REKLAMA

Street Fighter 6 – recenzja gry – wszyscy w Metro City znają KungFu

Alan Zygaj

Opublikowano: 27 lipca 2023

Spis treści

Lubię od czasu do czasu urządzić sobie wirtualny sparing ze znajomymi bądź zmierzyć się z obcymi ludźmi w trybie online. Dlatego też z ochotą postanowiłem sprawdzić swoje siły w najnowszej odsłonie Street Fightera. Czy gra sprostała moim oczekiwaniom? Sprawdźmy!

Zaczynając od podstaw

Produkcja oferuje nam trzy tryby rozgrywki. World Tour jest odpowiednikiem fabuły, w którym grając jako stworzona przez siebie postać, musimy odpowiedzieć na pytanie: ”czym jest siła?”. W Battle Hubie spotkamy się z awatarami stworzonymi przez innych graczy, weźmiemy udział w specjalnych wydarzeniach lub możemy znaleźć sobie godnego przeciwnika do walki. Battle Grounds jest czymś w stylu Arcade, gdzie mamy okazję zagrać przeciwko sztucznej inteligencji, poćwiczyć trochę kombosy albo podłączyć drugiego pada i skorzystać z przyjemności, jaką daje couch co-op.

Street Fighter 6

Walka z gwiazdami – czas na rozwój bohatera w World Tour

World Tour to coś w stylu trybu kariery. Jako stworzony przez siebie zawodnik zdobywamy kolejne poziomy i coraz silniejszy sprzęt, żeby w końcu móc stanąć na podium. Zupełnie szczerze, mam co do niego mieszane uczucia. Fabuła jest dość nijaka, a przynajmniej jej pierwsza połowa, przez co po paru godzinach zabawy możemy mieć ochotę na porzucenie rozgrywki. Główny jej punkt to po prostu droga ku sile. Co ciekawe, nie jest to jedyny plot w grze. Na samym początku podróży trafiamy do siłowni Luke’a i mamy okazję zawalczyć, a potem zaprzyjaźnić się z młodym chłopakiem o imieniu Bosch. Wiemy o nim tyle, że również jak my poszukuje siły. Jest jednak wyjątkowo niecierpliwy, więc po krótkim czasie stwierdza, że nie ma czasu na zabawę i nasze drogi rozchodzą się tak szybko, jak się zeszły. Parokrotnie jednak krzyżują się na nowo w wyjątkowo szemranych sytuacjach, aż do momentu, w którym zostaje uprowadzony. Pojawia się drugi wątek — kim tak naprawdę jest Bosch i w co się wpakował? Uważam, że jest on o wiele ciekawszy i bardziej angażujący. Misje główne, jak i poboczne, są dość proste i podobne do siebie. 

REKLAMA

Sprawdź też: Pikmin 1+2 – recenzja gry – Słodkie kolorowe stworzonka

Warto wspomnieć natomiast o systemie nauczycieli, dzięki któremu spotkamy takie postacie jak Chun Li czy Guile, a następnie dostaniemy możliwość opanowania ich stylów walki, ciosów unikalnych i specjalnych. Do tego możemy wybrać, jakie konkretne umiejętności danego nauczyciela chcemy mieć wyekwipowane. Podoba mi się, że możemy nawiązać z nimi więź poprzez podarunki, przez co powoli się przed nami otwierają. Dzięki temu są bardziej ludzcy i łatwiej nam zrozumieć, co nimi kieruje. Spora ilość postaci jest ze sobą w jakiś sposób połączona, więc warto starać się poznać ich bliżej, żeby zdobyć jeszcze więcej informacji. Tu chciałbym zwrócić też szczególną uwagę na ogólny ton gry. Wśród wrogo nastawionych przechodniów, których spotkamy na mieście, są chociażby wściekli księgowi, fani zapasów, gangsterzy z kartonami na głowie i mordercze lodówki. Tak, wcale mnie nie poniosło, nawet sprzęty codziennego użytku będą chciały się z nami spróbować. Muszę przyznać, że przyjazne i humorystyczne postaci były dla mnie miłą odskocznią od tego, co oferuje nam chociażby seria Mortal Kombat. Mimo, że wpleciono w całość parę mroczniejszych elementów (no i mamy Juri, która aż krzyczy YANDERE), to Street Fighter 6 wydaje mi się całkiem kolorową i energiczną produkcją, co osobiście uważam za plus.

Street Fighter 6

Explore hard, grind hard

Naszym głównym (choć nie jedynym) placem zabaw jest Metro City, które tętni życiem zarówno za dnia, jak i w nocy. Miasto przemierzamy pieszo lub korzystając z paneli szybkiej podróży. Czasem jednak warto pójść gdzieś na piechotę, tym bardziej, że po całej mapie rozsiane są różne skrzynie czy drony z załadunkiem, które można zniszczyć. W ten sposób otrzymujemy ubrania, walutę, przedmioty użytkowe, bądź punkty mil niezbędne do kontynuowania gry w przypadku przegrania pojedynku. Na nasze wyniki podczas konfrontacji duży wpływ mają właśnie ciuchy, które można ulepszać, dzięki czemu jeszcze bardziej podnoszą się nasze statystyki. Energetyki, cukierki czy gumy mają przeróżne właściwości, jak chociażby leczenie. Wszystkie te rzeczy można również kupić u odpowiednich sprzedawców, znajdujących się w różnych miejscach na mapie. Najważniejszy jednak jest poziom naszej postaci, który daje nam punkty umiejętności do wykorzystania w drzewku rozwoju. Nasz level jest tu o tyle istotny, że nawet jeden poziom mniej bądź więcej czyni OGROMNĄ różnicę w tym, ile obrażeń otrzymujemy i zadajemy przeciwnikowi. Jest to nieco problematyczne w końcowej fazie gry — kiedy dotarłem do rozdziału 15, moja postać była na 39 poziomie, a mierzyć musiałem się z… wrogami o 11 poziomów większymi. Żeby nadrobić tę różnicę, trzeba naprawdę ostro grindować poprzez naparzanie się z każdym kogo widzimy.

Sprawdź też: Crash Team Rumble — recenzja gry — Crash Bash na sterydach

Oczywiście “World Tour” nie jest tu przypadkową nazwą — posiadając bilety lotnicze możemy zwiedzać takie kraje jak Meksyk, Japonia czy Wielka Brytania. Część odwiedzamy, podążając za głównym wątkiem, ale dostęp do niektórych kryje się za zadaniami pobocznymi. Szkoda tylko, że w rzeczywistości nie mają one innego zastosowania niż bycie miejscami, w których znaleźć możemy odpowiadające im postaci z rostera. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ich potencjał na bycie czymś o wiele większym jest kompletnie niewykorzystany. Jeżeli zabraknie nam pieniędzy, gra oferuje wykonywanie prac dorywczych. Są to całkiem przyjemne minigierki, w których doświadczamy takich atrakcji jak robienie pizzy, łamanie desek czy niszczenie aut na złomowisku. To ostatnie aż przywodzi na myśl ten jeden bonus stage z Final Fight, prawda? W grze jest sporo odniesień do tej produkcji i nie tylko, więc rozglądajcie się uważnie. Mimo wielu wad, przytoczonych powyżej, uważam, że warto zaryzykować i wybrać się na wycieczkę dookoła świata.

Street Fighter 6

Seal the deal & let’s boogie! Czyli potyczki w Battle Grounds

Jeżeli długa podróż nas do siebie nie przekonuje, wciąż mamy Battle Grounds —  to tutaj bije prawdziwe serce gry. Tryb ten w rzeczywistości odpowiada za parę rzeczy. Wśród nich znajdują się treningi, samouczki postaci, gra przeciw SI czy matchmaking. Jest też dodatkowy tryb fabularny, w którym wybieramy zawodnika, a następnie poznajemy jego krótką historię. Do wyboru gra oferuje nam trzy rodzaje sterowania: classic, modern i dynamic. Myślę, że tego pierwszego nie trzeba nikomu przedstawiać, a w przypadku ostatniego na dobrą sprawę zagra za nas sztuczna inteligencja. Skupmy się bardziej na sterowaniu współczesnym, bo jest ono dla mnie naprawdę świetnym rozwiązaniem. Upraszcza ono wykonywanie combo do jednej sekwencji przycisków, to samo tyczy się chociażby ruchów specjalnych. Znaczy to tyle, że będąc niedzielnym graczem, możemy teraz wskoczyć w multiplayer i mieć rzeczywiste szanse na zwycięstwo. Oczywiście nie oznacza to, że korzystający z klasycznego trybu jesteśmy na przegranej pozycji, bo w dobrych rękach można nim zdziałać prawdziwe spustoszenie. Niemniej cieszę się z wprowadzenia ułatwień dla początkujących, tym bardziej, że zrobiono to w sposób, który nikogo nie krzywdzi. Definitywnie ogromny plus!

Sprawdź też: Aliens: Dark Descent – recenzja gry – Na Obcego miotacz ognia

Zupełną nowością jest też system Drive. Składa się on tak naprawdę z paru rzeczy. Wszystko zużywa określoną liczbę zielonych barów, które znajdują się pod naszym zdrowiem. Mechanika ma bardzo dużo różnych zastosowań, ale postaram się omówić te najważniejsze. Drive impact pozwala nam wykonać specjalny ruch, którym wjedziemy w przeciwnika jak ciężarówka, wystawiając go na kontrofensywę. Jeżeli trafimy na przeciwnika trzymającego się w kącie, to ta umiejętność jest naszym go-to, ponieważ w taki sposób wepchniemy go na ścianę i odsłonimy. Warto pamiętać, że podczas animacji nie jesteśmy nieśmiertelni, a trzy szybkie ciosy w naszą stronę wyprowadzą postać z równowagi. Drive rush daje nam możliwość wykonania szybkiego dasha do przodu zaraz po wykonaniu ataku. Drive parry odbijemy cios przeciwnika i natychmiast odpowiadamy szybkim ciosem. Mechaniki otwiera przed nami wiele nowych możliwości i jest wyjątkowo udanym dodatkiem.

Street Fighter 6

Nowe twarze, nowe możliwości

Pora na zawodników! Nasz roster składa się z 18-stu grywalnych postaci, z czego 6 z nich pojawia się w serii po raz pierwszy. Klasyczne postacie są nieco starsze, co dodaje im nieco uroku. Każdy z bohaterów czymś się wyróżnia, dzięki czemu nie ma tu miejsca na nudę. Wróćmy jeszcze do tonu gry, tym razem w przypadku zachowania wojowników. Znacząca większość z nich wydaje się bardzo przyjaźnie nastawiona, wesoła i energiczna. Na duży plus zasługują również sceneria i ścieżka dźwiękowa. Największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie muzyka — mamy do czynienia z masą przeróżnych utworów! Od bardziej tanecznych jak “All Right!” Dee-Jay’a po bardziej ponure i agresywne “The Plunderer” JP. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Tym, co jednak najbardziej mnie urzekło, jest ten delikatny dotyk saksofonu w niektórych trackach. Ten jeden mały element sprawia, że soundtrack mocno się wyróżnia i ciężko pomylić go z czymś innym. Tła w grze są żywe i różnorodne, co jednocześnie cieszy oko, ale nie rozprasza gracza podczas potyczki. Przy okazji dobrze oddają klimat kraju, w jakim się znajdują. Fighting Ground jako tryb wypada wyśmienicie, mając w sobie wszystko czego tak naprawdę potrzebujemy, a nawet więcej. Myślę, że warto wskoczyć do niego w pierwszej kolejności, aby zapoznać się chociażby ze sterowaniem.

Street Fighter 6

Fight Club dla każdego! Odwiedziny w Battle Hub

Na koniec pozostaje nam już tylko Battle Hub. Ogólnie rzecz biorąc jest to miejsce spotkań graczy, wymagające połączenia z internetem. Nie trzeba z niego korzystać do matchmakingu, jako że opcja znalezienia rywala jest też w poprzednim trybie. Można za to znaleźć maszyny arcade. Są o tyle ciekawe, że mamy ich trzy typy — przy jednych siadamy i czekamy na drugiego gracza, żeby stoczyć razem walkę, inne oferują to samo ale ze specjalnymi utrudnieniami, które co jakiś czas się zmieniają. Moją uwagę jednak zwróciły na siebie te, które dają nam możliwość grania w starsze tytuły capcomu, takie jak Final Fight albo Mega Man: The Power Battle! Pamiętajcie jednak, że gry zmieniają się codziennie. Jest to piękny ukłon w stronę starszej publiki i fanów retro, który wywołuje odrobinę nostalgii.

Sprawdź też: Diablo IV — recenzja gry. Bramy piekła ponownie zostały otwarte

Robiąc sobie spacer po okrągłej hali wpadniecie na przynajmniej dwa sklepy. Jeden z nich pozwala nam na “operację plastyczną” bohatera — opcję dostępną też w World Tour. Drugi sprzedaje ubrania niedostępne we wcześniej wspomnianym trybie. Wszystko odbywa się za sprawą specjalnej waluty. Są ich trzy: drive tickets, fighter points i kudos. Punkty drive zdobywamy wykonując wyzwania, a punkty wojownika są walutą premium, za którą trzeba zapłacić. Gra posiada nawet swój battle pass, nazwany przepustką wojownika, co szczerze niezbyt mi się podoba. Głównie dlatego, że nie jest to tytuł free to play, a płatny produkt. Drugorzędną sprawą jest to, że jeżeli chcemy zagrać w tytuły retro offline, to battlepass jest na chwilę obecną jedyną opcją na ich zdobycie. Poza znalezieniem niektórych z nich skrytych gdzieś w World Tour. Z początku zmartwiła mnie też opcja zakupu alternatywnego stroju dla fightera. Całe szczęście okazuje się, że innym sposobem na odblokowanie go jest po prostu rozwinięcie naszej więzi z mistrzem do maksymalnego poziomu. Trzecią walutą są kudos, które zdobędziemy osobno na każdej postaci, a przyznają one specjalne tytuły, które potem możemy ustawić sobie w profilu.

Street Fighter 6

Hit the streets

Street Fighter 6 jest dla mnie ogromnie pozytywnym zaskoczeniem. Myślę, że powinna zadowolić nie tylko zagorzałych fanów serii, ale również przyciągnąć do siebie całkowicie nowe osoby za sprawą ułatwienia dostępności. Przy okazji jest też fajną alternatywą dla ciężkich fabularnie produkcji, dzięki swojej lekkości i humorze. Najwięcej zabawy miałem podczas starć z innymi graczami, ale jeżeli nie czujecie się na siłach i wolelibyście zagrać przeciwko SI — spokojna głowa, gra ma dużo możliwości i na pewno coś się dla Was znajdzie. Nie zwlekajcie więc, łapcie za portfel, odpalajcie i dajcie się porwać. Czeka przed wami spora ilość dobrej zabawy!

logo firmy cenega

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.

Alan Zygaj

Entuzjasta gier wymagających, w wolnym czasie pochłaniający masowo wszelaki kontent na temat branży.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Sword Art Online: Fractured Daydream – recenzja gry. Nowe oblicze serii, które wciągnie fanów rozgrywki multiplayer. 

Sword Art Online: Fractured Daydream – recenzja gry. Nowe oblicze serii, które wciągnie fanów rozgrywki multiplayer.