Assassin’s Creed: Revelations, czyli jak starzeć się z godnością

UDOSTĘPNIJ

okładka gry Assassin’s Creed: Revelations

Z Assassin’s Creed: Revelations mam dość nietypową relację. To pierwsza odsłona z serii, na którą pierwotnie trochę marudziłem. Obecnie uwielbiam do niej wracać i właśnie ukończyłem tę grę po raz kolejny. Jak do tego doszło? 

Już niebawem my, jako gracze, będziemy mogli poczuć się, jakbyśmy weszli do animusa. Niby w jaki sposób? Otóż tuż za rogiem premiera Assassin’s Creed Mirage, które ma być ponoć powrotem do korzeni. Swoistym hołdem dla tych, którym brakuje klasycznej formuły tej marki. 

Wprawdzie ostatnie trzy odsłony pozytywnie przyjęły się wśród internautów, ale po Valhalli przebijało się coraz więcej głosów, które chciały po prostu tego „prostego”, biegającego po wąskich uliczkach asasyna. Nieco zabawnie obserwuje się tę sytuację, kiedy przypomni sobie człowiek, jak to po pojawieniu się Assassin’s Creed Syndicate fani krzyczeli, że chcą w końcu coś nowego. Chciałoby się rzec, że szybko im się znudziło, ale… minęło już jednak 8 lat od przygód bliźniaków Frye.

NIemniej — po raz pierwszy ludzie zaczęli kręcić nosem na „wtórność” przy Assassin’s Creed Revelations, niby sama gra przyjęła się ogólnie dobrze, ale to właśnie w przypadku tej produkcji zaczęły się wątpliwości. Ba! Sam należałem do tej grupy narzekaczy. Żeby było zabawnie — obecnie uważam, że to jedna z najlepszych odsłon. Dlaczego jednak na samym początku wspomniałem o Mirage? To proste — mam wrażenie, że będzie ono nieco przypominać właśnie produkcję zwieńczającą przygody Ezio. Z tego też powodu postanowiłem po raz kolejny wrócić i posłuchać skrzypiących już kości starego Włocha. Czy warto było szaleć tak?

Assassin’s Creed: Revelations – pierwotne wrażenia 

Moja relacja z Assassin’s Creed: Revelations jest nieco wyboista. Pierwszy zwiastun, który został zaprezentowany na E3 w 2011 roku zrobił na mnie ogromne wrażenie. Cóż za przepiękna graficznie była to animacja! Oczekiwałem nowej części jak szalony, a kiedy wyszła… szybko się od niej odbiłem.

Ezio, mimo tego, że jary, to jednak stary. Bardziej obciążały, wolniejszy, szybciej się męczący. To samo dokładnie odczułem wtedy po samej rozgrywce. Brakowało mi w niej tej dynamiki, tego życia, energii. Bez bicia przyznaję — nie ukończyłem tej gry przy moim pierwszym podejściu. Nie dałem rady.

Sprawdź też: Historia a gry. O serii Assassin’s Creed słów kilka

Potrzebowałem kilka miesięcy, jak nie roku, aby na spokojnie poskładać te moje myśli do kupy i spróbować ponownie zagrać. Postanowiłem zupełnie inaczej podejść do tej produkcji — tym razem, odpalając ją, wiedziałem czego się spodziewać. 

Całkowicie inaczej odebrałem ten tytuł. Wszystko to, na co wcześniej narzekałem, teraz w pełni doceniłem. Ta „ślamazarność” budowała niesamowity klimat i świetnie akcentowała to, że czas florenckiego asasyna dobiega końca. To bardzo przygnębiająca część — potem już chyba żaden asasyn tak mocno nie obciążył mi serducha. 

Ezio się zestarzał, ja troszkę też 

Czas po raz kolejny rozpocząć tę przygodę i pobiegać (przez większość gry) po uliczkach Konstantynopola. Tym razem jednak po raz pierwszy w odświeżonej wersji z The Ezio Collection, które od lat kurzy mi się na półce i czekało „na lepsze czasy”. Choć grafika faktycznie widać, że została nieco podbita, tak od samego początku widać i czuć, że ma się do czynienia z grą, która wyszła dwie generacje temu. 

Czy to źle? Wręcz przeciwnie! Bardzo się cieszę, że to nie tylko ja się postarzałem przez te lata — dlatego to podejście do Assassin’s Creed Revelations było w pewien sposób dla mnie wyjątkowe. 

Przyznam też bez bicia — poza Valhallą nie jestem wielkim entuzjastą „nowych” części asasynów. Dlatego z otwartymi ramionami przyjąłem tę klasyczną formę rozgrywki. Bałem się, ze produkcja mocno się pod tym względem zestarzała — zresztą jak wiele innych tytułów, które ostatnio odpaliłem po latach. Ku mojemu zdziwieniu — było naprawdę nieźle!

Przemierzanie stolicy imperium osmańskiego dalej sprawia mnóstwo radochy. Konstantynopol to miejsce idealne dla fanów pierwszych dwóch odsłon serii. Łączy ono w sobie piękno włoskich renesansowych miejsc oraz architekturę wschodnią. Samo zwiedzanie tej ogromnej i kolorowej metropolii dostarcza ogromnej przyjemności. W trakcie wykonywania misji wspinamy się na takie miejsca jak starożytny Hipodrom, świątynia Hagia Sofia, czy jeden z wielu minaretów.

Sprawdź też: Assassin’s Creed II — recenzja gry.

Dalej mocno doceniam różnorodność misji — bowiem rzadko się zdarza, aby były one podobne do siebie. Nie brakuje w tej grze zarówno „spokojniejszych” momentów, jak i takich przepełnionych akcją. Pamiętam, że pomimo mojej początkowej niechęci do gry, mocno mi się wtedy spodobał system odnajdywania poszlak — czułem się nieco jak taki Batman, ale ubrany na biało! 

Skakanie na „haku” to dalej świetna zabawa! 


Kolejną nowością w Assassin’s Creed Revelations było ukryte ostrze, ale usprawnione o hak! To pozwalało na większe możliwości eksploracyjne Ezio — Włoch dzięki niemu mógł szybciej się przemieszczać po budynkach, a także sięgać wcześniej niedostępnych miejsc. Oczywiście znajduje on też zastosowanie w walce. Cały ten freerunning odbywa się w naprawdę naturalny, płynny sposób. Pomimo starych kości — dalej czuć tę „lekkość”. Świetna sprawa. 

screenshot z gry assassin's creed revelations

Jak już o walce wspomniałem, to pozytywnie wspominałem też system tworzenia bomb. Zamiast znanych z poprzednich odsłon bomb dymnych, Ezio mógł tworzyć własne granaty. Ogłuszające, dezorientujące czy likwidujące oponentów — bez wątpienia było to spore urozmaicenie i teraz też chętnie korzystałem z tego rozwiązania. 

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze rekrutacja asasynów, odbijanie twierdz z rąk templariuszy, a następnie obrona tychże miejsc przed ich przyszłymi atakami. Akurat ten ostatni element już po premierze mi zgrzytał i choć lubię gry z gatunku tower defense, to tutaj niekoniecznie wypada on zbyt dobrze. Nie ma jednak róży bez kolców, prawda?

Perfekcyjne zamknięcie „trylogii”? 

Assassin’s Creed Revelations prowadzi jakby trzy wątki jednocześnie.  Gra przede wszystkim skupia się na postaci Ezio Auditore da Firenze – produkcja wszakże jest zamknięciem jego trylogii.  Włoski szlachcic wyruszył  do syryjskiego Masjafu, aby odnaleźć bibliotekę dawnego mistrza zakonu – Altaira. Te poszukiwania doprowadziły go właśnie do Konstantynopola, gdzie angażuje się w rozwój miejscowego zakonu asasynów, wplątuje się w spisek templariuszy i spotyka miłość swojego życia. 

screen z rozgrywki ac revelations

W tej historii mnóstwo jest zwrotów akcji, soczystych intryg czy po prostu świetnie rozpisanych bohaterów. Ba! Nawet romans Ezio nie został zrobiony na kolanie, jak to przeważnie w tego typu produkcjach bywa.  

Włoski asasyn, zdobywając kolejne artefakty, odblokowuje także wspomnienia bohatera pierwszej części gry – Altaira Ibn-La’Ahad. Dzięki nim możemy poznać dalsze losy legendarnego asasyna, od dnia, w którym zdobył fragment Edenu, do momentu jego śmierci. Historia jest przedstawiona w dość skrócony sposób, ale mimo to wciąga na całego.

Obudź się Desmond!

Podobnie minimalistycznie opowiedziane są wspomnienia Desmonda. Tym razem jednak twórcy porzucili wątek walki z Abstergo, skupiając się głównie na przeszłości i psychice głównego bohatera. Mężczyzna bowiem wpadł w śpiączkę, a zespół inżynierów utrzymuje go przy życiu, korzystając z Animusa. Miles budzi się, ale tylko wirtualnie, w programie testowym systemu operacyjnego maszyny, gdzie spotyka Obiekt 16. Naszym celem jest zebranie brakujących wspomnień przodków, aby bohater mógł zintegrować swoją pamięć i wybudzić się. 

Sprawdź też: Assassin’s Creed Brotherhood – Najlepsza Gra z Ezio Auditore?

Wszystkie te trzy wątki świetnie się przeplatają i tworzą jedną, wielką całość — z wielką radością odkrywa się kolejne to karty tej układanki. Obserwując Ezio w akcji widać, że facet już po prostu się starzeje, nie nadąża. Ba, śmieją się z niego, że boomer nie wie, czym było ostrze z hakiem! Wraz z każdą upływającą godziną w grze czuć, że za chwilę czeka nas pożegnanie z bohaterem, którego tak polubiliśmy. Niemniej — po ukończeniu całego wątku nie miałem ochoty na więcej, oj nie. To był dla mnie zamknięty rozdział, którego nie chciałbym już ruszać — dlatego właśnie Assassin’s Creed Revelations jest dla mnie idealnym zwieńczeniem trylogii tej postaci. 

Oda do AC: Revelations i całej historii Ezio

Świetnie było wrócić do Assassin’s Creed: Revelations, choć nie ukrywam — wątek główny zapamiętałem jako dłuższy. Tymczasem kilka krótszych posiedzeń w weekend, a tu napisy końcowe. Niemniej gry z dysku nie usuwam — jeszcze sobie chwilę pobiegam i pozachwycam się tym światem.

bohaterowie z gry assassin's creed revelations

Dlaczego nie tylko ja, ale i wielu innych internautów tak chętnie wraca do czterech pierwszych odsłon? Wszakże wszystkie następne wcale złe nie są — Black Flag był czymś świeżym, a od Edwarda aż biło charyzmą, Unity po załataniu potrafiło wciągnąć i Arno momentami mocno przypominał ukochanego Włoskiego asasyna. Bliźniaków Frye w Syndicate też mocno polubiłem i uwielbiam ich dynamikę.

W tym właśnie chyba tkwi problem – Ubisoft nie daje nam okazji ponownie nawiązać takiej więzi, jak z Ezio. Dlatego z niecierpliwością wyczekuję Mirage, gdzie wcielimy się w Basima, którego już dość dobrze poznaliśmy w Valhalli. Miło będzie znów spędzić czas ze znajomą twarzą. 

Niemniej – serdecznie polecam powrót do tej starej już nieco trylogii – zestarzała się naprawdę godnie, choć fakt – widać, że ugryzł ją ząb czasu. Mimo wszystko to dalej kawał świetnej zabawy, a co najważniejsze – niemal doskonale poprowadzonej historii. 

Zalety

Znakomity wątek fabularny i narracja całej produkcji
Doskonale zamknięta historia całej trylogii
Kilka mechanik, które usprawniły rozgrywkę
Widoki!
Ścieżka dźwiękowa, której nie da się zapomnieć

Wady

Graficznie jest ok, ale momentami kuje oko
Stosunkowo „wolniejsza” od poprzedniczek, to może niektórych zniechęcać
Bronienie” twierdz
Niektóre misje poboczne są mocno nijakie