Świat Przeistoczonych. Tom 1: Bez prawa do błędu – recenzja książki. Świat stał się nieprzyjaznym miejscem

UDOSTĘPNIJ

W ostatnich latach na ekrany smartfonów trafiło wiele tytułów opierających się na mapie świata rzeczywistego i umieszczonych na niej charakterystycznych punktów. Większość z nich przeszła już do historii, jednak ewenementem w tym polu jest Pokemon GO, które nadal potrafi zgromadzić w jednym miejscu dziesiątki, setki, a nawet tysiące ludzi. Co jednak jeśli za taką mechaniką gry stoi jakiś szerzej zakrojona tajemnica? Taki pomysł przedstawił Wasilij Machanienko w swojej najnowszej książce.

Kolejne dzieło ojca gatunku

Kolejne dzieło ojca gatunkuŚwiat Przeistoczonych. Tom 1: Bez prawa do błędu to najświeższe dzieło rosyjskiego pisarza, Wasilija Machanienki, który dał się poznać jako autor cyklu Droga Szamana. Była to pionierska seria należąca do bardzo młodego gatunku LitRPG – połączenia science-fiction z fantasy i elementami należącymi do gier komputerowych. Również i nowy tytuł spod jego pióra powstał w tymże nurcie. W Polsce tom został wydany z ramienia Wydawnictwa Insignis, za przekład natomiast odpowiadał Michał Bajorek.

Przeżyć w świecie potworów

Młody student Mark Dervine opiekuje się siostrą Wiewiórką po tym, jak ich rodzice zginęli w tragiczny sposób, chwyta się więc każdej, szczególnie fizycznej pracy. Pewnego dnia udaje się za miasto, by dorobić w roli tragarza pomagającego animatorowi dla dzieci. Jest mu to szczególnie na rękę, gdyż będzie mógł bezczynnie siedzieć podczas zbliżającej się wielkimi krokami premiery nowej gry na smartfony, tym bardziej że w próbnej wersji radził sobie lepiej niż nieźle. Przełom następuje, gdy miła dziewczyna, w której towarzystwie spędza czas, w momencie wypuszczenia pełnej wersji gry zamienia się w potwora, a na ekranie jego urządzenia pojawia się opcja przyjęcia antidotum. Od tego momentu musi on zaadaptować się do świata pełnego przemienionych oraz nauczyć się reguł gry, by móc przeżyć jak najdłużej i odkryć tajemnicę stojącą za nową grą. Niczym podczas rozgrywki musi on wypełniać również kolejne zadania, natrafiając jednak na poboczne aktywności rozpraszające jego uwagę.

Sprawdź też: Cyberpunk 2077: Bez Przypadku – recenzja książki. Nic nie dzieje się… bez przypadku

Od zera do bohatera

Główny bohater Mark to typowy przeciętniak, który z dnia na dzień staje się wybrańcem, przed którym znajduje się możliwość pokonania wszystkich wrogów, ocalenia ludzkości i rozgryzienia prawdziwego znaczenia gry, która na stałe splotła się z otaczającą go rzeczywistością. Przez brak wyróżniających cech przyciąga on sympatię czytelnika, gdyż każdy z nas może się z nim identyfikować. Dzięki wcześniejszemu doświadczeniu z przedpremierową wersją produkcji łatwo rozpoznaje on jej mechaniki wplecione w znajomy świat. Trzeba jednak przyznać, że w wielu sytuacjach ma on więcej szczęścia niż rozumu, bo bardzo często z opresji ratują go zależności, których nie znał lub o których zapomniał. Sprawia to, że momentami tytuł książki zaczyna brzmieć mocno ironicznie. Czasem jego cztery litery ratują też zbiegi okoliczności (w imię innego powiedzenia). Na uwagę zasługuje również fakt, iż jest on jednocześnie narratorem całej powieści, przez co otrzymujemy głębszy wgląd w jego emocje, przemyślenia czy rodzące się w głowie plany.

Gra w formie książki

Jak wspomniałem w jednym z poprzednich akapitów, Bez prawa do błędu zawiera pewne elementy z gier. Chodzi tu zwłaszcza o produkcje z gatunku RPG. Już na pierwszych stronach protagonista otwiera w telefonie kartę swojego bohatera. Znaleźć na niej można chociażby poziom postaci, ilość monet na jego koncie, czy puste w tym momencie miejsce na zdobyte tytuły, ale również wykupione atrybuty i umiejętności. Weteranów środowiska nie zdziwi również fakt, że w tej tabeli z tymi pierwszymi na starcie dostępne są tylko trzy: Siła, Wytrzymałość i Zręczność. W nagrodę za dokonane osiągnięcia lub za odpowiednio wysoki stosik monet Mark otrzymuje strzykawki atrybutów, które jak nietrudno się domyślić, służą do modyfikowania poszczególnych parametrów. Jednakże każda taka operacja wiąże się z wyłączeniem z gry na kilka godzin. Podobnie rzecz się ma ze strzykawkami regeneracyjnymi, które bardzo często (dosłownie) ratują życie protagonisty lub jego towarzyszy.

Monety są bardzo ważnym elementem świata gry, gdyż bez nich gracze giną bardzo szybko. Co ciekawe najłatwiejszy sposób na ich zdobycie to robienie zdjęć martwym graczom lub potworom, a za selfie z kreaturą wyższego poziomu wirtualna sakiewka wypełnia się jeszcze szybciej. Czy brzmi to znajomo? Myślę, że ten pomysł to delikatne wyśmianie Pokemon Go. Kto z nas bowiem nie widział choć raz grupki ludzi biegnących za znikającym potworkiem, aby go złapać lub zrobić zdjęcie?. Ekonomia niewiele odbiega od moich doświadczeń z większością tytułów. Najpierw główny bohater oszczędza każdą zdobytą monetę, by niedługo potem, po zdobyciu wysokiego poziomu i dokładnej eksploracji okolicy operować tysiącami lub milionami.

Wstęp do kolejnej serii

Książka została wydana w bardzo przystępnym formacie, choć wydaje mi się, że jej okładka jest delikatniejsza od pozostałych książek, z którymi miałem do czynienia. Ilustracja na przedzie tomu bezbłędnie oddaje dwa najważniejsze aspekty jego treści, czyli potwory i telefon.  Zawarte w niej fragmenty pochodzące z gry jak karta postaci czy powiadomienia zostały graficznie oddzielone od pozostałej treści powieści, dodatkowo zachęcając do zwrócenia na nie uwagi. Dzięki wartkiej akcji i łatwemu językowi 320 stron dzieła bardzo łatwo pochłonąć w jeden dzień, choć podział utworu na 23 rozdziały zachęca, do jego stopniowego dawkowania. Pierwszy tom Świata Przeistoczonych może swoją specyfiką odpychać przeciętnych czytelników, wymagając od nich, chociażby małego stopnia zainteresowania grami. Z tego powodu uważam, że tytuł ten przeznaczony jest zwłaszcza dla osób, które nie od dziś są blisko z cyfrową rozrywką. Na szczęście luźne połączenie konwencji sprawia, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Autor w umiejętny sposób serwuje nam cliffhanger na ostatnich stronach powieści, sprawiając, iż po jej lekturze będziemy z niecierpliwością czekać na jej kontynuację.

Sprawdź też: Legendy Gier Wideo – recenzja książki – Jak to z grami bywało?

Zalety

Oryginalne podejście do powieści,
przedstawiciel szerzej nieznanego nurtu książek,
gratka dla fanów RPGów.

Wady

Specyficzność książki może odstraszyć niektórych czytelników.

Za przekazanie książki do recenzji dziękujemy wydawnictwu Insignis.