ponownie zakosztować tego uczucia konkretnej przygody i padło na Nathana i Chloe. Z czasem jednak zacząłem odkrywać inne oblicze bohaterów i ich życiowych poszukiwań, co kompletnie zmieniło moje odbieranie Kresu złodzieja i Zaginionego dziedzictwa.

Jako zagorzały fan konsol od Microsoftu zawsze zazdrościłem obozowi niebieskich tych ich ekskluzywności. Czułem, że Xbox nie dorównuje konkurencji nawet odrobinę i kiedy dowiedziałem się, że będę mógł jej zakosztować na PC to, delikatnie rzecz ujmując, byłem ukontentowany. Nie myliłem się, tytuły, które odpaliłem, zasługiwały na miano ekskluzywnych. Świetna fabuła, zapierające dech w piersiach widoki i gameplay na najwyższym poziomie to coś, czego zazdrościłem od zawsze. Lecz to Uncharted właśnie dał mi najwięcej do myślenia. Co takiego odkryłem dzięki przygodom sławnego złodzieja? Zapraszam do lektury.

Odkryj swoje El Dorado

Motyw poszukiwania i podróży w literaturze jest jednym z najpopularniejszych, z jakimi się spotkałem. Często czytając, nie analizowałem tekstu, widziałem tylko to, co było na wierzchu, a nie to, co ukryte, metafory czy analogie pozostawały na drugim planie i nie zajmowały mnie tak, jak powinny. Rozumieć teksty nauczyła mnie moja nauczycielka z języka polskiego dopiero w liceum i od tej pory inaczej odbieram książki. Natomiast inne środki wyrazu artystycznego nadal traktowałem powierzchownie, gdyż miałem je jedynie za rozrywkę, która ma odciągnąć moje myśli od trudów dnia codziennego.

Gry, nieważne jak piękne, pozostawały jedynie grami. Przejścia i przemiany bohaterów, którymi kierowałem, nie odbierałem osobiście. Fakt – wybory zawsze podejmowałem zgodnie ze swoim sumieniem, czułem się jakoś powiązany z postacią na ekranie, ale jej historia nigdy nie stała się moją. Nie miewam „kaca” po skończonym tytule, nie siedzę i nie zastanawiam się nad motywem, który często jest jasno określony, czy nad sensem tego, co właśnie przeżyłem. Oczywiście, że od każdej reguły są wyjątki jak CP2077, który zmieszał moje przyzwyczajenia z błotem i wbił mi się w pamięć. Zazwyczaj jednak gram, a nie przeżywam.

Dokładnie z takim samym zamiarem odpaliłem Uncharted. Świetna gra z humorem, idealna, żeby odpocząć i się odstresować. Nie będę się rozpisywał nad fabułą, zainteresowanych odsyłam tutaj. Gra miała zapewnić mi kilkanaście godzin dobrej zabawy i tak było, lecz w prezencie (idealnie skoro pisze to 6 grudnia) dostałem również coś, co sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, szukać sam w sobie swojego Złotego Kła Ganeśi. Nie wiem czemu akurat Nathan tak na mnie wpłynął i zamiast zwykłego oczyszczenia głowy zajął moje myśli, swoimi.

Sprawdź też: Sonic Superstars — recenzja gry — Niebieski jeż i ferajna

Piracki abordaż

Nathan chce pomóc bratu, ufa mu wręcz bezgranicznie pomimo faktu, że od piętnastu lat nie miał z nim żadnego kontaktu, w dodatku myślał, że nie żyje, kiedy ten nagle pojawia się w jego życiu. Nasz protagonista postanawia wszystko rzucić i ruszyć z nim na poszukiwania skarbu. Pogoń do dawnego życia, emocji z nim związanych to coś, za czym wielu z nas tęskni, dlatego Nath to postać, z którą można bardzo łatwo się utożsamić. Beztroska i bycie panem własnego losu to podświadome tęsknoty, którym nasz bohater się oddaje bez większego namysłu. Oczywiście chęć pomocy bratu jest na pierwszym miejscu, według Drake’a, który wszystkie swoje decyzje właśnie tym sobie usprawiedliwia.

Sam wielokrotnie wspominam czasy, jak mogłem decydować, kiedy i co mam zrobić może właśnie dlatego Nathan tak dał mi do myślenia. Ile ja sam zaryzykowałbym, aby odzyskać dawne życie? Czy szukam jakiegoś powodu, który sprawi, że nie będę miał wyrzutów sumienia, że porzuciłem to, co mam, aby choć na chwile poczuć „wiatr we włosach”? Postawa dość infantylna, doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że dorastając, stajemy się odpowiedzialni nie tylko za siebie i wielokrotnie nasze zachcianki spadają na dalszy plan. Ale musimy zdawać sobie sprawę również z tego, że zaniedbując siebie, w końcu zaniedbamy i bliskich. Parafrazując Jordana Petersona: „Zanim zaczniemy sprzątać u kogoś, powinniśmy najpierw posprzątać swój własny dom.” Lecz sprzątać zawsze lepiej w duecie.

Miłość wszystko zrozumie

Elena to postać raczej drugoplanowa. Pojawia się na początku gry, żeby potem zniknąć, by pod koniec rozgrywki uratować swojego ukochanego z opresji. Okłamywana przez Nathana nie pozostawiła go samemu sobie, lecz dała wygrać uczuciom, którymi darzy naszego bohatera i do końca pozostała mu wierna. Zdawała sobie sprawę z tego, że ratowanie brata to tylko maskowanie prawdziwych powodów i daje temu upust w jednej ze scen, gdzie demaskuje kłamstwo swojego ukochanego.

Po tym, jak Drake zaszczepił we mnie swoje wątpliwości, tak jego partnerka na nowo pokazała, że etapy w życiu to coś naturalnego i że poddając się im, wcale nie tracimy nic ze swojego prawdziwego jestestwa, jedynie zyskujemy na wartości. Elen szukała zrozumienia. Nie samej siebie, lecz swojego ukochanego,co zasługuje na największy szacunek .Chciała pokazać mu, że może na nią liczyć pomimo przeszkód.

Droga ważniejsza od celu

Jest i on – prowodyr całego tego zamieszania, czyli Sam Drake. Szukał zaginionego skarbu Henry’ego Avery’ego od wielu lat, aby wciągnąć swojego brata w cały plan, manipulował uczuciami, którymi Nath go darzył. Ryzykując życie swoje i towarzyszy, parł do przodu omamiony legendarną fortuną zebraną przez sławnych piratów. Do końca pozostał wierny swojemu celowi i pomimo realnego widma utraty życia, postanowił zaryzykować.

Samuel stoi w opozycji do swojego młodszego brata. On nigdy nie porzucił dawnego stylu życia. Wolność i przygoda były dla niego niczym tlen i zatracił się w tym na tyle, że nawet po dotarciu do celu nadal, jak sam mówi, czuje pustkę. To pogoń za marzeniami pozwalała mu oddychać, a cel na końcu drogi nie był najważniejszy. Sam szukał nie bogactw a spokoju, skarb był tutaj nie szansą na wzbogacenie, znaczy nie tylko, ale swojego rodzaju katahrsis, które miało zapewnić starszemu z braci wolność od ciągłej pogoni za celem. Lecz okazuje się, że dotarcie to tego upragnionego skarbu sprawia, że nie czujemy satysfakcji, lecz jedynie pustkę, którą musimy czym prędzej zapełnić.

Sprawdź też: Gdy książka skrzyżuje się z grą i odleci w kosmos – recenzja The Invincible

Jesteś inna niż Ci się wydaje

Skończyłem przygody Nathana i od razu odpaliłem Zaginione dziedzictwo z dokładnie takim samym zamiarem. Reset głowy, już nie tylko po trudach codzienności, ale też po przygodach w Kresie złodzieja. Chciałem lecz nie mogłem się wyzbyć tej chęci szukania w Chloe i Nadine ukrytych historii. Szczególnie że polubiłem tę drugą i kibicowałem, żeby dołączyła się do braci Drake.

Frazer na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od Sama. Złodziejka, która chce jedynie zarobić. Z czasem odkrywamy, że Indie to jej dom, a jej ojciec poświęcił życie, aby odnaleźć kieł. Nadine również ma dość oczywiste powody. Najemniczka, której została odebrana firma, a jej ostatnia akcja skończyła się dla niej upokorzeniem. Mamy motywy działania dość proste, lecz skuteczne, czyli zemsta i zarobek. 

Chloe szukając artefaktu, cały czas musi stawić czoła przeszłości i powoli godzi się ze swoim przeznaczeniem i pozwala, aby nagroda, którą ma obiecaną, przeszła jej koło nosa. Oddaje kieł do ministerstwa kultury, tam, gdzie jest jego miejsce. Co do Nadine, otrzymujemy piękną historię pogodzenia się ze swoim losem i odkrycia prawdziwej radości. Najemniczka, podobnie do Sama Drake, znalazła wolność, której nieświadomie potrzebowała. Cieszy mnie to o tyle, że tak jak wspomniałem wyżej, kibicowałem jej już od Kresu Złodzieja i pragnąłem, aby przeszła na naszą stronę.

Jak wytłumaczyć sobie wszystko

Uncharted Legacy of Thieves Collection było dla mnie odkryciem, którego się nie spodziewałem. Wiedziałem, że siadam do wyrobionej marki doskonale znanej i co ważniejsze, docenionej przez graczy. Nie spodziewam się jednak aby to doświadczenie zmieniło moje podejście do gier, lecz jestem wdzięczny losowi (i platformie GOG) za to, że postawił ten tytuł na mojej drodze. Przygody Nathana trafiły na listę tytułów, które przeżyłem. Może dlatego, że Kres Złodzieja to poniekąd pożegnanie z Drake’m, a zamknięcia pięknych przygód zawsze są emocjonalne.

Sprawdź też: Detective Pikachu Returns – recenzja gry – Sherlock wymięka.

Zalety

Piękna grafika,
zmusza do refleksji,
fabuła,
dialogi.

Wady

Za krótka

Za przekazanie kodu do gry dziękujemy firmie GOG.