MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Obi-Wan Kenobi – recenzja czwartego odcinka serialu. Miało być tak pięknie…

Na wstępie muszę podkreślić dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, będzie to w pełni spoilerowa recenzja, dokładnie tak jak w dwóch poprzednich tekstach. Po drugie, ten tekst będzie znacznie krótszy, tak żeby jego pisanie nie było taką katorgą, jak seans czwartego odcinka Obi-Wan Kenobi.

Obi-Wan Kenobi – recenzja czwartego odcinka serialu. Miało być tak pięknie…

Dialogi? Na co to komu!

Ten odcinek mógłby służyć za doskonały przykład, jak fatalne dialogi mogą zepsuć całokształt produkcji. Po raz kolejny po obejrzeniu najnowszych przygód Bena Kenobiego jestem rozdarty. Powód jest prosty, znowu było tutaj kilka pozytywnych momentów. Sceny walki bardzo mi się podobały, chociaż mam wrażenie, że Ewan tym razem jakoś dziwnie posługuje się mieczem świetlnym. W starciu z Vaderem zrzuciłem to na „zardzewienie”, ale zaczynam podejrzewać, że to jakiś dziwny wymysł twórców. Tym razem pochwalić muszę też scenografię. Małe, zamknięte lokacje na statku wyglądają o niebo lepiej, niż puste krajobrazy piaszczystych planet. Poczuć można było w tym wszystkim atmosferę rodem z Jedi: Fallen Order.

Sam odcinek właściwie nie wniósł nic do fabuły serialu, ot znowu pełno tu głupich decyzji postaci, które powinny być mądrzejsze, patrząc na ich rolę w Imperium, ale na to nie mam już nawet siły narzekać. Podobnie jest z dialogami. Oglądając, złapałem się na tym, że najlepiej bawię się, kiedy nikt nic nie mówi. Chyba że odzywa się Darth Vader, wtedy wszystko wynagradza głos Jamesa Earla Jonesa. Muzyka dobrana do scen akcji, czy statycznych momentów była klimatyczna i wzbudzała pozytywne odczucia, ale co z tego, skoro za chwilę Obi-Wan Kenobi zawodzi na każdym innym gruncie.

Cześć, nie mam pojęcia co robię

Za nami już ponad połowa całego show, niestety z sieci docierają informacje o drugim sezonie. Niby nie ma w tym nic dziwnego, prawda? Przecież produkcja jest niewątpliwym hitem, miliony ludzi rzuciły się na streamingi, żeby tylko znowu zobaczyć Ewana McGregora i Haydena Christiansena znowu razem na ekranie. Tak, ale przecież to miało być „limited series”, takie „one and done”. Kiedy czytam, że potencjalnie wprowadzone zostaną zmiany w epizodzie szóstym, tak żeby można było dalej „doić” markę, to nóż mi się w kieszeni otwiera.

Jako wieloletni fan Star Wars jestem naprawdę przerażony tym, co wyrabiają studia, odpowiedzialne za produkcje z Gwiezdnych Wojen. Dwa pierwsze sezony Mandolorianina przypadły mi do gustu, pomimo wszystkich wad, głównie przez to, że było to coś nowego i świeżego w tym uniwersum. Niestety im dalej w las, tym więcej cameo festów, tanich zagrywek pod publiczkę i zero, ale to absolutne zero zrozumienia do tego, co czyniło tę markę tak wyjątkową i magiczną. Przecież już sam Lucas nie wystrzegł się rażących błedów fabularnych czy dialogów o piasku. Mimo wszystko uważam, że oglądało się to lepiej. Tak samo, jak Wojny Klonów Filoniego. Wydaje się jednak, że Disney nie rozumie, że to, co udaje się w formacie animowanym, niekoniecznie działa w live action.

Quo vadis Obi-Wan?

Tak jak pisałem wyżej, nie chcę się już pastwić nad głupotami, które serwują nam twórcy, bo w dużej mierze mógłbym tu przekleić to, co napisałem w recenzji dwóch pierwszych odcinków. Muszę jednak poświęcić ten krótki akapit jednej arcyważnej kwestii. Dokąd właściwie to wszystko zmierza? Zostały dwa epizody, DWA, a historia mogłaby się skończyć już teraz. Przecież Imperium i Kenobi grają w „piłka parzy”, tylko zamiast futbolówki używają do zabawy Leię.

Zarzucałem już tutaj podobieństwa do Djina i Grogu i nadal to utrzymuję. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że produkowanie seriali ze świata Star Wars wygląda w następujący sposób: pomysł, wymyślenie cameo, dorzucenie fan service’u i gdzieś tam na końcu (lub – co gorsza – tuż przed kręceniem) jakaś tam fabuła. Jeden z moich przyjaciół spytał mnie: „Po co ten serial właściwie powstał?”. Pomimo że wtedy odpowiedziałem, że powodem jest szansa zobaczenia znów Ewana McGregora i Hayden Christiansena na ekranie, to miałem nadzieję, że wraz z upływem czasu dostanę więcej argumentów. Niestety, coraz bardziej wydaje się, że był to jedyny powód dla nakręcenia tych sześciu epizodów.

Koniec jest bliski

Nie wiem, co mogłoby się wydarzyć, żebym zmienił zdanie na temat Obi-Wana Kenobiego. Oglądając każdy kolejny odcinek, czuję, że nie robią tego ludzie, którzy kochają tę markę wystarczająco, żeby dać nam jakościowy produkt. Kogoś ewidentnie zaślepiły cyferki i chęć zysku. Szkoda, ponieważ potencjał na coś wielkiego i epickiego był ogromny, a z przykrością stwierdzam, że całość produkcji zapowiada się na ogromną porażkę.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ