MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Obi-Wan Kenobi – recenzja odcinków 5 i 6. Czy finał sezonu sprawia, że Kenobiego da się lubić?

Brak czasu odebrał mi możliwość napisania recenzji piątego odcinka Obi-Wana Kenobiego w zeszłym tygodniu, ale po dzisiejszym seansie, to nawet lepiej. Dlaczego? Ponieważ dwa ostatnie epizody podobały mi się najbardziej, ale czy oznacza to, że zostałem fanem tego serialu?

Obi-Wan Kenobi – recenzja odcinków 5 i 6. Czy finał sezonu sprawia, że Kenobiego da się lubić?

Cameo, cameo dla każdego!

Nie chcąc się powtarzać, powiem tylko, że wszystkie problemy, które do tej pory wymieniałem jako te najbardziej psujące radość z oglądania (leniwe pisanie, fatalna strona wizualna, kompletny brak pomysłu na rozwój postaci), niestety są uwypuklone także w ostatnich dwóch częściach.

Oczywiście i tym razem nie uniknę spoilerów, możemy więc przejść do pozytywów. Przede wszystkim, dostałem to, na co czekałem od początku, czyli retrospekcje, więcej Haydena Christiensena, więcej Vadera i… cameo, na jakie czekałem. Oczywiście jestem świadomy, że nie wnoszą one do uniwersum, jak i samego serialu zupełnie nic, ale jakoś tak ciarki same pojawiły się na skórze, kiedy zobaczyłem znanych mi z prequeli aktorów.

Po skończeniu sezonu (niestety nawet na Disney+ już tak to nazwano) siedziałem oślepiony cameo i „podjarany” tym, że znów czułem się jak za dawnych dobrych czasów. Z każdą kolejną godziną byłem jednak znacznie smutniejszy. Dlaczego?

Zmarnowany potencjał kontratakuje!

Myślę, że w piekle jest osobne miejsce dla osób, które grają na uczuciach fanów w ten sposób. Obiecano nam „rewanż stulecia”, a każde starcie Bena z Vaderem było tak rozczarowujące, że aż szkoda pisać na ten temat. Niedopracowane scenerie, dziwna choreografia, tak jak wcześniej broniłem „drewnianą” walkę z trzeciego odcinka, tak teraz w sumie chcę o niej zapomnieć. Tak można podsumować właściwie cały ten serial.

Fabularnie dostaliśmy kolejne starwarsowe „kopiuj/wklej”. Jest dziecko, ktoś je szuka, ktoś je gubi, ktoś je znajduje i przy okazji strzelamy do siebie albo bijemy się mieczami. Czy naprawdę musimy oglądać trzeci raz to samo? Nie można było napisać czegoś innego? Wizualnie jest to jeden z najgorszych tworów z Gwiezdnych Wojen. Winny może być tutaj mały budżet, co jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem, patrząc na hype związany z tą produkcją. Doceniam wnętrza statków, czy wąskie lokacje, bo tam Obi-Wan Kenobi naprawdę „dowozi”, niestety, kiedy kamera się oddala, jest znacznie gorzej.

Nie byłem negatywnie nastawiony do tego serialu, ba nawet dałem się zachęcić tanimi zwiastunami, pomimo mojej nienawiści do tego, co dzieje się z moim ukochanym światem. Nie mogę jednak znieść tego, że zaangażowano w ten projekt tylu cudownych aktorów i aktorek, w tym przede wszystkim Ewana McGregora czy Haydena Christiansena i nie wykorzystano tego nawet w 5%. Czy ta produkcja miała wnieść coś nowego do historii w uniwersum? Nie sądzę, era Skywalkerów jest już „wypchana” wydarzeniami i czekam na to, co zrobi Taika Waititi w swoim filmie, bo zapowiada on (w końcu) odcięcie się od tego rodu.

Czy w takim razie był sens w ogóle kręcić Obi-Wana Kenobiego? Moim zdaniem tak, ale nie w tej formie.

Serial, który mógł być filmem

Analizując wszystkie sześć epizodów, doszedłem do wniosku, że właściwie można było zrobić cztery odcinki mniej i nadal dowiedzielibyśmy się tego samego. Kazano nam czekać do piątego z nich, żeby poznać motywacje trzeciej siostry. O tyle, o ile jej pojedynek z Vaderem oglądało się przyjemnie, to fakt, że przeżyła dźgnięcie mieczem świetlnym, a niedługo potem beztrosko latała sobie po Tatooine, zabrał mi całą radość. Qui-Gon Jin nie lubi tego!

Po wszystkim doszedłem do prostych wniosków, skoro fani Star Wars, w tym, jak się przekonałem, również ja, potrzebowali nowych przygód z taką obsadą, to… nie lepiej było nakręcić film? Można było wtedy pominąć nic niewnoszące wątki z serialu, wyrzucić postacie, o których zapomnę za tydzień (o Tobie mówię trzecia siostro) i skupić się na fan service’ie podanym w odpowiedniej formie. W końcu nie przeszkadzało mi żadne cameo w tej serii, szczególnie kiedy można było poczuć klimat prequeli. Niestety było tego za mało, żeby polubić tego Obi-Wana Kenobiego.

Moje życie było lepsze bez tej produkcji

Najnowsza produkcja ze świata Gwiezdnych Wojen przyniosła mi kilka scen, które zapamiętam na dłużej. Szczególnie te z udziałem Dartha Vadera, którego kocham całym sercem. Była retrospekcja pojedynku treningowego Anakina i Obi-Wana, były też świetne sceny z rozkazu 66 i satysfakcjonujące cameo.

Niestety podano to wszystko w tak tragicznej i nieakceptowanej formie, że nie potrafiłem się tym cieszyć i wyłączyć myślenie. Skala głupoty wielokrotnie powodowała zażenowanie, a niedopracowanie całej produkcji zmuszało dłoń do wędrowania na czoło. Ten serial nie był potrzebny, można było zrobić z tego film i zagwarantować znacznie więcej zabawy fanom. Sześć odcinków, które miały przywrócić moją wiarę w Star Wars, tylko podkopały ją jeszcze bardziej, pomimo kilku miłych momentów. Szkoda, wielka szkoda.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ