REKLAMA

Pięć powodów, dla których kochamy grę Wiedźmin 2: Zabójcy Królów

Kamil Wandzel

Opublikowano: 17 maja 2021

Wiedźmin 2 zabójcy królów Key Art
Spis treści

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów obchodzi swoje dziesiąte urodziny! Dla wielu gra, która była zwiastunem sukcesu „Redów” dla innych najgorszą z całej serii o przygodach Geralda z Rivii. Jaka by nie była, to należy jej się hołd, który spróbuję oddać w postaci pięciu powodów, które sprawiły, że, tak zdecydowanie tak, kocham drugiego Wiedźmina!

Powód numer 1.

Pierwsze co przychodzi mi na myśl to fabuła, wciągająca, świetnie opowiedziana i nieliniowa. Te trzy cechy, które w skrócie opisują akcje Wiedźmina. Historia, którą przeżywamy w Zabójcy Królów była jak na tamte czasy czymś niespotykanym, przynajmniej dla mnie. Pierwszy raz miałem okazje przejść grę, w której jeden wybór zmieniał cały przebieg fabuły, a w Wiedźminie tak było. Roche czy Iorweth wybór ciężki choć wiadomo, że Iorweth to zwykły…

Wybory wyborami, lecz samymi nimi gry nie zbudujemy, a Wiedźmin to gra i to przez duże G. Historia opowiedziana w drugiej części jest kontynuacją pierwszej, co było dla mnie bardzo dobrą zagrywką. Główny wątek faktycznie jest tym głównym, który spaja całą rozgrywkę, lecz to aktywności poboczne są niczym ten majonez na jajku, czyli dekoracją całej rozgrywki i nie męczą jak w niektórych innych dużych produkcjach. Nie są „zapchajdziurami” lecz mają w sobie głębie, każde zadanie to krótka historia przypadkowych ludzi, elfów czy innych stworzeń. W głowie mam zawsze misje z Trollem i jego żoną i za każdym razem emocje są te same emocje jak te, które targały mną za pierwszym podejściem.

REKLAMA

Powód numer 2.

Kolejnym powodem, który ciśnie się na język to dialogi (tutaj wyobraźcie sobie mema z Chandlerem mówiącym „Oh My God”) humor, riposty prostota to coś, czego ja oczekuję od gry, postacie niezależne nie mają mnie uczyć, moralizować albo zmieniać i w Wiedźminie tego nie robią. Język jest taki, jakiego spodziewam się po postaci, z którą rozmawiam, a przekleństwa, choć jest ich w moc, pasują do aktualnych wydarzeń i nie są wciskane na siłę. No bo nie okłamujmy się, nikt z nas podczas walki z wodnym potworem o wielkich, lepkich mackach, które wydzielają trujący jad, nie skwituje tego słowami „Do kroćset fur beczek!”. Jednak czym by były te dialogi bez cudownych aktorów, którzy użyczyli swoich głosów postaciom…

Powód numer 3.

I w ten sposób przechodzimy do kolejnego z powodów (trzeciego), przez który pokochałem drugą odsłonę Wiedźmina — czyli postacie. Bohaterowie nie są albo czarni, albo biali, każda postać, którą poznajemy bliżej, okazuje się mieć wiele twarzy i wiele motywacji do postępowania w sposób przedstawiony w grze. Jakby chociaż nasz główny „zły” Letho na początku tępy osiłek, lecz z czasem jak poznawałem jego samego, jak i to, co zmusza go do działania, to diamteralnie zmieniałem zdanie na jego temat. Do tego stopnia, że na sam koniec gry zaniechałem walki finałowej, wiedząc, że ja jako Geralt też mam wiele za skórą i sam nie jestem odpowiednią osobą do wymierzania sprawiedliwości. Do tych pięknie napisanych i wielobarwnych postaci dochodzi jeszcze wcześniej wspomniany voice acting, który moim zdaniem pozamiatał. Dobór aktorów to strzał w dziesiątkę, emocje, które przecież tak ciężko zagrać samym głosem są tak słyszalne, że doskonale wiemy co dana postać właśnie przeżywa i jakie uczucia w sobie gromadzi.

Powód numer 4.

To właśnie czwarty powód, czyli ta dbałość o każdy nawet najmniejszy szczegół i detal sprawiły, że spędziłem z „Wieśkiem” wiele godzin. Szukanie smaczków, pobocznych aktywności dawało mi naprawdę wiele frajdy, bo wiedziałem, że każde zadanie czy „znajdźka” będzie tak samo dopracowana, jak wątki główne i nie zawiodłem się. Moje poszukiwania były nagradzane czy to świetnym dialogiem, postacią, która była na swój własny sposób wyjątkowa czy też podzieliła się ze mną swoja osobistą historią, nie odczułem w grze bylejakości, za co jestem naprawdę wdzięczny.

Powód numer 5.

No i na sam koniec jako powód numer pięć – grafika, no po prostu piękna! Może były gry, które mogły się pochwalić fotorealizmem, lecz dla mnie świat Wiedźmina był namalowany tak, jak sobie go wyobrażałem, czytając książki. To uniwersum zawsze kojarzyło mi się raczej z mrokiem i chłodem, lecz były w nim momenty, że czułem zapach zboża czy lasu i to właśnie dostałem w drugiej części Wiedźmina i na tyle to się we mnie zakorzeniło, że nadal w moim mniemaniu te lokacje są piękne i wracam do nich co jakiś czas, aby znowu móc zwiedzić Loc Muinne, Vergen albo swojski obóz wojskowych Kaedwen.

I tak w dziesiąte urodziny pisze tę laurkę dla drugiego Wiedźmina, gry, która budzi wielkie poruszenie, a mimo to gry obok, której nie da się przejść obojętnie.

Kamil Wandzel

Jako dziecko jadłem kamienie stąd moja miłość do krasnoludów, patrząc na żelazny tron, czekam na powrót króla, a wyglądając za okno, odruchowo rzucam na percepcję. To cały ja, lubię uciekać w światy pełne magii, czy to na kartach książek, czy za pomocą konsoli (mam zielone serce!) i robię to zawsze, kiedy mam wolną chwilę. A i pamiętajcie... KRASNOLUDEM SIĘ NIE RZUCA!

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

felieton o grze crash twin sanity

Crash Twinsanity – historia gry, która została sklejona na taśmę

Crash Twinsanity – historia gry, która została sklejona na taśmę
grafika z podsumowaniem serialu the last of us

The Last of Us – co warto pamiętać przed drugim sezonem?

The Last of Us – co warto pamiętać przed drugim sezonem?

Nowy Switch zapowiedziany. A co na to nasza redakcja?

Nowy Switch zapowiedziany. A co na to nasza redakcja?
Lies of P key art

10 absurdalnych pomysłów na kontynuację Lies of P

10 absurdalnych pomysłów na kontynuację Lies of P
W co zagrać, jeśli Avowed nie spełniło Twoich oczekiwań?

W co zagrać, jeśli Avowed nie spełniło Twoich oczekiwań?

W co zagrać, jeśli Avowed nie spełniło Twoich oczekiwań?
Hurt Me Plenty, czyli o relacji graczy z poziomem trudności

Hurt Me Plenty, czyli o relacji graczy z poziomem trudności

Hurt Me Plenty, czyli o relacji graczy z poziomem trudności