REKLAMA

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

Agnieszka Michalska

Opublikowano: 28 lutego 2024

Spis treści

W lutym nie mieliśmy co narzekać na premiery. Miesiąc wypełniły nam takie tytuły jak: Persona 3 Reload, Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości czy Helldivers 2 (nie wspominając już o Final Fantasy VII Rebirth) Wśród tych głośnych gierek znalazła się jednak niespodziewana perełka – Banishers: Ghosts of New Eden od studia Don’t Nod. I nie ma co ukrywać, to po prostu kawał dobrej roboty.

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

O czym zatem opowiada Banishers: Ghosts of New Eden? Akcja rozgrywa się pod koniec XVII wieku w Ameryce Północnej (dokładnie w 1695 roku). Antea Duarte i Red mac Raith jako Pogromcy (wojownicy wyszkoleni do tropienia wywoływania i pozbywania się upiorów) przybywają do kolonii New Eden w Nowej Anglii, aby rozprawić się z koszmarem, który atakuje mieszkańców. Niestety wszystko przybiera zły obrót – Antea ginie i staje się duchem. Teraz Red musi nie tylko pokonać panoszące się zło, ale także pomóc swojej ukochanej. W jaki sposób? To już wszystko zależy od wyborów dokonywanych przez gracza.

Decyzje mają swoje konsekwencje

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

Studio Don’t Nod to autorzy takich produkcji jak Vampyr, Life is Strange czy Remember Me. I widać, że wynieśli spore doświadczenie, bo Banishers: Ghosts of New Eden czerpie garściami z najlepszych rozwiązań. Mamy tutaj typowego przedstawiciela action RPG, ale posiadającego wiele ciekawych rozwiązań, które wyróżniają go na tle konkurencji. Przede wszystkim największą zaletą jest fabuła oraz postacie.

REKLAMA

Główni bohaterowie to ludzie z krwi i kości – posiadają zarówno zalety, jak i wady, a także niezawodną intuicję, która pomaga im ocenić daną sytuację. Red musi borykać się ze stratą ukochanej, ale z drugiej strony widzi ją w formie ducha. Zdaje sobie sprawę, że w końcu będzie musiał podjąć ostateczną decyzję, bo taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie. Za to Antea robi wszystko, żeby „pozagrobowo” wspierać swojego mężczyznę, choć też zna swoje ograniczenia. Będąc jednak razem, stawiają czoła wszelkim trudnością. Wiedza, że wspólny czas im się kończy, pcha ich do działania. Tak więc mamy tutaj do czynienia z historią o miłości i poświęceniu, ale… Z drugiej strony to właśnie od gracza zależeć będzie, jak skończy się ich historia.

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

Wybory! W Banishers: Ghosts of New Eden musimy podejmować decyzje, które wpłyną na zakończenie. W sumie mamy ich 4 – pierwszą ważną decyzją jest ta dotycząca Antei, czy pomożemy jej wstąpić (opuścić zaświaty w spokoju), czy też spróbujemy ją wskrzesić (przywrócić do świata żywych). Następnie kumulują się decyzje, które podejmowaliśmy w wątkach głównych oraz Przypadkach Nawiedzenia, a więc questach pobocznych. Należy więc pamiętać, że nasze wybory mają swoje późniejsze konsekwencje – nie tylko jeżeli chodzi o przyszłość Antei, ale także mieszkańców New Eden. Niewątpliwie będziecie się bić z myślami i podejmować decyzje, niekoniecznie idące w zgodzone z waszą moralnością – tak przynajmniej było w moim przypadku, ponieważ dążyłam do dobrego zakończenia.

Pochwalić muszę także grafikę, ale także styl artystyczny. Już w Vampyrze było widać, że Don’t Nod ma dryg do tworzenia klimatycznych miejscówek. Tutaj Londyn XX wieku ustąpił miejsca pierwszym europejskim osadom na amerykańskiej ziemi. Widać tutaj masę nawiązań do kultury tamtych czasów, a w kwestii lokacji twórcy postawili na realizm architektoniczny. Leśne odstępy są świetnie zrealizowane, a w połączeniu z delikatną ścieżką dźwiękową buduje świetny klimat tajemnicy. Niestety poprzez rozmiar mapy szybko można wyłapać, że pomimo wszelkich prób, deweloperzy i tak wpadli w sidła powtarzalności. A to tylko jedna z kilku wad Banishers: Ghosts of New Eden.

Jest dobrze, ale nie idealnie…

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

Walka jest dosyć banalna – silny i słaby atak, odskok oraz blok. Poziom zadawanych obrażeń zależy więc wyłącznie od cyferek tzn. od poziomu ulepszenia naszego ekwipunku. Jeśli trafimy na przeciwnika z wyższym poziomem, to nie ma sensu z nim walczyć, bo wówczas będzie on prawdziwą gąbką na obrażenia. Czasami nawet przeciwnicy na naszym poziomie bywają męczący – na szczęście w pewnym momencie odblokowujemy muszkiet, który zadaje gigantyczne obrażenia, ale jego przeładowanie zajmuje nieco czasu. Upraszcza to nieco pojedynki, bo te po 5-8 godzinach robią się bardzo powtarzalne. Szybko uczymy się schematów na poszczególnych przeciwników, a Banishers Ghosts of New Eden nie zachęca nas do żadnych zmian w taktyce – dobór ekwipunku jest dosyć ograniczony i nie dostajemy jakoś wachlarza potencjalnej broni.

Niestety podobnie sytuacja zaczyna wyglądać z zadaniami pobocznymi – szybko wpadamy w schemat nawiedzenie, szukanie dowodów, przesłuchanie i finalny wyrok. O ile dialogi są całkiem nieźle napisane, tak deweloperzy potrafią na siłę wydłużać zadania, umieszczając dowody daleko od miejsca prowadzenia śledztwa. Jako że mapa jest przeogromna, to tracimy niejednokrotnie masę czasu na bieganie w tę i z powrotem tylko po to, aby zamknąć jakieś zadanie poboczne. A jeżeli ktoś uwielbia maksować gry, to na pewno nie będzie zadowolony z backtrackingu. Niestety wiele rzeczy po drodze mamy zablokowanych i dopiero po pchnięciu fabuły na przód, odblokowujemy możliwość pokonania tych przeszkód. Dobrze, że twórcy gęsto rozsiali jaskinie, gdzie nasi bohaterowie odpoczywają, ulepszą sprzęt, a także nabywają nowej umiejętności (poprzez przydzielenie punktów umiejętności). Służą one także za punkty szybkiej podróży, więc powrót w dane miejsce nie będzie wiązał się z nie wiadomo jak długą podróżą.

Lutowa perełka

Miłość do grobowej deski. „Banishers Ghosts of New Eden” – recenzja gry

Banishers Ghosts of New Eden to ciekawa propozycja od studia Don’t Nod. Nie jest to wybitna gra, która będzie nas zaskakiwać za każdym razem, gdy ją odpalimy (tak jak Wiedźmin 3), ale na pewno nie zmarnujemy na nią czasu. Świetna historia przyciąga do ekranu, a dobrze napisani bohaterowie sprawiają, że nie tracimy zainteresowania historią. Do pełni szczęścia jednak trochę zabrakło, ale to wciąż jedna z najlepszych gier, które zadebiutowały w tym roku. Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Jeśli uwielbiacie opowieści o duchach, zanurzone w otoczce historycznej, to jak najbardziej polecam!

Banishers Ghosts of New Eden
Agnieszka Michalska

Jestem Agnieszka Pierwsza Tego Imienia, Władczyni Konsoli, Mistrzyni Padów, Najwyższa Bibliotekarka oraz Baronessa Kolekcji Figurek Funko POP! Obok gier na konsole od Sony i Nintendo Switch, uwielbiam także dobre książki fantasy, które pochłaniam z zawrotną prędkością. Prywatnie jestem pasjonatką czarnej kawy i białej czekolady.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu. 

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar.