Previous slide
Next slide

Ant-man i Osa: Kwantomania – recenzja filmu. Iniemamocni w mikrokosmosie.

Od czasu Endgame nie mogę się odnaleźć w MCU. Kolejne filmy są bolesnym rozczarowaniem i coraz ciężej mi wskrzesić dawny entuzjazm. Po Wakanda Forever, który był tak słaby, że nie byłam w stanie go nawet dokończyć na Disney +, pocieszałam się myślą, że wkrótce obejrzę trzecią część przygód jednego z ulubieńców – Ant-mana. Czy ta pozycja okazała się gwiazdą na marvelowskim ornamencie? Tego dowiecie się z mojej recenzji.

Ant-man i Osa: Kwantomania – recenzja filmu. Iniemamocni w mikrokosmosie.

Welcome Back

Avengersi uratowali świat, Tony Stark poświęcił swoje życie, wszyscy zdają się zapomnieć o koszmarze zgotowanym przez Thanosa. Scott Lang (Paul Rudd) jest z siebie bardzo zadowolony i codziennie odcina kupony od sławy, zbierając honory za wybitne zasługi, a swoje sukcesy przelewa na karty autobiograficznego bestsellera, masowo czytanego na wieczorkach autorskich stworzonych dla małoletnich wielbicieli. 

Świetnie radzi sobie również jego partnerka Hope van Dyne (Evangeline Lily), która po przejęciu rodzinnej firmy zajęła się działalnością filantropijną, za cel obierając eliminację problemu głodu i bezdomności na świecie. Rysą na rodzinnym portrecie jest jednak Cassie Lang (Kathryn Newton), córka głównego bohatera, która lubuje się w demonstracjach i protestach, przez co wpada w liczne tarapaty. Dodatkowo konstruuje specjalną sondę, pozwalającą eksplorować Wymiar Kwantowy w czasie rzeczywistym bez konieczności odwiedzania go. Podczas prezentacji wynalazku sprawy przybierają nieoczekiwany obrót i cała trójka, razem z Hankiem Pymen (Michael Douglas) oraz Janet van Dyne (Michelle Pfeiffer) przenoszą się do innego wymiaru.

Nowy świat już od samego początku zaskakuje swoim bogactwem i różnorodnością. Ekipa musi jednak trzymać się na baczności i uważać na czyhające z każdej strony niebezpieczeństwa. Ich głównym zadaniem początkowo wydaje się odnalezienie siebie nawzajem i przetrwanie, a nie będzie to łatwe, bo okazuje się, że pojawienie się ziemskich przybyszy zostało zanotowane przez wszystkich obecnych i będzie miało swoje konsekwencje. Z czasem można dostrzec, że nasi milusińscy trafili w sam środek wewnętrznego konfliktu, wobec którego nie mogą pozostać obojętni. Jeszcze raz nasz Avenger zostanie zmuszony do podjęcia rękawicy i uratowania wielu istnień.

Chociaż sporo tutaj akcji, to Kwantomania jest tytułem będącym przede wszystkim stricte science fiction. Poprzednie dwie części przygód mrówczego herosa robiły wrażenie pomysłowością i detalami, ale najnowsza część trylogii, kompletnie je deklasuje efektami wizualnymi i stylistyką świata przedstawionego. Mamy tu różnorakie stworki: mini słońca, wielkie pierwotniaki, chodzące żelki, telepatów, a nawet domy, które potrafią się bronić. Szkoda tylko, że nie dowiedzieliśmy się więcej o tajemniczej krainie i jej mieszkańcach. Były momenty, gdzie stylistycznie można było wyczuć mocną inspirację Gwiezdnymi Wojnami, wiadomo, w końcu to produkcja ze stajni Disneya. Na myśli mam przede wszystkim lokacje, stylizacje, wątek rebeliantów, a także zachowanie arcywroga, który do bólu przypomina Dartha Vadera.

Co poszło nie tak?

Co mnie rozczarowało najbardziej to kreacja postaci. Mam wrażenie, że Ant-man dźwiga cały film na swoich barkach. Jest jak zwykle uroczo nieporadny, a jego kwestie potrafią bawić do łez. Czego nie można powiedzieć o pozostałych członkach wyprawy, są oni kompletnie nijacy i wyzuci z emocji. Kiedy Jane opowiada traumatyczne historie z przeszłości, jest tak wiarygodna, jak politycy w spotach wyborczych. Ciężko jest sympatyzować z tymi postaciami, sceny z ich udziały napawały mnie irytacją, a prym wiodła rozkapryszona nastolatka. Tuż po niej palmę pierwszeństwa powinna otrzymać Hope, która nie robi kompletnie nic, po prostu jest.

Oprócz protagonisty film ratował antagonista Kang Zdobywca (Jonathan Majors). W końcu otrzymujemy czarny charakter z krwi i kości, godnego następcę Thanosa, intrygującego i złożonego, którym kierują popędy bliskie śmiertelnikom. Został napisany i zagrany fenomenalnie, trochę taki demoniczny Candyman. Do tego jego wątek ma potencjał do rozwinięcia w innych produkcjach spod szyldu super bohaterskiego uniwersum. Właśnie takich złoli chcę oglądać na ekranie!

Odcinanie kuponów z franczyzy?

Męczyło mnie również tempo narracji, początkowo wszystko wydawało się pędzić, następnie akcja zwolniła, po to, by później wlec się tempem ślimaka. Jakieś 30 minut przed końcem, gdzie emocje powinny być największe, nie mogłam powstrzymać ziewania i czułam, że przysnę, całość przewidywalna do bólu. Nasunęła się też masa pytań, na które brakowało odpowiedzi.     

W Ant-Man i Osa: Kwantomania nie zobaczymy nic nowego, to typowy blockbuster zorientowany na zarabianie pieniędzy i zaspokojenie potrzeby fanów na kilka filmów z serii rocznie. Wiadomo, w kolekcji znajduje się już tak wiele pozycji, że ciężko wymyślić koła na nowo, odnoszę jednak przykre wrażenie, że twórcy nie podjęli nawet zbytnio rękawicy. 

Widać, że reżyser Peyton Reed i scenarzysta Jeff Loveness mieli ciekawy pomysł na adaptację komiksu, niestety coś poszło nie tak i zamiast murowanego hitu, dostajemy film średni, z kilkoma mankamentami, jak dla mnie takie 6/10. Mam nadzieję, że niebawem Marvel ocknie się z letargu i otrzymamy pozycję będącą godnym przeciwnikiem fazy trzeciej.

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl