REKLAMA

Saloon Simulator – recenzja gry. Do stu kojotów, ten saloon widział więcej kul niż ślubów.

Sonia Moćko

Opublikowano: 29 sierpnia 2025

Spis treści

Dziki Zachód, zrujnowany saloon i marzenie o barmańskim imperium. Czy Saloon Simulator to tylko kolejny symulator, czy może zaskakująco grywalna perełka z klimatem i charakterem? Zapraszam do lektury! 

 

W zalewie symulatorów, które próbują oddać realia niemal każdego zawodu i sposobu na życie, od prowadzenia stacji benzynowej po bycie niedźwiedziem brunatnym (The Wilds), pojawia się produkcja, która od razu wyróżnia się klimatem. Saloon Simulator autorstwa GLIVI GAMES S.A., wydany przez ROCKGAME S.A., to gra, która przenosi nas w sam środek Dzikiego Zachodu i daje do rąk wszystko, czego potrzeba, by stworzyć własne imperium whisky, muzyki i burd przy barze. I trzeba przyznać, że robi to z dużą dawką uroku, lekkością oraz szczyptą zdrowego absurdu. Poczułam się niczym rzucona w jeden z westernów emitowanych na TVP2 w niedzielne południa. 

 

Nie pierwszy raz patrzę śmierci w oczy przy szklance whisky 

Fabuła gry nie zaskakuje oryginalnością, ale w swojej prostocie jest niezwykle skuteczna. Główny bohater, dziedziczy zrujnowany bar po swoim wuju. Zamiast od razu sprzedać nieruchomość, postanawia przywrócić lokal do dawnej świetności. I tak zaczyna się nasza przygoda – od wynoszenia gruzu, przez odnawianie mebli, aż po przygotowywanie drinków dla spragnionych kowbojów. Sam proces renowacji przypomina inne znane symulatory, takie jak House Flipper czy Hotel Renovator, więc czułam się jak u siebie. Wymiana tapety czy łoża dla gości od razu przypomniała mi miłe chwile spędzone w Hotel Owner Simulator.  Ale to, co wyróżnia Saloon Simulator, to właśnie niepowtarzalna atmosfera i zachodni sznyt rodem z przebojowego serialu Dr. Quinn, którego byłam prawdziwą psychofanką w dzieciństwie. Pamiętam, jak co niedziela wyczekiwałam na kolejną wizytę na dzikim zachodzie, a także na rozwój spraw w życiu miłosnym Michaeli i Sullyego.

REKLAMA
Saloon Simulator – recenzja gry. Do stu kojotów, ten saloon widział więcej kul niż ślubów.

Zrobisz wszystko by zadowolić wymagające blade twarze 

Rozgrywka podzielona jest na kilka etapów. Początkowo skupiamy się na odbudowie lokalu, dawnej perły na mapie miasta Blueberry, które teraz bardziej przypomina miasto duchów. Zaczynamy od dostania się do wnętrza baru zabitego deskami. Gdy już nam się uda, czas na gruntowne porządki. Bardzo szybko odwiedzi nas też pierwszy klient, typ spod ciemnej gwiazdy, który wmanewruje nas w pierwsze czarne zlecenie, jakim będzie starcie śladów zbrodni i utylizacja zwłok u lokalnej grabarki. Tak, od tej pory pozbywanie się ciał na zlecenie stanie się elementem naszej codziennej rutyny. Sympatyczny nowy znajomy będzie nam zlecał rozbiórkę wozów na części, a następnie ukrywanie ich w stogach siana. Będzie to niezwykle intratne zlecenie, bo za kilka minut pracy dostaniemy równowartość obrotów naszego baru z całego tygodnia. W kolejnych etapach dochodzi do tego zarządzanie salonem musimy zamawiać produkty, przygotowywać posiłki i serwować napoje, ustalać ceny, reagować na potrzeby gości i dbać o reputację lokalu. Do tego dochodzą elementy zręcznościowe, jak mini gry związane z przygotowywaniem drinków czy przyrządzaniem potraw. Nie są one może bardzo wymagające, ale dają wystarczająco dużo frajdy (lub czasem frustracji), by nie stały się nużące. Przyjemnym dodatkiem są także interakcje z klientami, którzy potrafią być równie zabawni, co irytujący. Mamy podgląd ich cech charakteru, nie mamy wpływu na to, czy odwiedzający nasz klient będzie awanturujący się, ale mamy wpływ na asortyment w sklepie, który te cechy może zaostrzać bądź łagodzić obyczaje.

Saloon Simulator – recenzja gry. Do stu kojotów, ten saloon widział więcej kul niż ślubów.

W samo południe z przymrużeniem oka 

Nie sposób nie wspomnieć o klimacie gry, który budowany jest z dużą starannością. Saloon Simulator nie próbuje być realistycznym symulatorem ekonomicznym. To bardziej gra z przymrużeniem oka, która bawi się konwencją westernu i robi to wyjątkowo dobrze. Nie jesteśmy tylko barmanem, kucharzem i kelnerem w naszym przybytku. Mamy różne misje poboczne, jesteśmy powiązani z całą siatką znajomości. Knujemy z miejscowymi zawadiakami, utylizujemy zwłoki, przenosimy skrzynie i fanty, pobitych koniokradów oddajemy do naszego serdecznego przyjaciela dr Seymoura (ukłon w stronę Jane Seymour grającą dr Quinn we wspomnianym przeze mnie wcześniej serialu). Grafika oparta na Unreal Engine prezentuje się bardzo przyzwoicie. Szczególnie dobrze wypadają efekty oświetlenia, zachody słońca, gra cieni i kurz unoszący się w powietrzu budują autentyczną, niemal filmową atmosferę. Również udźwiękowienie zasługuje na pochwałę. Muzyka country, charakterystyczne odgłosy baru i głosy klientów tworzą przekonujący dźwiękowy pejzaż Dzikiego Zachodu.

Saloon Simulator – recenzja gry. Do stu kojotów, ten saloon widział więcej kul niż ślubów.

Powtarzalność typowa dla symulatorów 

Oczywiście gra nie jest pozbawiona wad. Największym problemem jest powtarzalność. Po kilkunastu godzinach grania schemat działania staje się przewidywalny – otwieramy bar, obsługujemy klientów, robimy misje poboczne, gasimy bójki i zamykamy lokal. Choć twórcy wprowadzili pewne urozmaicenia, jak wydarzenia losowe czy misje fabularne, to jednak po pewnym czasie można odczuć brak świeżości. Dodatkowo gra nie jest wolna od drobnych błędów technicznych, zdarzają się problemy z AI klientów, niekiedy fizyka obiektów płata figle, a interfejs bywa odrobinę toporny. Na szczęście są to rzeczy, które można łatwo poprawić w aktualizacjach, a deweloperzy już pokazali, że słuchają opinii graczy i cały czas pracują nad tytułem. 

Klimat przede wszystkim! 

Mimo wspomnianych niedociągnięć, Saloon Simulator to gra, która potrafi wciągnąć na długie godziny. Jej siłą jest nie tylko przyzwoita mechanika i atrakcyjna oprawa audiowizualna, ale przede wszystkim charakter i humor. To nie jest tytuł, który zmieni oblicze branży, ale z pewnością jest jednym z najbardziej stylowych i przyjemnych symulatorów ostatnich lat. Gra nie traktuje siebie zbyt poważnie, co działa na jej korzyść. Zamiast liczenia każdej monety i śledzenia tabel Excela, dostajemy swobodną, klimatyczną zabawę w prowadzenie saloonu, z całą jego dzikością i nieprzewidywalnością. Na ekranie dzieje się wiele, więc łatwo utracić poczucie czasu.

Saloon Simulator – recenzja gry. Do stu kojotów, ten saloon widział więcej kul niż ślubów.

Podsumowanie 

Saloon Simulator to propozycja dla tych, którzy chcą na chwilę przenieść się do świata westernu, poczuć klimat przydrożnego baru i zmierzyć się z wyzwaniami niecodziennego biznesu. Nie jest to gra idealna, ale z pewnością oferuje więcej niż można by się spodziewać po tytule o szorowaniu podłóg i mieszaniu whisky. To gra z duszą, może nieco roztrzepaną, ale zdecydowanie wartą poznania. 

 

Trailer:

 

ZALETY +

WADY -

Sonia Moćko

Dziennikarka z wykształcenia, kinomanka z zamiłowania odkąd mając kilka lat, trafiłam na niedzielny cykl "Kocham kino" na kanale drugim Telewizji Polskiej. Oceniłam na filmwebie ponad 4 tysiące filmów, 600 seriali i prawie 200 gier. Paragracz. Byłam normalna 3 koty temu. Ubóstwiam Baby Yodę i Sailor Moon. Ulubione platformy to Nintendo Switch i Xbox. Kolekcjonuje retro Barbie. Na Instagramie jako @matkapraskaodkotow.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Karma: The Dark World – recenzja gry. Duszny świat, który wciąga i męczy jednocześnie

Karma: The Dark World – recenzja gry. Duszny świat, który wciąga i męczy jednocześnie

Wiedźmin. Oficjalna księga kucharska – Recenzja Książki. Kiedy Geralt ubiera fartuszek i idzie do kuchni

Wiedźmin. Oficjalna księga kucharska – Recenzja Książki. Kiedy Geralt ubiera fartuszek i idzie do kuchni

Ninja Gaiden Ragebound – recenzja gry – retro w najczystszej postaci! 

Ninja Gaiden Ragebound – recenzja gry – retro w najczystszej postaci! 

Pingwin. Wszystko, co złe. Tom 2 – recenzja komiksu – Powrót na szczyt

Pingwin. Wszystko, co złe. Tom 2 – recenzja komiksu – Powrót na szczyt

Jaśmina i ziemniakożercy, tom 1 — recenzja komiksu — Pyszna przygoda!

Jaśmina i ziemniakożercy, tom 1 — recenzja komiksu — Pyszna przygoda!