Akademia Pana Kleksa to mogła być dobra produkcja, ale… – recenzja filmu

UDOSTĘPNIJ

Mimo wielu kontrowersji i negatywnych opinii postanowiłem wybrać się do kina na nową Akademię Pana Kleksa z Tomaszem Kotem w tytułowej roli i jestem zły. Jestem zły, bo jest w tym filmie masa świetnych pomysłów, jednak praktycznie żaden z nich nie ma żadnego rozwinięcia czy puenty.

Kontrowersje przed premierą

Nie wiem, ile osób pamięta pierwsze zapowiedzi Akademii Pana Kleksa, w których mówiło się o wielkim uniwersum filmów, metaverse czy nawet NFT. Wtedy chciałem się od tego odciąć i nawet nie dotykać tego kijem, bo wpychanie NTF do produkcji, umówmy się, dla dzieci jest żenującym posunięciem. Jednak odnoszę wrażenie, że gdzieś po drodze to upadło i nikt o tym nie mówi.

Dodatkowo media sporo mówiły o tym, że główną bohaterką będzie dziewczyna – Ada Niezgódka, a nie chłopiec jak w książce z 1946 roku Jana Brzechwy. Trochę zgadzam się z komentarzami, że mogli inaczej nazwać tę postać, aby odciąć się od porównań z pierwowzorem, tym bardziej, że nie jest szkoła tylko dla dziewcząt, ale dla wszystkich dzieci z całego świata. Jednak to nie jest problemem w tym filmie.

Ada NIezgódka idzie przez różowy krajobraz w kierunki konia
Akademia Pana Kleksa | materiały promocyjne

Akademia Pana Kleksa jest o wszystkim i o niczym

Akademia Pana Kleksa to mogła być dobra produkcja, ale porusza abyt wiele tematów. Nie wiem, czy wynika to z faktu, że scenarzyści – Krzysztof Gureczny i Agnieszka Kruk, po prostu nie potrafią pisać scenariuszy czy w trakcie montażu sporo scen wypadło. Jednak mnóstwo wątków jest wprowadzanych i nie są kontynuowane, albo pojawiają się postacie albo przedmioty znikąd i odgrywają ważną rolę. Ewentualnie na bieżąco zmieniano scenariusz, bo w wielu miejscach gubi się w nim ciąg przyczynowo-skutkowy.

Film zaczyna się od sceny z Wilkusami, które rozmawiają o tym, że kogoś poszukują, ale nie ma to dużego znaczenia, bo one znikają tak naprawdę na cały film i wracają dopiero w finale.

Potem mamy całkiem uroczą scenę, w której Szpak Mateusz (albo jakiś inny ptak, bo patrząc na zwierzę w filmie, to mi to bardziej przypominało sowę) lata po świecie i zbiera dzieciaki do Akademii. Jednak przedstawienie tych najmłodszych jest bardzo stereotypowe i nie pasuje mi do produkcji z 2023 roku, która mogłaby uczyć docelowych odbiorców tolerancji. Przykładowo – osoba z Japonii ćwiczy karate i ma problemy z ojcem, a z Meksyku siedzi na ulicy i gra na gitarze…

Dzieciaki siedzą w pokoju i z zainteresowanie słuchają nauczyciela
Akademia Pana Kleksa | materiały promocyjne

Lekcje Pana Kleksa

Ten segment chyba najbardziej mnie dotknął. Przez cały seans Pan Kleks spotyka się ze swoimi uczniami na kilku lekcjach, które nie prowadzą do niczego. Fajnie, że mamy lekcję o wyobraźni, ale tych sztuczek nawet sam Kleks potem nie stosuje. Mam wrażenie, że miała ona tylko pokazać umiejętności ludzi od efektów specjalnych.

 Bardzo mi się podobały zajęcia z „ale eliminacji”, które polegały na tym, żeby zastąpić w zdaniu słowo „ale” słowem „więc”.  To jako odcinek serialu mogłoby działać perfekcyjnie, gdzie dzieciaki na początku byłyby niepewne mówiąc, np.: „Chciałbym grać w rugby, ale jeżdżę na wózku”. Potem przez odcinek rzeczywiście dzieciaki by z nim grały, a w finale dzięki temu pomógłby klasie rozwiązać jakiś problem. W filmie Kleks mu mówi „To graj”, rzuca mu piłkę i ten chłopak już nie pojawia się nigdy później. Ta lekcja nie ma żadnego morału ani puenty.

Czemu dzieciaki nie wykorzystują zdobytej wiedzy w finałowej potyczce? Po co w takim razie one się uczyły? Bo dla mnie, jeżeli coś pojawia się na ekranie, powinno mieć jakieś znaczenie. Takie rzucanie rzeczy w eter bez puenty według mnie mija się z celem.

Dlatego uważam, że Akademia Pana Kleksa o wiele lepiej działałaby jako serial. Nie powinna też się inspirować serią o Harrym Poterze a Merry Poppins. Sądzę, że taka produkcja, która w każdym odcinku uczyłaby innego aspektu życia, tolerancji, wyobraźni, że wszystko jest możliwe, tylko może trochę w mniej oczywisty sposób miałby więcej sensu.

Dzieci uczą się na lekcji w Akademii Pana Kleksa
Akademia Pana Kleksa | materiały promocyjne

Witajcie w naszej bajce

Muszę przyznać, że wizualnie Akademia Pana Kleksa prezentuje się naprawdę okej. Widać, że są to efekty specjalne, ale pasuje mi to do takiej baśniowej opowieści. Ponownie – jest sekwencja z drzwiami do innych bajek, w której bohaterowie szukają pewnej osoby. Znów wygląda to jak pokaz umiejętności efektów specjalnych, ale nie ma większego sensu dla całości. No i jest to zdecydowanie zbyt długa sekwencja.

Aktorsko jest bardzo różnie. Tomasz Kot jako Pan Kleks wypada interesująco, inaczej niż Piotr Fronczewski w filmie z 1983 roku. Ten drugi również pojawia się w nowej wersji i gra… w sumie nie wiem kogo. Chyba siebie, ale bardzo zmęczonego życiem i nie bardzo chcącego być na tym planie. Swoje kwestie wypowiada jak jakiś mędrzec jednym tonem głosu.

Sebastian Stankiewicz wciela się w Mateusza i o ile charakteryzację ma świetną, tak grać za bardzo nie ma co. Robi co może, ale z tym scenariuszem nie bardzo ma jak się wykazać, bo musi rzucać żartami o kupie…

Są jeszcze młodociani aktorzy na ekranie, ale widać, że nie mają doświadczenia przed kamerą, bo wypadają zwyczajnie niewiarygodnie i sztucznie. Jedynie Antonina Litwiniak, która odgrywa rolę Ady Niezgódki jakkolwiek sobie radzi, ale poszukałem w internecie i widzę, że już w paru produkcjach miała okazję brać udział.

Ada i Pan Kleks siedzą na murku i rozmawiają
Akademia Pana Kleksa | materiały promocyjne

Jest mi naprawdę przykro, bo był tu ogromny potencjał, żeby Akademia Pana Kleksa była czymś ciekawym dla całej rodziny. Natomiast dostaliśmy potworka, który nie do końca wie, czym chce być i opowiada całą masę różnych historii i żadna tak naprawdę nie wybrzmiewa w pełni. Produkcja może nie jest nudna, ale brakuje w niej konsekwencji działań i sensu lekcji udzielanych przez Kleksa. Dla mnie to po prostu zmarnowana szansa.

Zalety

– ładnie wyglądający świat
– Tomasz Kot w roli Pana Kleksa

Wady

– wątki, które urywają się albo pojawiają znikąd w środku filmu
– nieśmieszne żarty
– stereotypowe przedstawienie osób, z innych krajów
– nieangażująca fabuła