Historia serii The Binding of Isaac jest naprawdę niesamowita. Od flashowego dema, wypuszczonego na platformę Newgrounds, po bardzo ciepło przyjęty remake o podtytule Rebirth, a w końcu powstanie paru spin-offów. Jednym z nich są właśnie Cztery Dusze, będące grą karcianą dla wielu graczy. Czy wciągają równie mocno jak przygody zapłakanego chłopca? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Kim jestem?
Zaczniemy od omówienia podstaw. Cztery Dusze to wieloosobowa gra karciana, w której gracze ścigać się będą o zdobycie tytułowych dusz. Ten, kto jako pierwszy zbierze cztery z nich, zwycięża. Uczestnicy mogą sobie w tym pomagać lub przeszkadzać, korzystając z przeróżnych przedmiotów jednorazowych bądź skarbów. Brzmi prosto? Nie dajcie się zwieść, ponieważ w rzeczywistości produkcja jest bardzo skomplikowana! W podstawowym pudełku znajduje się instrukcja, trzy talie kart (skarbów, przedmiotów i zagrożeń), karty postaci i przedmiotów w osobnej folijce, ściąga z pojęciami, monety oraz dwie kości. Na grosikach znajdują się dwa oznaczenia – z jednej strony pentagram, a z drugiej ¢.
Graficznie karty różnią się nieco od stylistyki, do której przyzwyczaiła nas gra wideo. Pikselowa szata graficzna została zastąpiona przez bardziej wygładzoną i kreskówkową, podobną do tej z okładki ostatniego dodatku Repentance. Fani marki podczas rozgrywki ujrzą sporo kulkowych postaci, potworów czy przedmiotów, jak np. Monstro, Szatan, Księga Beliala czy Szaty Łazarza. Co ciekawe, w talii monstrów znajdują się nie tylko przeciwnicy. Gracze mogą natrafić również na klątwy, nakładające negatywne efekty podczas danej tury. Jakość przedmiotów, jak i samego pudełka (które, jak widzicie na zdjęciach, jest świetne) stoją na wysokim poziomie. Wyposażenie jest wykonane bardzo solidnie, nawet elementy z papieru nie sprawiają wrażenia kruchych i delikatnych. Wizualna i fizyczna prezentacja wypada tu zdecydowanie na plus.
Czekaj, to mogę rzucić Ci bombą w twarz, czy nie?
Jak wspomniałem wcześniej, rozgrywka jest nieco skomplikowana. Zaczynamy od następującego ułożenia odpowiednich talii: skarbów, wykładając dwie odkryte karty obok, przedmiotów jednorazowych i zagrożeń. Następnie, rozdajemy każdemu graczowi po trzy grosiki oraz trzy karty przedmiotów użytkowych. Jeżeli chodzi o ilość osób, które mogą brać udział, to ogranicza nas jedynie liczba dostępnych bohaterów. Następnie losujemy swoje postacie i dobieramy przypisany do nich wiekuisty skarb (nie da się go zniszczyć). Tutaj możemy przyjrzeć się naszemu awatarowi nieco bliżej – znajdą się na nim takie informacje jak nasze punkty życia, ataku i z jakim wyposażeniem startujemy. Grę rozpoczyna gracz, który jest najsmutniejszy – ale można nieco nagiąć tę zasadę i dokonać wyboru w inny sposób.
Teraz możemy odkryć dwa monstra, z którymi na początek musimy się zmierzyć. Oprócz informacji o zdrowiu i obrażeniach zawierają również minimalną liczbę, jaką gracz musi wyrzucić, żeby jego atak trafił, a w niektórych przypadkach nawet specjalną umiejętność. Przykładowo: jeżeli Jacuś zada nam obrażenia, uleczy się o dwa punkty, więc warto przemyśleć dwa razy, którego przeciwnika chcemy obrać za cel. Każdy z uczestników podczas swojej tury ma możliwość:
-dokonania zakupu w sklepie,
-naładowania wszystkich swoich kart, czyli przygotowania ich do użycia,
-użycia przedmiotu bądź karty postaci,
-zaatakowania jednego potwora.
Pozostali grający mogą jednak ingerować w poczynania przeciwnika, pomagając bądź przeszkadzając mu na przeróżne sposoby. W tym miejscu zaczęły się dla mnie schodki, ponieważ książeczka z instrukcją nie tłumaczy zbyt jasno, w jaki sposób powinno to przebiegać. Czy jeżeli moja żona rzuciła kością, to mogę w tej chwili podebrać jej zabójstwo i zgarnąć nagrodę dla siebie? Jest to jedyny większy mankament gry, który całe szczęście da się obejść, szukając materiałów o rozgrywce w odmętach internetu. Definitywnie przydałby się tutaj przykładowy zapis rozgrywki, aby łatwiej było zrozumieć zasady.
Rzucam kością i kopię im tyłki!
Dlatego więc w swojej recenzji zamieszczę przykładowy przebieg rozgrywki, bazując na informacjach zebranych podczas gry i wyszukiwania informacji o karciane. Gra nas trzech – ja, żona Agata i szwagier Wojtas. Moją wylosowaną postacią jest The Forgotten, którego wiekuistym reliktem jest kość. Użycie jej nakłada na nią ładunek i rozładowuje kartę. Usuwając jeden znacznik, możemy dodać +1 do rzutu kością. Jeżeli wykorzystamy dwa, dostajemy możliwość zadania dwóch obrażeń potworowi lub graczowi. W przypadku pięciu, zamienia się w duszę i traci swoje właściwości.
Na początku swojej tury dobieramy jedną kartę z talii przedmiotów użytkowych. W mojej ręce znajdują się: dwa razy cztery centy, które mogę zamienić na walutę, bateria ładująca przedmioty oraz bomba zadająca jeden punkt obrażeń. Aktywnymi przeciwnikami w grze są Tłuszczak i Podbój. Drugi z adwersarzy posiada narysowanego duszka w dolnym prawym rogu – oznacza to, że po zabiciu go stanę się posiadaczem pierwszej duszy. Decyduję się więc od razu na zaatakowanie jeźdźca. W tej chwili Agata oraz Wojtek mogą przeszkodzić bądź pomóc mi w walce, osłabiając albo wzmacniając jednego z nas. Walka toczy się tak długo, póki któreś z nas nie padnie trupem. Udaje mi się zwyciężyć, a nagrodą za to jest otrzymanie 6 centów (co zawarte jest na dolnej części karty). Pokonanie go skutkuje jednak aktywowaniem jego umiejętności, co zmusza mnie do wykonania kolejnego ataku.
Zerknij na to! : Karty twe życie uratują – recenzja gry Ascension
Zanim jednak to zrobię, używam przedmiotu jednorazowego dającego mi cztery monety. Posiadam ich razem 13 (3 startowe + 6 za zabójstwo + 4 z jednorazówki), więc mogę dokonać zakupu w sklepie. Każde z dóbr kosztuje nas 10 grosików. Do wyboru mam Mrocznego Żula, Mięsko albo pociągnięcie karty w ciemno – w tym wypadku wybieramy kartę z wierzchu. Kawał mięsa wydaje się być całkiem spoko – każdy rzut na atak ma +1 do wyniku, więc szybko podejmuję decyzję. Dokładam kolejną maszkarę na stół. Tutaj sytuacja wygląda podobnie, mogę obrać za cel jednego z odkrytych adwersarzy albo uderzyć deck i zobaczyć, co mnie czeka. Zabijam Tłuszczaka, na co Wojtas używa swojej postaci Caina i korzysta ze zdolności „zręczne palce”. Pozwala mu to na podejrzenie 5 kart z dowolnego zestawu i ułożenie ich w dowolnej kolejności. Dzięki temu zastawia na mnie pułapkę, a kiedy dokładam kolejnego przeciwnika, moim oczom ukazują się bomby trolle, zadające mi 2 punkty obrażeń. Umieram, co skutkuje zniszczeniem niewiekuistego przedmiotu, odrzuceniem jednej karty użytkowej oraz oddaniem jednej monety.
Tak mniej więcej wygląda zapętlenie rozgrywki, które jest równie wciągające co w grze komputerowej. Balans kart wydaje mi się być dobrze wyważony – ani razu nie odczułem, żeby któraś z konkretnych postaci miała znaczącą przewagę nad pozostałymi. Trochę inaczej wygląda to ze skarbami, ale w tym wypadku wszystko sprowadza się do sytuacji, w której znajdujemy się w danym momencie.
A może pokoik do tego?
Do recenzji otrzymałem również dodatek pod tytułem Requiem. Zawiera w sumie 268 kart: 5 nowych dusz opcjonalnych, 22 postaci, 54 przedmioty użytkowe, 54 zagrożenia, 73 skarby i 60 pokoi. Te ostatnie są dodatkowym modyfikatorem, który posiada dwa typy zdolności: aktywne i bierne, działające aż do zabicia potwora. Aktywować umiejętność danego pomieszczenia może tylko i wyłącznie gracz rozgrywający swoją turę. Rekwiem to bardzo dobry sposób na odświeżenie rozgrywki i wprowadzenie nieco nowości.
Sprawdź także To : The Mandalorian: Przygody – Recenzja gry planszowej. Historia zakuta w beskar
Będąc już przy temacie urozmaiceń, to jako ciekawostkę podam, że gracze mogą wymieniać się przysługami. Chcesz koniecznie popsuć szyki któremuś z graczy? Przekup kogoś, aby trochę ci w tym pomógł! Pamiętaj jednak, że twój potencjalny partner może nie wywiązać się z układu. W samą grę można też zagrać w pojedynkę i trybie kooperacji. Zmienionych zostaje w tym wypadku parę zasad, ale całość wciąż polega na zebraniu odpowiedniej liczby dusz.
Turlaj, oszukuj, zwyciężaj
The Binding of Isaac: Cztery Dusze sprawiło mi masę frajdy, nie tylko dlatego, że nawiązuje do jednej z moich ulubionych gier Indie. Mimo trochę skomplikowanych zasad bardzo łatwo jest zakochać się w tej karciance i stracić przy niej nawet po 3 godziny dziennie. Chciałbym z całego serca polecić ją wszystkim, którzy lubują się w grach wieloosobowych, zawierających elementy rywalizacji i niejednokrotnie nieczystych zagrywek. Jeżeli jesteś fanem przygód nagiego bobasa uciekającego przed własną matką, warto jest sięgnąć po Four Souls i przenieść rozgrywkę z ekranu na stół. Wchodźcie więc na rebel.pl i zamawiajcie, póki ciepłe!