Previous slide
Next slide

Wo Long: Fallen Dynasty – recenzja. Sekiro z Wisha? Wcale nie!

Wo Long: Fallen Dynasty nieco prześmiewczo nazywane jest chińskim NiOh lub Sekiro, ale czy to na pewno jest coś złego? Bynajmniej Jak moim zdaniem wypada najnowsza produkcja Team Ninja? Po odpowiedź na to pytanie zapraszam do poniższego artykułu! 

Nie ukrywam, że bardzo sceptycznie podchodziłem do Wo Long: Fallen Dynasty. Nie wynikało to z mojej niechęci do gier typu soulslike. Wszakże Elden Ring mnie pochłonął na całego, NiOh bardzo sobie cenię i same Dark Souls też mam za sobą. Powodu doszukuję się w tym, że chyba po prostu jestem już zmęczony tym formatem.

Mimo wszystko sięgnąłem po najnowszą produkcję Team Ninja – twórców wcześniej wymienionego NiOh czy mojego ukochanego Ninja Gaiden. Wszakże znam to studio, cenię jakość ich produktów, no to przecież przy Wo Long: Fallen Dynasty też powinienem bawić się świetnie. Czy faktycznie tak było? 

Wo Long: Fallen Dynasty – recenzja. Sekiro z Wisha? Wcale nie!

Wo Long: Fallen Dynasty – fabuła, która jest

Od premiery NiOh 2 minęły już trzy lata! W Wo Long: Fallen Dynasty wprawdzie pozostajemy na tym samym kontynencie, ale całkowicie zmienia się klimat. Tym razem Team Ninja zabiera gracza na podróż do Chin! 

Akcja rozpoczyna się od brutalnej bitwy, w której giną niewinni mieszkańcy Trzech Królestw, a sama gra osadzona jest w roku 184 n.e., w okresie upadku dynastii Han i Epoki Trzech Królestw. Za inspirację dla twórców stanowiła XIV-wieczna „Opowieść o Trzech Królestwach” autorstwa Luo Guanzhonga. 

Oczywiście, jak można się domyślić, twórcy niekoniecznie sztywno trzymają się historii. Ten narastający chaos w Państwie Środka okazuje się świetną okazją do podboju przez demoniczne siły. Jedyną nadzieją w tej nierównej walce jest nasz bezimienny protagonista, którego poznajemy… w obliczu śmierci. Niemniej nasz bohater ponownie staje na nogi dzięki pewnemu, tajemniczemu młodzieńcowi. Wskrzesił on herosa dlatego, że wierzy, iż drzemiąca w nim smocza moc jest kluczem do zwycięstwa. 

To tyle w ramach wstępu – nie ma co owijać w bawełnę. Fabuła w Wo Long: Fallen Dynasty nie jest jakaś górnolotna. Postacie, które pojawiają się w trakcie gry, raczej nie zapadają w pamięci i są po prostu bardzo szablonowi, tacy nieco bezduszni. MImo to, coś cały czas pchało mnie do przodu i nie pozwalało zostawić tej gry na dłużej. 

Zapewne jest to sprawka tych „historycznych” fragmentów oraz po prostu bardzo dobrego klimatu. Team NInja wręcz musiało się na tym skupić, bo Wo Long nie oferuje otwartego świata, a kolejne lokacje nie są ze sobą połączone. Przypomina mi to nieco niezbyt ciepło przyjęte Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin i osobiście uważam, że to rozwiązanie jest nieco archaiczne. Przynajmniej w „tego” typu produkcji. 

Rozgrywka nie boli AŻ tak bardzo

Szczerze, to nieco obawiałem się samego stylu rozgrywki. Ostatnim „soulsem” był w moim przypadku Elden Ring, który pod względem gameplayu wprowadził dla mnie mnóstwo usprawnień. Niemniej biorąc pod uwagę, jak wyglądały obydwie części NiOh, wiedziałem, że czeka mnie coś bardziej dynamicznego. Nie spodziewałem się, że aż tak! 

Grę otwiera edytor postaci, w którym to tworzymy naszego bohatera lub bohaterkę według swojego uznania. Następnie zaczyna się akcja. Powoli uczymy się większości mechanik – już w pierwszych chwilach śmigamy po dachach zgrabnymi, akrobatycznymi wygibasami, skaczemy na przeciwników niczym w Assassin’s Creed oraz pędzimy niczym łeb na szyję. 

To niezwykle proste, ale satysfakcjonujące akcje, które dają graczom większą swobodę i dynamikę rozgrywki, chociaż w późniejszej części artykułu trochę pokręcę na to nosem.

Tak czy inaczej – ten pewnego rodzaju „samouczek” przez większość czasu jest niezwykle banalny, aż w pewnym momencie napotykamy bossa. Powiem tyle – wielu szybko zrezygnowało i usunęło Wo Long: Fallen Dynasty z dysku. 

Dlaczego? Walka w Wo Long: Fallen Dynasty może być początkowo trudna do opanowania – kto by się tego spodziewał po gatunku soulslike, prawda? Niemniej warto poświęcić trochę czasu, aby do niej przywyknąć. Grając w tego rodzaju gry zazwyczaj mam z tyłu głowy, żeby unikać i ostrożnie atakować. W tym przypadku jednak Team Ninja wręcz zmusza gracza, aby kontrował i ogłuszał oponentów. Tym sposobem bossowie potrafią paść w trymiga. Gdy w końcu udało mi się przełamać i zmienić swoje przyzwyczajenia, produkcja ta stała się dla mnie o wiele bardziej satysfakcjonująca.

System deflect, który nie do końca działa

Jak dokładnie działa ten system kontr w Wo Long: Fallen Dynasty? Potwory, które zamierzają wyprowadzić potężny cios, mienią się na czarno-czerwono, sygnalizując nam, że mamy wykonać odbicie. Jeśli nam się to uda, potwór będzie przez chwilę podatny na nasze ataki, jeśli nie, otrzymamy ogromne obrażenia, a nasza postać zginie. Udane odbicie zapełnia pasek zmęczenia bossa, a gdy go napełnimy, potwór upadnie, co pozwoli nam zadać mu potężny cios i odebrać sporo punktów życia.

Oczywiście byłoby zbyt idealnie, gdyby wszystko chodziło, jak należy. Niestety, system ten nie działa idealnie i gra nie zawsze poprawnie rejestruje odbicia. Szczególnie w przypadku szybszych oponentów ataki nie są odpowiednio sygnalizowane – albo czerwona poświata świeci się za długo, albo wcale jej nie ma. Potrafi to wyprowadzić człowieka z równowagi. Jest tutaj pole do poprawy, ale coś nie sądzę, żeby miało to być szybko załatane, o ile w ogóle. 

Szeroki wachlarz broni, czyli czym eksterminować wrogów?

Skoro już zdradziłem, w jaki sposób rozprawiać się z oponentami, to teraz wypadałoby wspomnieć co nieco o tym, CZYM można to zrobić. Oczywiście oręż to nasz „największy przyjaciel” w tej produkcji. W Wo Long: Fallen Dynasty mamy do dyspozycji 13 rodzajów broni, w tym miecze o różnych rozmiarach, glewie, włócznie, młoty, łuki, kusze oraz kunai. Dla każdego coś dobrego! Od Ciebie zależy, czy co chwile chcesz wymieniać sobie bronie, czy trzymać się jednego zestawu i go ulepszać. Ja poszedłem tą drugą drogą – bardzo polubiłem się z glewiami i włóczniami. 

W grze, mimo braku wyboru klasy postaci, mamy możliwość kierowania rozwojem bohatera poprzez pięć różnych drzewek umiejętności, z których każde oferuje wiele rodzajów zaklęć atakujących i obronnych. Każdy żywioł wpływa inaczej na postać i jest skuteczny w walce z różnymi przeciwnikami, zgodnie z chińską teorią pięciu elementów. Gra wspiera także system skradania się oraz ataków z zaskoczenia, a gracze mogą wykorzystać różne sposoby walki – niemniej bez wyuczenia się parowania w późniejszych etapach może być po prostu problem.

Wo Long: Legenda Aanga – czary i boskie bestie!

No właśnie! Zaklęcia! W Wo Long: Fallen Dynasty możesz poczuć się jak w Avatar: Legenda Aanga. W grze mamy możliwość wyboru jednej z pięciu dziedzin magii, związanych z różnymi żywiołami. Każda z tych dziedzin oferuje dwa podstawowe czary, które można rozwijać za pomocą punktów, otrzymywanych za zwiększanie poziomu postaci. Statystyki, takie jak obrona czy HP, rosną automatycznie lub dzięki coraz lepszemu wyposażeniu. Każdy z żywiołów wpływa inaczej na postać i sprawdza się lepiej lub gorzej w walce z różnymi przeciwnikami, zgodnie z chińską teorią pięciu elementów.

Te „czary” to naprawdę miłe urozmaicenie rozgrywki, która też przez nie nabiera jeszcze więcej dynamiki. Walczysz z jednym oponentem i widzisz, że drugi na Ciebie szarżuje? Szybko rzucasz w takiego kulą ognia, a w drugiego głazem. Ewentualnie goni Cię kilku przeciwników i chcesz się nieco od nich uwolnić? Rzucasz mroźną minę, która ich obezwładnia, więc masz czas na wyeliminowanie ich z planszy. 

Do tego wszystkiego dochodzą tzw. Divine Beasts. To najsilniejsze ataki dostępne w grze. Pięć demonów, związanych z różnymi żywiołami, które możemy przywołać na krótką lub dłuższą chwilę na polu walki. Oczywiście ze względu na swoją potęgę ich użycie wiąże się z niemałym cooldownem, dlatego zawsze warto zostawić je sobie na odpowiednią chwilę.  Osobiście przeważnie wykańczałem za ich pomocą bossów. Głównie dlatego, że Ci pod koniec potyczki lubią wpadać w furię, która szybko może doprowadzić gracza do zguby.  

Morale, czyli pokaż, kto rządzi na tej dzielni

W Wo Long: Fallen Dynasty jednak statystyki to nie wszystko! Do tego wszystkiego dochodzi system morale. Na każdym etapie nabija się je od zera i można go zwiększyć zarówno tymczasowo, jak i na stałe!  Możemy go podnieść poprzez pokonywanie przeciwników oraz odkrywanie specjalnych miejsc, w których możemy wbijać chorągwie. 

Mając wyższy poziom morale niż przeciwnik (maksymalnie 25), jesteśmy w stanie go szybciej i łatwiej pokonać. W przypadku spotkania z przeciwnikiem, który jest na znacznie wyższym poziomie, warto go ominąć i wrócić do walki, gdy się z nim zrównamy. 

Tym sposobem okazuje się, że najlepszym sposobem na zwiększenie reputacji jest eksploracja!

Niektóre maszty, które spotykamy w Wo Long: Fallen Dynasty, mają dodatkową funkcję – działają mniej więcej jak Soulsowe ogniska. Dlatego też, przygotowując się do większych wyzwań, warto wzmocnić naszą broń, statystyki czy ustawić odpowiedni build zaklęć. Z tego poziomu też można np. przywołać kompanów (boty, jak i „prawdziwych” ludzi), którzy wspomogą Cię w trudnej bitwie. Proste, oryginalne, skuteczne.

Oczywiście warto też porozmawiać o skutkach śmierci – to właśnie wtedy spada nasz poziom morale, co jednocześnie wzmacnia przeciwników na danym obszarze. Niemniej jednak zawsze istnieje możliwość dokonania zemsty na oponencie i odzyskania utraconej reputacji. O ile pokonani zostaliśmy przez „słabeusza” to pół biedy. Gorzej, kiedy zgładził nas ktoś nieco potężniejszy. Wtedy chyba bardziej opłaca się zrobić kolejną rundkę po mapie. 

Nie takie to Wo Long: Fallen Dynasty brzydkie, ALE

Nie będę ukrywał, że Wo Long: Fallen Dynasty nie należy do najładniejszych produkcji, ale też nie ma tragedii. Z pewnością warto zwrócić uwagę na różnorodność lokacji i mocno uwypuklony chiński klimat, który wspaniale podkreśla wrażenia płynące gry. Wizualnie nie kłuje w oczy, ale widać, że to gra, która była tworzona jeszcze z myślą o starej generacji. Niestety pod wieloma względami. Produkcja bardzo cierpi na recykling oponentów, a poziomom odpowiadają konkretna i niezbyt szeroka palety barw. Większość lokacji jednak jest szara i wyblakła, co sprawia, że potencjał reprezentacji chińskich krajobrazów (zarówno naturalnych, jak i batalistycznych) gdzieś po drodze ginie.

Poza tym twarze bohaterów pozostawiają wiele do życzenia. Tekstury też wydają się rozmywać, a prawie wszędzie unosi się mgła, która zamiast budować klimat, jak w Silent HIll, to tylko pozostawia grymas. Muszę też pokręcić nosem na jakość animacji w Wo Long: Fallen Dynasty. Wprawdzie samo poruszanie się w grze nie powinno sprawiać problemu, tak wszystko wydaje się nieco drewniane i nienaturalne – zupełnie jakbym odpalał jakiś późniejszy tytuł na PS3. Najgorzej, że podobna bolączka dręczy także cutscenki. Niemniej – muszę przyznać, że i tak jest o wiele lepiej, niż w przypadku Stranger of Paradise, które zdecydowanie spóźniło się dwie generacje.

Za to bardzo podobał mi się design bossów! Większość z nich prezentowała się unikatowo i to samo tyczy się samych starć z nimi. W jednej chwili walczymy z mitologiczną meduzą, aby następnie stanąć w szranki z klonującym się dziadkiem, a potem stoczyć pojedynek z wielkim żołnierzem na koniu. Do samego końca pojedynki z „szefunciami” były naprawdę ekscytujące.

Czy warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty?

Pora w takim razie przejść do podsumowania i zadać sobie jedno, ważne pytanie – czy w ogóle warto zagrać w Wo Long: Fallen Dynasty? Jak najbardziej. Nie jest to jednak tytuł „must play”, nawet dla fanów Soulsów, ale na pewno warto dać mu szansę. To też świetny tytuł dla osób, których poziom trudności serii od From Software odrzuca. Produkcja Team Ninja bowiem, poza „samoczukiem” jest stosunkowo prosta i nie powinna sprawiać większych problemów.

Nie jest to też pod żadnym względem Sekiro czy NiOh z Alieexpress. Czuć podobieństwa, owszem, ale jednak jest to zupełnie samodzielny byt, który wyróżnia się nieco sposobem prowadzenia rozgrywki. 

Jak wspominałem na samym początku – niechętnie podchodziłem do Wo Long: Fallen Dynasty. Niemniej z każdą godziną wciągałem się coraz bardziej. Ta gra posiada mnóstwo mankamentów, niektóre rozwiązania wypadają gorzej, niż w starszych częściach Dark Souls, a mimo to bawiłem się naprawdę dobrze. Walka jest bardzo satysfakcjonująca, bardzo też podoba mi się ten chiński klimat oraz cieszy, że produkcja nie jest zbyt trudna. Zdecydowanie warto spróbować!

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy PLAION

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl