Odchodząc z tego świata, J.R.R. Tolkien zostawił po sobie ogromną ilość notatek, szkiców, maszynopisów i listów. By zapobiec ich utracie i zapomnieniu zaopiekował się nimi najmłodszy syn pisarza – Christopher, będący również literackim spadkobiercą twórcy Śródziemia. Owocem jego wieloletniej pracy był m.in. Silmarilion oraz 12-książkowy cykl Historii Śródziemia.
Historia Śródziemia po raz trzeci
Ballady Beleriandu zostały po raz pierwszy wydane w 1985 roku. Jak nietrudno się domyślić była to książka w języku Szekspira. Na wszelkie przekłady przyszło czekać fanom twórczości angielskiego pisarza przez wiele lat. W zeszłym roku poznańskie wydawnictwo Zysk i S-ka poinformowało o podjęciu się kolosalnego przedsięwzięcia, mającego na celu dostarczenie całego cyklu przetłumaczonego na język polski. Po gorącym przyjęciu przez czytelników pierwszych dwóch części (Księga Zaginionych Opowieści Tom I i Tom II) naszedł czas na trzeci wolumin.
Sprawdź też: Księga Zaginionych Opowieści Tom 1 — recenzja książki. Tolkien wydaje zza grobu
Ponownie przekład treści nie spadł na barki jednej osoby, gdyż zajął się nim znany duet w osobach Agnieszka Sylwanowicz „Evermind” oraz Katarzyny Staniewskiej „Elring”, który odpowiadał również za poprzedni tom. Pierwsza z pań, mająca na koncie tłumaczenia wielu książek sygnowanych nazwiskiem oksfordzkiego profesora, zajęła się dużą częścią treści, natomiast poezja, podobnie jak w przypadku Księgi Zaginionych Opowieści należała do pani Staniewskiej. Za przepiękną ilustrację na okładce odpowiada natomiast Maciej Łaszkiewicz.
Wzorzec i podstawa dla Silmarilionu
W obu tomach Księgi Zaginionych Opowieści mogliśmy przeczytać szkice i wczesne wersje prawie wszystkich historii zawartych w Silmarilionie, który ujrzał światło dzienne 4 lata po śmierci Tolkiena, w 1977 roku. Był to pierwszy tom stworzony na podstawie pozostawionych notatek, kompilujący wiele wersji opowieści w jedną, którą można uznać za kanoniczną. Za nim podążyła właśnie Historia Śródziemia, która dawała wgląd we robocze wersje opowieści, czasem pochodzące jeszcze sprzed wydania Hobbita. Nie inaczej jest w przypadku Ballad Beleriandu, które zawierają poematy powstałe w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. W tym dziele przeczytamy po raz kolejny o tragicznym losie Turina, który zmaga się z klątwą rzuconą na jego ród, co za każdym razem przypomina mi o mitologicznym Edypie.
Drugą część stanowi natomiast Ballada o Leithian, będąca wariacją opowieści o losach Berena i Luthien, szczególnie bliskiej sercu autora. Dodatkowo znajdziemy też trzy bardzo krótkie teksty opiewające ucieczkę Noldorów z Valinoru, Upadek Gondolinu oraz losy Eärendela, znanego w poprzednich tomach pod mianem Eriola. Dodam jeszcze, że tytułowy Beleriand to północno-wschodni rejon Śródziemia, który istniał tylko w Pierwszej Erze, gdyż zniknął on pod morskimi falami jeszcze przed upadkiem Morgotha .
Tolkien był mistrzem prozy i poezji
Jeśli czytaliście Władcę Pierścieni lub nawet Hobbita, z pewnością wiecie, że Tolkien bardzo sprawnie posługiwał się piórem, tworząc wielostronicową prozę. Ballady uświadomią nam, że równie dobrze szło mu w dziedzinie poezji. Jak bowiem sugeruje tytuł dzieła, składa się ono z aliteracyjnych ballad opatrzonych licznymi przypisami oraz redakcyjnymi komentarzami Christophera. Standardowo dla tego cyklu książka zaczyna się wstępem, w którym syn pisarza opowiada o historii danych szkiców i swoich działań przy tworzeniu tomu. Jego charakterystyczny styl sprawia, że możemy się poczuć, jakby mówił bezpośrednio do nas. Zagorzałych fanów czeka też miła niespodzianka, gdyż dodatek do Ballady o Leithian stanowi komentarz C.S. Lewisa, autora Opowieści z Narnii, będącego bliskim przyjacielem twórcy Śródziemia. Zawiera on propozycje zmian, które przysłał po przeczytaniu jednej z wczesnych wersji. Warto zaznaczyć, że zarówno historia Turina, jak i romantycznych kochanków zostały przedstawione w dwóch, nieco różniących się wersjach. Druga z nich zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, ze względu na swoją rytmikę, która wywoływała podobne uczucie co nasza narodowa epopeja.
Sprawdź też: Historii Śródziemia część kolejna. Księga Zaginionych opowieści. Tom II – Recenzja książki
Christopher na tropie dzieł ojca
Podobnie jak w dwóch poprzednich tomach dużą uwagę zwrócono na zmiany jakie zachodziły w nazewnictwie miejsc czy postaci, a także genealogii rodów czy chronologii wydarzeń. Szczególnie temu ostatniemu aspektowi poświęcono tym razem szczególnie dużo miejsca. Warto również zauważyć, jak bardzo szczegółowe były poematy stworzone przez Tolkiena. Z lektury Ballad Beleriandu dowiemy się chociażby jak brzmiała przysięga Fëanora, w innych dziełach wspominana tylko pobieżnie. Jeszcze mniejsze szczegóły możemy zauważyć w balladzie o dzieciach Hurina, gdzie czasem drobne rany odniesione przez bohaterów mają wielkie znaczenie kilkadziesiąt wersów dalej. Na szczególną pochwałę zasługują panie tłumaczki, które zadbały o to, by oddać niełatwy, bo archaiczny, a zarazem piękny język Profesora.
Prawdopodobnie najpiękniejsza okłada
Podobnie jak inne książki od poznańskiego wydawnictwa Ballada została wydana w twardej oprawie z grubą, matową obwolutą. Ilustracja znajdująca się na nich jest przepięknie wykonaną interpretacją elfie księżniczki Luthien tańczącej na leśnej polanie. Taką bowiem spotkał ją Beren, a sama ta scena ma swoje korzenie we wspólnych przeżyciach Tolkiena i jego ukochanej. Wykorzystanie kremowego papieru o nieco wyższej gramaturze sprawia, ze strony przyjemnie się przewraca i nie trzeba bać się o przypadkowe uszkodzenie kartek. Dzięki trzymaniu się tego samego formatu od lat książka wspaniale komponuje się na półce z innymi tolkienowskimi dziełami wydanymi przez Zysk i spółkę.
Mocno trzymam kciuki
Po wydaniu Ballad Beleriandu znaleźliśmy się już w jednej czwartej serii. Na ten moment wszystko wskazuje, że jesteśmy na dobrej drodze, by za parę lat cieszyć się już wszystkimi dwunastoma książkami na naszych półkach, na co niezmiennie czekam. Będzie to bowiem pierwsze tłumaczenie całego cyklu, co świadczy o sile i liczbie fanów Tolkiena w naszym kraju. Aby w pełni korzystać z lektury tego dzieła, potrzebujemy prawie wszystkich wydanych dotąd książek Tolkiena, gdyż jego treść często odwołuje się do obu tomów Księgi Zaginionych Opowieści, Silmarilionu, Listów, Niedokończonych Opowieści,a nawet Władcy Pierścieni. Nie uważam tego jednak za wadę, gdyż świadczy to o kompleksowości świata tworzonego przez całe życie autora.