Szybka rozgrywka to w dzisiejszych czasach standard w różnych dziedzinach. Czas to towar luksusowy i wielu nie może sobie pozwolić na długie godziny przy stole, aby zagrać w wybrany tytuł. Z pomocą przychodzą gry na dwadzieścia/trzydzieści minut, które rozkłada się w sekundę i można grać. Chwała klanom to właśnie taki tytuł, w który możecie zagrać dosłownie wszędzie i zawsze.
Klan to świętość, dbając o niego, dbamy o siebie, więc to naturalne, że na jego potędze zależy nam najbardziej. Inne zgromadzenia i rody to zagrożenie i nie możemy pozwolić, żeby to one wzrosły w siłę. Kilka kart, kilka machlojek i to my osiągniemy potęgę. Czy dzięki grze Chwała klanom będziemy mogli poczuć się jak głowa największego klanu? Zapraszam do lektury.
Licz i obserwuj
Gra jest prosta do opanowania. Masz talie kart, które układasz na planszetce tymi samymi kolorami bądź cyframi, które są widoczne u góry. W grze są jeszcze żetony, które kładziemy na środku i to one decydują, których osadników przyjmiesz do klanu. To z grubsza tyle, jeżeli chodzi o zasady. Można siadać do gry – pełnej kombinowania i planowania, gdzie położyć kartę, żeby zgarnąć dla siebie najlepszych, albo podłożyć przysłowiową świnię przeciwnikowi.
Ten typ rozgrywki sprawdza się w szybkich partiach, zapewnia zabawę i poprawia regrywalność tytułu, co w planszówkach na dwadzieścia minut, jest dość istotnym aspektem.
Góry, łąki i kilty
Gra, choć minimalistyczna, jest ładna. Kolory są żywe i soczyste, przypominając krajobrazy Szkocji w pogodny dzień – zjawisko rzadsze niż uśmiech na twarzy obywatela Rzeczpospolitej. Karty w stylu kreskówkowym pasują do charakteru gry, choć są powtarzalne i bez większej fantazji, więc w sumie pasują do klmiatu całej gry. Pudełko jest utrzymane w stylu celtyckim, co doskonale spina klamrą wizualną i trzeba przyznać, że dobrze prezentuje się na półce.
Tradycja to tradycja nie potrzeba polotu
Chwała klanom. Narady w kiltach nie jest grą skomplikowaną i może się szybko znudzić. To, co miało być jej największym plusem, będzie dla wielu dyskwalifikowało grę na wstępie, bo nie sięgną po tytuł, który zapewni dwadzieścia minut zabawy i może się znudzić po kilku rozgrywkach. Do tego dochodzi kiepskie wykonanie kart, które są chude i szybko się mną, co w grze opartej właśnie na kartach jest sporym minusem. W tej rozgrywce nie czuje się również, że rozwijamy nasz klan. Kładziemy karty i liczymy punkty, więc brakuje tutaj poczucia jakiegokolwiek rozwoju.
Sprawdź też: Magajaja Dinosaurs – recenzja gry planszowej. W poszukiwaniu złotych jaj
Szybko łatwo i przyjemnie
Dla miłośnika gier planszowych, który ma godzinę wolnego czasu wieczorem, to idealna propozycja. Zasady łatwe do zapamiętania, rozkłada się szybciej niż podgrzanie niedojedzonego obiadu na kolację. Minimalnymi środkami otrzymujemy tytuł, który da nam sporo zabawy i jednocześnie zaspokoi nasz planszówkowy głód. Nie jest to jednak danie główne, jest to tak zwane Amuse-bouche – czekadełko, które formalnie nawet nie zalicza się do posiłku.
Sprawdź też: Pędzące Żółwie Extreme – recenzja gry – szaleńczy sprint, czy niepospieszny trucht?