Mitologia grecka to jeden z filarów współczesnej kultury zachodniej. Nie może więc dziwić, że jest ona obecna w popkulturze, dzieci uczą się o niej w szkołach, a kolejne dzieła kultury do niej nawiązują. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która od lat szkolnych posiada na półce rodzime opracowanie spod pióra Parandowskiego. Spotkać ją można również w wielu książkach Ricka Riordana, serii God of War, czy też Assassin’s Creed Odyssey, o którym będzie dzisiaj mowa.
Kolejny krok w stronę RPG
W drugiej połowie 2018 roku światło dzienne ujrzała jedenasta odsłona kultowej już serii gier spod szyldu Ubisoftu. Tym razem za produkcje odpowiadało w większości studio znajdujące się w Quebecu. Owocem ich pracy był kolejny tytuł stojący w rozkroku między dawnymi skradankami a popularnymi w ostatnich latach grami z gatunku RPG. Tym razem jednak przechylał się on w stronę tego drugiego, wywołując niemałe zamieszanie wśród zagorzałych fanów cyklu. Produkcja działa na silniku AnvilNext 2.0, nadal wykorzystywany przez studia deweloperskie francuskiego giganta, otrzymała ona również dwa duże dodatki fabularne, oraz wiele pomniejszych. Wsparcie dla tytułu zostało zakończone w 2021 roku z premierą wątku kładącego fundament pod jedną z przygód w kolejnej odsłonie.
Sprawdź też: Immortals of Aveum – recenzja gry. Gdzie ta magia?
To jest Sparta!
Podobnie jak w poprzedniej odsłonie – Assassin’s Creed Origins nie uświadczymy odwiecznego konfliktu między bractwem Asasynów i zakonem Templariuszy, bowiem akcja ma miejsce pięć wieków przed Chrystusem, podczas wojny peloponeskiej. Prologiem oraz jednocześnie etapem samouczkowym jest jedna z najsłynniejszych bitew w historii, czyli Termopile. Jako Leonidas stajemy razem z trzystoma Spartanami naprzeciw przeważającym siłom Persów w bitwie pod Termopilami, przedstawionej jeszcze krwawiej niż ta w filmie z Gerardem Butlerem w roli głównej. Po krótkiej chwili na polu bitwy przenosimy się wiele lat do przodu, by śledzić historię potomków bohaterskiego króla. Kierujemy bowiem poczynaniami jednego z jego wnucząt – Aleksiosa lub Kassandry – będącego w posiadaniu złamanej włóczni przodka.
Jesteśmy świadkami tego, jak protagonista w dzieciństwie pierwszy raz wchodzi w konflikt z Kultem Kosmosa, rozciągającym swe macki po całej Helladzie, aby potem towarzyszyć mu w poszukiwaniach dawno zagubionych członków rodziny. Równolegle staramy się wnieść naszego misthios lub misthii (pierwsze to greckie słowo określające najemnika, drugiego natomiast nie znajdziemy w grze, ale oznacza ono po prostu najemniczkę). Na coraz wyższe rangi oraz wyśledzić wszystkich członków Kultu prześladującego rodzinę protagonisty. Pierwszy z dodatków fabularnych serwuje nam małą powtórkę, gdyż jesteśmy znów ścigani przez tajną organizację – Zakon Starożytnych, jednak tym razem towarzyszy nam Darius, zabójca Kserksesa, twórca pierwszego ukrytego ostrza, które otrzymał potem Bayek z Siwy. W tym miejscu dodam jeszcze, że statua przedstawiająca perskiego bohatera znajdowała się w Sanktuarium pod willą Monteriggioni w Assassin’s Creed II, jako jednego z sześciu legendarnych protoplastów. W drugim rozszerzeniu natomiast bierzemy udział w symulacji Isu, przedstawiającej mitologiczne greckie światy. W bardzo okrojonym wątku współczesnym natomiast nadal kierujemy poczynaniami Layli Hassan, poszukującej Atlantydy.
Niech bogowie zatrzymają sobie Olimp. Oto najpiękniejszy widok w całym greckim świecie
Ubisoft słynie z dokładnego odwzorowania światów, w których umieszcza akcje swoich gier z cyklu Assassin’s Creed. Nie inaczej jest w tym przypadku. Otrzymujemy bowiem obszerną mapę, opartą na półwyspie peloponeskim oraz otaczających nas wyspach. Naszą podróż zaczynamy na małej Kefalonii, jednak historia bardzo szybko pcha nas dalej. Główne wątki fabularne w połączeniu z tymi pobocznymi wiodą nas od górzystej Krety przez Spartę i Ateny aż po zagrożoną przez Persów Macedonię. Nie musimy jednak całej drogi przemierzać pieszo. Z pomocą przychodzi nam wierny wierzchowiec Fobos, który na swoim grzbiecie zaniesie nas prawie wszędzie, a gdy zdobędziemy skórkę Pegaza, będzie mógł on z nami skakać z każdej wysokości. Do podróży między portami służy natomiast Adrestia pod opieką Barnabasa, która wchodzi w nasze posiadanie prawie na samym początku historii. Powracają również morskie bitwy rodem z Black Flaga, dlatego też musimy bardzo często inwestować zasoby w ulepszenia naszej łajby. W prawie każdym momencie naszej Odysei możemy otworzyć wirtualną mapę i zaznaczyć na niej interesujący nas punkt, jak i również skorzystać z szybkiej podróży między odkrytymi wcześniej punktami. Dodatkowo mamy możliwość śledzenia przemierzających mapę najemników lub Czcicieli, których tożsamość poznaliśmy dzięki znalezionym wskazówkom.
Sprawdź też: Assassin’s Creed Brotherhood – Najlepsza Gra z Ezio Auditore?
Płynie w tobie krew herosów, krew potęgi.
W porównaniu z Assassin’s Creed Origins zaszły pewne zmiany w ekwipunku naszego bohatera. Nie znajdziemy tu bowiem tarczy, usypiających rzutek czy bomb dymnych, choć część funkcji przejęły specjalne strzały. Zamiast pojedynczej ścieżki ulepszeń dla broni czy zbroi, na każdym kroku napotykamy różnorodne nakrycia głowy, karwasze, pancerze, pasy oraz buty posiadające własne statystyki. Ciągły wzrost poziomu postaci sprawia, że musimy co chwilę zmieniać wyposażenie lub tak jak ja, co jakiś czas uszczuplać najemniczą fortunę w celu wprowadzenia ulepszeń. Nadal jednak możemy wyposażyć naszego protagonistę w dwie bronie białe jednocześnie, którymi możemy rotować naciśnięciem jednego przycisku.
Co ciekawe zamiast kilku rodzajów broni dystansowej działanie łuku można modyfikować wykupionymi umiejętnościami. W tej odsłonie drzewko zdolności jest jeszcze rozleglejsze niż kiedykolwiek i obejmuje zarówno aspekty aktywne, jak i pasywne. Po osiągnięciu pewnego pułapu możemy zacząć inwestować zdobywane punkty w pojedyncze statystyki, zamiast odblokowywać kolejne techniki. Posiadana przez protagonistę włócznia Leonidasa okazuje się być jednym z artefaktów Pierwszej Cywilizacji, nie dziwi więc, że wraz z jej ulepszaniem daje ona właścicielowi wręcz nieziemską sprawność. Muszę również wspomnieć, że nasz protagonista (lub protagonista) mogą nauczyć się legendarnego spartańskiego kopniaka i dzięki niemu powalać wrogów lub zrzucać ich z wysokich miejscówek.
Sprawdź też: SystemShock Remake – recenzja gry. Oldschool w nowej szacie
Jest wiele do zrobienia. A nasz horyzont przesłania mnóstwo niewiadomych
Podobnie jak w pozostałych odsłonach cyklu na swojej drodze spotykamy wiele postaci historycznych i czasem bierzemy udział w wydarzeniach, które zostały potem zapisane na kartach kronik. Zarówno cała wojna na Peloponezie, jak i plaga, która wybuchła podczas w niej w Atenach miały miejsce w historii realnego świata. Gdy chodzi natomiast o postacie, to Assassin’s Creed przedstawia ich wyjątkowo dużo. Przez lwią część naszej podróży za sterem Adrestii towarzyszy nam Herodot, prawdopodobnie najsłynniejszy historyk tamtej epoki. Ze względu na podjęte przeze mnie studia i przyszłą pracę do gustu przypadła mi postać Hipokratesa, któremu można pomóc podczas wędrówek. Pod wpływem pomocy udzielonej przez Kassandrę (lub Aleksiosa – zależy to od wyboru na początku gry) i wyborów przez nią dokonanych w jego głowie zaczyna pojawiać się zarys tego, co później miało stać się przysięgą nazwaną jego imieniem. Podczas swojej Odysei spotkałem również Peryklesa wraz z jego małżonką Aspazją, Alcybiadesa, Sokratesa, a nawet młodego Platona. Oczywiście nie mogło zabraknąć również nieco komizmu, by zrównoważyć mroczne aspekty historii. Najczęściej opiera się on na zabawnych dialogach, choć w rejonie Lokrydy można znaleźć dwa wątki zadań, konkurujące o miano najśmieszniejszego. Warto zwrócić uwagę szczególnie na ten z młodzieńcem imieniem Supideo. Okazuje się bowiem, że krzyczeć można nie tylko w agonii.
Bardziej Asasyn czy Odyseja?
Zbliżając się do końca tekstu, nie sposób uniknąć wspomnianego wcześniej zamieszania między fanami. Trzeba przyznać, że od Assassin’s Creed Unity seria drobnymi krokami zmierzała w stronę RPGów akcji, aby od premiery przygód ostatniego Medżaja całkowicie pójść w tym kierunku. Podczas mojej prywatnej odysei, która nadal trwa, brakowało mi przede wszystkim możliwości wspinania się na budynki i przemieszczania się po ich dachach. W zamian za brak wertykalnej eksploracji gra oferuje nam czasem nadmiar jej horyzontalnej odpowiedniczki. Oczywiście można to tłumaczyć epoką historyczną, jednak poprzednia odsłona pokazała, że da się graczom dać taką szansę. Mechanika poruszania się postaci również przekazuje nam, że z założenia producentów powinniśmy raczej walczyć niż przytulać się do każdej szczeliny w ścianach. Na szczęście jednak jeśli zdecydujemy się na określony styl rozgrywki, możemy poczuć się niczym prawdziwy Asasyn, skrycie likwidując kolejnych wrogów jednym ciosem, i nie przeszkodzi nam nawet ograniczenie nałożone przez twórców. Nie da się jednak uciec przed wszechobecną w tym tytule presją na zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia, a co za tym idzie, ulepszania elementów ekwipunku oraz Adrestii. Dodatkowo to negatywne uczucie wzmacnia skalowanie przeciwników, przez co ciągle będą oni cierniem w naszym boku. Będąc przytłoczony przez te aspekty, przerwałem swoją przygodę z grą na prawie pół roku, by po tym czasie powrócić z nową energią i chęcią poznania reszty przygody. Mimo to nadal uważam, że Assassin’s Creed Odyssey jest tytułem skrywającym w sobie wiele ciekawych historii i motywów, jednak trzeba mieć do niego nieziemskie pokłady cierpliwości.
Sprawdź też: Ratchet & Clank: Rift Apart [PC] – recenzja gry – Międzywymiarowa przygoda