MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

„Wiedźmin” – recenzja drugiego sezonu serialu. Trudne sprawy w Kear Morhen.

Sezon drugi obejrzałem dwukrotnie, doceńcie moje poświęcenie. Za pierwszym razem skończyłem na czwartym odcinku, zwyczajnie serial mnie nudził. Byłem strasznie zły na twórców, miałem poczucie zmarnowanego potencjału zawartego w materiale źródłowym. Cały czas po głowie błąkały się myśli z nim związane, na wiele powstałych w ten sposób pytań nie znalazłem odpowiedzi do dziś. Znaczna ich większość była motywacją do obejrzenia sezonu ponowie tym razem z chłodną głową. Recenzja ta będzie również owocem kilkudniowego cyklu rozmów z moim współlokatorem (wielkim fanem książek o wiedźminie), który otworzył mi oczy na kilka kwestii, niewidocznych dla zwykłego śmiertelnika.

„Wiedźmin” – recenzja drugiego sezonu serialu „Wiedźmin”. Trudne sprawy w Kear Morhen.

Sprawdź też: Wiedźmin – recenzja pierwszego sezonu serialu. Jaki jest Wiedźmin, każdy widzi

REKLAMA

Absurd goni absurd

Netflix po raz kolejny prezentuje nam historię pełną dziur, błędów logicznych i sztampową na maksa. Tym razem krążymy wokół wątku przeznaczenia Ciri. Mimo iż jest to tematem przewodnim, nikt tak naprawdę nie mówi nam jakie ono jest. Za to doskonale wiemy, że jest ono bardzo ważne dla losów świata. Oczywiście nasza młoda pretendentka do miana wiedźminki musi odbyć szkolenie w najlepszej szkole, pod czujnym okiem wybitnych nauczycieli, dogryzających jej na każdym kroku. W Geralcie budzi się ciepłe uczucie do swojego przybranego dziecka, ale nie tak ciepłe jak w stosunku do Płotki. Vesemir okazuje się delikatnym bucem, któremu zależy tylko na tworzeniu nowych wiedźminów i zrobieniu z Ciri mobilnego banku krwi. Eskel to cham i burak, który patrzy tylko jak się napić i pochędożyć, bo przecież sekretna twierdza jest idealnym miejscem na zaproszenie prostytutek i zrobienie sobie burdelu. Ostra wymiana zdań Jaskra z portowym cieciem to ewidentny pstryczek w nos narzekających fanów sagi. Równie mistyczne co ciągłe teleportacje postaci, jest to, w jaki sposób nikt poza Geraltem nie wpadł na genialny pomysł posługiwania się koniem jako środkiem transportu. Pamiętajmy również, że jak przystało na dzieło fantasy, każdy elf musi być gnębiony. Dlaczego? Dobre pytanie, ale odpowiedzi na nie na pewno nie znajdziecie w tym serialu. Całości absurdu dopełnia informacja jakoby Henry Cavill dokonywał zmian kwestii w trakcie nagrań.

Ciągle to samo

Freya Allan w drugim sezonie jest absolutnie nie do zniesienia. Ciri została napisana w taki sposób, że nie da się jej polubić, zachowuje się jak rozpieszczony dzieciak, który sam nie wie, czego chce. Poza tym zaczerpnęła zły nawyk niezmieniania swojej mimiki od Anny Shaffer serialowej Triss, która chyba nadal jest zaskoczona angażem do tego serialu, bo ta emocja z jej twarzy praktycznie nie schodzi. Anya Chalotra przez większość czasu jest absolutnie nijaka, jej postać w tym sezonie została wprowadzona właściwie tylko po to, że stworzyć problem i potem go rozwiązać. Henry Cavill niby się stara zrobić coś nowego, co zaciekawi widza i zapewni mu chwilowy boost do obejrzenia odcinka w całości, ale częściej gra na tyle, na ile pozwala mu scenariusz i pozostała część obsady. W poprzednim sezonie Geralt był mrukiem, w tym również jest mrukiem, którego głównym zadaniem jest ochrona Ciri, jak sam to wielokrotnie podkreśla. Zresztą biały wilk mógłby przybić piątkę Kratosowi, gdyż obaj uwielbiają zwracać się do swoich dzieci jednym słowem i większość czasu mieć je gdzieś, chyba że mają jakiś przebłysk do zostania dobrym ojcem. Graham McTavish jako fanatyczny ksiądz z serialu Lucyfer, czy raczej powinienem powiedzieć Dijkstra, radzi sobie dobrze, choć odgrywa tę samą postać po raz drugi, idąc tym samym na łatwiznę. Dużo lepiej sprawdziłoby się w mojej opinii zrobienie z niego kogoś w stylu szarej eminencji, mającej swoje wtyki wszędzie, kierującej wszystkich jak swoje marionetki, kogoś w stylu Varysa z Gry o tron. Jedynym kolorowym elementem w tej bezbarwnej układance jest nie kto inny jak sam Julian Alfred Pankratz, wicehrabia de Lettenhove, czyli Jaskier we własnej osobie grany przez niezastąpionego Joeya Bateya. Ponownie jak w sezonie pierwszym błyszczy i wywołuje banana na twarzy.

Lekcji plastyki ciąg dalszy

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu drugi sezon pod względem charakteryzacji i efektów specjalnych wypada lepiej, nadal niekiedy pozostawiają one wiele do życzenia, ale przynajmniej w znacznej większości nie kaleczą tak oczu jak w pierwszym. Znakomicie rozwiązana jest kwestia czarów, po co kombinować z dymem, błyskami lub powolną materializacją, wystarczy wypuszczać rzeczy spoza kadru. Również na plus zasługuje zmiana wyglądu zbroi wojsk Nilfgardu, zamiast żuczko podobnych strojów mamy nareszcie budzące niepokój pancerze. Uśmiechnąłem się w momencie, gdy ciągłe żarty z posiadania przez krasnoludzkie kobiety brody stały się faktem. Na pochwałę zasługuje również konsekwencja w budowaniu własnego w miarę spójnego uniwersum. Tak chodzi mi o wygląd leszego, który ewidentnie wzorowany był na tym ze Zmory Wilka. Wygląd Nivellena wbrew pozorom nie jest taki zły, nie wybija z wczucia się w serial tak bardzo jak praktycznie czysta Yennefer wychodząca z kanałów czy też Geralt biegający cały czas w krótkim rękawku niezależnie od pogody.

Krok ku lepszemu

Głównym moim zażaleniem względem pierwszego sezonu były słabe zdjęcia, a szczególnie brak gry światłem. Na szczęście w tym to poprawiono, oczywiście nadal nocą postacie są dobrze widoczne dzięki lampom LED, ale w kanałach czy korytarzach, używano świec lub pochodzi. Dzięki czemu serial od strony wizualnej wchodzi na wyższy poziom. Znacznie zmniejszono ilość sztucznie generowanych lokacji, na rzecz ich realnych odpowiedników. Coś, co pozostało bez zmian to powtarzalny wygląd tychże miejsc, niezależnie, gdzie będziemy miasto będzie wyglądało jak w Warhammerze, czyli panuje tam brud, smród i ubóstwo.

Wszystko dla widza

Wiele osób w tym ja zapomniało, że twórcy serialu nigdy nie deklarowali wiernego odwzorowania i ścisłego związku z książkami. Nagrywając więc adaptację mieli prawo pozmieniać niektóre kwestie, dodać inne, czerpiąc z sagi tylko to, co im najbardziej pasuje do kreowanego świata. Oczywiście niezrozumiałe jest, dlaczego mając gotowe wątki, postacie i wybitnie dobrą historię, zdecydowali się pisać własną. Otóż wniosek nasuwa mi się jeden. Prawdopodobnie w ich mniemaniu statystyczny widz ich platformy nie chce za dużo myśleć, oczekuje prostej, generycznej opowieści, którą obejrzy sobie po ciężkim dniu w pracy. To dzięki takiej wizji widza panującej w firmie stworzono tego potworka, z którym teraz nie do końca wiadomo co zrobić.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

„Wiedźmin” – recenzja drugiego sezonu serialu. Trudne sprawy w Kear Morhen.

Sezon drugi obejrzałem dwukrotnie, doceńcie moje poświęcenie. Za pierwszym razem skończyłem na czwartym odcinku, zwyczajnie serial mnie nudził. Byłem strasznie zły na twórców, miałem poczucie zmarnowanego potencjału zawartego w materiale źródłowym. Cały czas po głowie błąkały się myśli z nim związane, na wiele powstałych w ten sposób pytań nie znalazłem odpowiedzi do dziś. Znaczna ich większość była motywacją do obejrzenia sezonu ponowie tym razem z chłodną głową. Recenzja ta będzie również owocem kilkudniowego cyklu rozmów z moim współlokatorem (wielkim fanem książek o wiedźminie), który otworzył mi oczy na kilka kwestii, niewidocznych dla zwykłego śmiertelnika.

„Wiedźmin” – recenzja drugiego sezonu serialu „Wiedźmin”. Trudne sprawy w Kear Morhen.

Absurd goni absurd

Netflix po raz kolejny prezentuje nam historię pełną dziur, błędów logicznych i sztampową na maksa. Tym razem krążymy wokół wątku przeznaczenia Ciri. Mimo iż jest to tematem przewodnim, nikt tak naprawdę nie mówi nam jakie ono jest. Za to doskonale wiemy, że jest ono bardzo ważne dla losów świata. Oczywiście nasza młoda pretendentka do miana wiedźminki musi odbyć szkolenie w najlepszej szkole, pod czujnym okiem wybitnych nauczycieli, dogryzających jej na każdym kroku. W Geralcie budzi się ciepłe uczucie do swojego przybranego dziecka, ale nie tak ciepłe jak w stosunku do Płotki. Vesemir okazuje się delikatnym bucem, któremu zależy tylko na tworzeniu nowych wiedźminów i zrobieniu z Ciri mobilnego banku krwi. Eskel to cham i burak, który patrzy tylko jak się napić i pochędożyć, bo przecież sekretna twierdza jest idealnym miejscem na zaproszenie prostytutek i zrobienie sobie burdelu. Ostra wymiana zdań Jaskra z portowym cieciem to ewidentny pstryczek w nos narzekających fanów sagi. Równie mistyczne co ciągłe teleportacje postaci, jest to, w jaki sposób nikt poza Geraltem nie wpadł na genialny pomysł posługiwania się koniem jako środkiem transportu. Pamiętajmy również, że jak przystało na dzieło fantasy, każdy elf musi być gnębiony. Dlaczego? Dobre pytanie, ale odpowiedzi na nie na pewno nie znajdziecie w tym serialu. Całości absurdu dopełnia informacja jakoby Henry Cavill dokonywał zmian kwestii w trakcie nagrań.

Ciągle to samo

Freya Allan w drugim sezonie jest absolutnie nie do zniesienia. Ciri została napisana w taki sposób, że nie da się jej polubić, zachowuje się jak rozpieszczony dzieciak, który sam nie wie, czego chce. Poza tym zaczerpnęła zły nawyk niezmieniania swojej mimiki od Anny Shaffer serialowej Triss, która chyba nadal jest zaskoczona angażem do tego serialu, bo ta emocja z jej twarzy praktycznie nie schodzi. Anya Chalotra przez większość czasu jest absolutnie nijaka, jej postać w tym sezonie została wprowadzona właściwie tylko po to, że stworzyć problem i potem go rozwiązać. Henry Cavill niby się stara zrobić coś nowego, co zaciekawi widza i zapewni mu chwilowy boost do obejrzenia odcinka w całości, ale częściej gra na tyle, na ile pozwala mu scenariusz i pozostała część obsady. W poprzednim sezonie Geralt był mrukiem, w tym również jest mrukiem, którego głównym zadaniem jest ochrona Ciri, jak sam to wielokrotnie podkreśla. Zresztą biały wilk mógłby przybić piątkę Kratosowi, gdyż obaj uwielbiają zwracać się do swoich dzieci jednym słowem i większość czasu mieć je gdzieś, chyba że mają jakiś przebłysk do zostania dobrym ojcem. Graham McTavish jako fanatyczny ksiądz z serialu Lucyfer, czy raczej powinienem powiedzieć Dijkstra, radzi sobie dobrze, choć odgrywa tę samą postać po raz drugi, idąc tym samym na łatwiznę. Dużo lepiej sprawdziłoby się w mojej opinii zrobienie z niego kogoś w stylu szarej eminencji, mającej swoje wtyki wszędzie, kierującej wszystkich jak swoje marionetki, kogoś w stylu Varysa z Gry o tron. Jedynym kolorowym elementem w tej bezbarwnej układance jest nie kto inny jak sam Julian Alfred Pankratz, wicehrabia de Lettenhove, czyli Jaskier we własnej osobie grany przez niezastąpionego Joeya Bateya. Ponownie jak w sezonie pierwszym błyszczy i wywołuje banana na twarzy.

Lekcji plastyki ciąg dalszy

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu drugi sezon pod względem charakteryzacji i efektów specjalnych wypada lepiej, nadal niekiedy pozostawiają one wiele do życzenia, ale przynajmniej w znacznej większości nie kaleczą tak oczu jak w pierwszym. Znakomicie rozwiązana jest kwestia czarów, po co kombinować z dymem, błyskami lub powolną materializacją, wystarczy wypuszczać rzeczy spoza kadru. Również na plus zasługuje zmiana wyglądu zbroi wojsk Nilfgardu, zamiast żuczko podobnych strojów mamy nareszcie budzące niepokój pancerze. Uśmiechnąłem się w momencie, gdy ciągłe żarty z posiadania przez krasnoludzkie kobiety brody stały się faktem. Na pochwałę zasługuje również konsekwencja w budowaniu własnego w miarę spójnego uniwersum. Tak chodzi mi o wygląd leszego, który ewidentnie wzorowany był na tym ze Zmory Wilka. Wygląd Nivellena wbrew pozorom nie jest taki zły, nie wybija z wczucia się w serial tak bardzo jak praktycznie czysta Yennefer wychodząca z kanałów czy też Geralt biegający cały czas w krótkim rękawku niezależnie od pogody.

Krok ku lepszemu

Głównym moim zażaleniem względem pierwszego sezonu były słabe zdjęcia, a szczególnie brak gry światłem. Na szczęście w tym to poprawiono, oczywiście nadal nocą postacie są dobrze widoczne dzięki lampom LED, ale w kanałach czy korytarzach, używano świec lub pochodzi. Dzięki czemu serial od strony wizualnej wchodzi na wyższy poziom. Znacznie zmniejszono ilość sztucznie generowanych lokacji, na rzecz ich realnych odpowiedników. Coś, co pozostało bez zmian to powtarzalny wygląd tychże miejsc, niezależnie, gdzie będziemy miasto będzie wyglądało jak w Warhammerze, czyli panuje tam brud, smród i ubóstwo.

Wszystko dla widza

Wiele osób w tym ja zapomniało, że twórcy serialu nigdy nie deklarowali wiernego odwzorowania i ścisłego związku z książkami. Nagrywając więc adaptację mieli prawo pozmieniać niektóre kwestie, dodać inne, czerpiąc z sagi tylko to, co im najbardziej pasuje do kreowanego świata. Oczywiście niezrozumiałe jest, dlaczego mając gotowe wątki, postacie i wybitnie dobrą historię, zdecydowali się pisać własną. Otóż wniosek nasuwa mi się jeden. Prawdopodobnie w ich mniemaniu statystyczny widz ich platformy nie chce za dużo myśleć, oczekuje prostej, generycznej opowieści, którą obejrzy sobie po ciężkim dniu w pracy. To dzięki takiej wizji widza panującej w firmie stworzono tego potworka, z którym teraz nie do końca wiadomo co zrobić.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ