Odpaliłem ostatnio tytuł, który z pozoru wyglądał jak kolejna próba przerobienia dziecięcych wspomnień w tani horror. Muszę jednak przyznać, że bardzo się pomyliłem. My Friendly Neighborhood totalnie mnie zaskoczyło!
Powrót, na który nikt nie czekał
Przez lata na ekrany telewizorów trafiały nowe odcinki programu dla całej rodziny – Nasze miłe sąsiedztwo. Widzowie pokochali barwne charaktery kukiełek i odcinki z morałem. Z czasem zainteresowanie zaczęło słabnąć, aż studio było zmuszone zakończyć emisję programu. Zabawki poszły w odstawkę, a ludzie znaleźli sobie nowe hobby. Jednak wiele lat później Nasze miłe sąsiedztwo nagle wróciło do telewizji! Czy aby na pewno wciąż są takie miłe?
Miasto wysyła do studia nagraniowego złotą rączkę – Gordona, który ma wejść na dach budynku i wyłączyć uszkodzoną antenę. Zadanie jednak nie jest takie proste – winda jest zablokowana, więc trzeba znaleźć inny sposób, żeby dostać się na górę. Po przybyciu do studia wita nas Skarpeta Ricky, tak dosłownie prawdziwa, mówiąca skarpetka, który zostaje naszym przewodnikiem po opuszczonym budynku.

My Friendly Neighborhood to pierwszoosobowy survival horror z elementami metroidvanii. Jestem pod wrażeniem projektów poziomów – są ciekawie zaprojektowane, wielopoziomowe i przypominają labirynt. Nie raz poczułem się zagubiony, ale nigdy naprawdę zgubiony! Gra prowadzi gracza w zabawny i kreatywny sposób, na przykład za pomocą migających neonowych strzałek czy uciekającej postaci w danym kierunku. Zawsze wiedziałem, gdzie muszę dalej iść.
Często napotkamy na swojej drodze zamknięte drzwi lub zablokowane przejście, które wymaga odnalezienia odpowiedniego przedmiotu, np. klucza z konkretnym symbolem, aby móc przedostać się na drugą stronę. Spokojnie – backtracking jest sprytnie rozwiązany, bo zazwyczaj wracamy do znanych miejsc inną drogą.
Do dyspozycji mamy mapę, która pozwala nam się zorientować, gdzie aktualnie się znajdujemy lub czy dane pomieszczenie udało nam się wyczyścić ze wszystkich przedmiotów. Jednak mam lekki problem, że przejścia między piętrami i różnymi budynkami zaznaczone są dość nieczytelne i miałem problem z określeniem, dokąd prowadzi dane przejście. Natomiast, żeby w ogóle doświadczyć tej przyjemności, należy konkretny fragment mapy odnaleźć.
W grze natrafimy na wiele ekranów ładowania, tak naprawdę przy praktycznie każdym przejściu do innego pomieszczenia, jednak jest ku temu powód…

Uważaj, bo przytulą cię na śmierć
Na swojej drodze spotykamy również kukiełki, które zdecydowanie nie chcą nas tylko przytulić! Są z deczka straszne, szczególnie gdy w oddali bujają się na boki albo machają. Dodatkowo wypowiadają różne dziwne przerażające rzeczy, które zdecydowanie nie powinny wydobywać się z ust maskotek programu dziecięcego. A wszystko to z uśmiechem na twarzy. Podobają mi się ich projekty.
Bronić się przed nimi możemy za pomocą dostępnej w grze broni. Trafiając w nich kilka razy powalimy ich, ale żeby nie wstały, trzeba je owinąć taśmą klejącą, której jest jak na lekarstwo! Po przejściu do innego poziomu wrogowie, którzy nie zostali obezwładnieni taśmą, wstają i znów będą chcieli nas utulić na śmierć!
Uwielbiam arsenał dostępny w grze! Mój ulubiony to pistolet, który strzela literkami alfabetu, a jego amunicją są karteczki samoprzylepne. Dodatkowo możemy ciskać w stronę przeciwników granaty interpunkcyjne. Nie będę wam zdradzał innych kreatywnych rozwiązań, polecam sprawdzić i zaskoczyć się samemu!
Podczas przeczesywania szafek i szuflad w poszukiwaniu amunicji i taśmy natrafimy na fiolki uzupełniające życie, batony, które sprawiają, że postać szybciej się porusza, monety oraz inne przedmioty fabularne. Należy jednak uważać, bo miejsce w ekwipunku jest ograniczone. Na szczęście w kilku miejscach na mapie możemy natrafić na bezpieczne pokoje, w których możemy przechować nadmiar rzeczy, a także zapisać rozgrywkę za monety. Nie jestem fanem rozwiązania, w którym zapisywanie rozgrywki odbywa się wyłącznie przy konkretnej maszynie. Czasem trzeba nagle zakończyć sesję i można stracić kilkadziesiąt minut postępu.
Sprawdź też: Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady

W grze natrafimy na wiele zagadek środowiskowych. To co mi się podoba, to fakt, że nikt nam nie musi tłumaczyć, co musimy zrobić. Są na tyle intuicyjnie zaprojektowane i przedstawione, że z łatwością można się połapać. Część z nich jest bardziej oczywista, część mniej, ale nie zdarzyło mi się, że musiałem błądzić i szukać rozwiązania. Warto jednak się rozglądać i lizać ściany, bo można natknąć się na ciekawe sekrety!
Nie taki straszny, ale…
My Friendly Neighborhood to zaskakująco solidny horror połączony z nietypową stylistyką kukiełkowego programu dla dzieci. Mimo dość lekkiego klimatu, gra potrafi zbudować napięcie, zachwyca kreatywnym arsenałem i świetnie zaprojektowanymi poziomami. Polecam! Tytuł nie jest przesadnie długi – mi przejście zajęło 6 godzin, ale to czas wypełniony po brzegi pomysłami i dobrą zabawą.
Sprawdź też: Blue Prince – recenzja gry – Czy właśnie otrzymaliśmy Grę roku 2025?