REKLAMA

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii [PS5] – recenzja gry – Czy człowiek z zewnątrz odnajdzie się w Yakuzie?

Adam Aleksandrowicz

Opublikowano: 7 kwietnia 2025

Spis treści

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii to spin-off kultowej serii o japońskiej mafii. Czy przypadnie do gustu osobie, która do tej pory nie miała styczności z Yakuzą? Zapraszam do mojego wywodu!

 

Czy człowiek z zewnątrz odnajdzie się w Yakuzie?

Witam, mam na imię Adam, do tej pory nie grałem w żadną odsłonę serii Like a Dragon / Yakuza. Wielu próbowało mnie namówić, pozdrawiam mojego kolegę redakcyjnego Jakuba, jednak nigdy nie było mi po drodze. Aż do teraz. Gdy dowiedziałem się, że wychodzi spin-off, dodatkowo w klimatach pirackich, uznałem, że nie będzie lepszego momentu, by spróbować. 

Głównym bohaterem gry Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii jest Goro Majima. Samo imię protagonisty poznajemy dopiero po kilku godzinach rozgrywki, ponieważ cierpi on na amnezję. Nie pamięta nic, co działo się przed przebudzeniem się na plaży. Uratowany zostaje przez młodego chłopca imieniem Noah, który wraz ze swoim kocim towarzyszem oraz ojcem i siostrą mieszka na wyspie. Na domiar złego lokalni piraci postanawiają zaatakować Majimę, jednak szybko orientują się, że zadarli z niewłaściwą osobą. Bohater, mimo amnezji, doskonale potrafi się bić!

REKLAMA
Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii | własny zrzut ekranu

 

Absurdalny humor, to co kocham najbardziej!

Zaraz, zaraz… piraci? Pewnie zastanawiacie się, kiedy dzieje się akcja tej gry. Otóż, we współczesności, ale nikt nie widzi nic dziwnego w tym, że ludzie ubierają się jak XVII w. – piraci, zakładają fikuśnie ciuszki, biorą do ręki kordelas, wskakują na pokład statku, aby za pomocą armat zatapiać inne okręty i szukać na pobliskich wysepkach ukrytych skarbów. Uwielbiam taki rodzaj humoru! Dodatkowo na swojej drodze spotkamy masę charakterystycznych postaci i będziemy wplątani w absurdalne zadania do wykonywania. Fabuła nie jest skomplikowana, ale całość została świetnie napisana. 

Widać od początku, że twórcy kładą duży nacisk na opowiedzenie historii, scenki są naprawdę solidnie wykonane. Co z tego, skoro po jakimś czasie scenka potrafi się skończyć, ustępując miejsca postaciom, które sztywno stoją naprzeciw siebie i mamroczą. Dobrze rozumiecie, większość gry nie jest zdubbingowana z niezrozumiałego dla mnie powodu. Jeszcze jakby chodziło o mniej ważne poboczne wątki, ale nie. A nagle jakieś rozmówki wspominkowe w formie znajdziek potrafią mieć dubbing. Brakuje mi w tej decyzji jakieś kreatywnej konsekwencji. Wygląda to po prostu tanio. Szkoda, bo ten tytuł stoi świetnie napisanymi bohaterami, ale taka ilość tekstu do czytania w tak dynamicznej produkcji po prostu nuży po pewnym czasie.

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii | własny zrzut ekranu

 

Szczury lądowe, wilki morskie i starcia w pirackim koloseum

Osobiście uważam, że zbyt długo trzeba czekać, aż w pełni uzyska się kontrolę nad eksploracją świata. Około 6-7 godzin zajęło mi dotarcie do punktu, w którym czułem, że w końcu mogę grać, jak chcę. Przez ten czas gra przechodziła od scenki do scenki, przerywając je jedynie okazjonalnymi walkami. Czasem mogłem zrobić kilka kroków, żeby tylko ponownie odpaliła się scenka. Brakowało mi w tym wstępie odpowiedniego balansu. Jednak, gdy już mogę robić, co chcę, to… jest co robić!

W trakcie swojej przygody dobijemy do portu w Honolulu, odwiedzimy zamieszkiwaną przez rybaków Rich Island, siedlisko lokalnych bandytów Madlantydę czy świętą wyspę Nele, a także okoliczne wysepki skrywające drogocenne skarby. Na suchym lądzie poruszamy się głównie na piechotę. Na naszej drodze spotkamy masę ludzi, którzy będą nam chcieli zrobić krzywdę, więc o bitkę na Hawajach nie jest trudno. Majima, walcząc w zwarciu, dysponuje dwoma stylami walki, między którymi dynamicznie może się przełączać. Mad Dog to styl miejski, który stawia na zwinność i szybkość. Sea Dog natomiast skupia się na walce dwoma kordelasami, pistoletem, hakiem oraz po naładowaniu paska mocy pozwala przywołać swoje kopie, które pomogą w walce. Potyczki są naprawdę przyjemne i dynamiczne, największą frajdę sprawiają, gdy bijemy się z większą grupą lub potężniejszym przeciwnikiem.

Całą magię jednak psuje warstwa techniczna Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Po prawie każdej walce musimy odczekać kilka sekund w bezruchu, by uruchomiła się końcowa scenka i nastąpił powrót do rozgrywki. Dodatkowo ciała potrafią znikać, żeby po chwili pojawić się w innym miejscu, żeby bohater mógł z nim porozmawiać w okolicznościach, jakich życzyli sobie twórcy. 

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii | własny zrzut ekranu

 

Jednak co to by byli za piraci, gdyby nie pływali po morzu! Samo przemierzanie akwenów wodnych jest przyjemne i proste. W trakcie bitew morskich kluczowe jest zajmowanie odpowiedniej pozycji, aby przeprowadzić celny ostrzał. Możemy strzelać tradycyjnymi pociskami z armat, ale to jest Yakuza, więc możemy wyposażyć nasz okręt także w miotacze ognia czy inne lasery. Mamy również możliwość puścić ster i wziąć do ręki wyrzutnię rakiet. Gdy już osłabimy wrogą jednostkę, możemy przystąpić do abordażu, by pokonać jej kapitana i resztę załogi, a następnie przejąć statek.

Wydaje się to mocno powtarzalne, i w sumie takie jest, ale znowu – daje to naprawdę ogrom frajdy. Podobnie walki w pirackim Koloseum polegają na tym, że pokonujemy coraz to mocniejszych przeciwników, ale ile jest w tym radości i satysfakcji!

Kluczowe jest posiadanie odpowiedniej załogi, ponieważ sami nie jesteśmy w stanie nad wszystkim zapanować. Część z nich wystarczy do siebie przekonać pięścią, czyli zwyczajnie pokonać w walce. Innym trzeba podarować jakiś przedmiot. Jeszcze inni będą od nas wymagać wykonania jakiejś pobocznej misji. Niektórzy dodatkowo nie będą chcieli z nami rozmawiać, dopóki nie osiągniemy określonego poziomu pirackiej rangi.

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii | własny zrzut ekranu

 

Cała masa pobocznych aktywności

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii posiada całą masę zadań pobocznych i dodatkowych aktywności. Najciekawsze z nich według mnie to poszukiwanie przestępców oraz robienie zdjęć ciekawym miejscom na Hawajach. To „poszukiwanie”, to mocne słowo na to, że oni są oznaczeni na mapie czerwonymi kajdankami. Nie zmienia to faktu, że jest to przyjemne, bo te starcia potrafią być wymagające i dostajemy za nie pieniądze. Natomiast zdjęcia są o tyle ciekawe, że musimy rzeczywiście się rozglądać i jest satysfakcjonujące, gdy wypatrzymy daną okolicę. No i ratowanie zwierzątek. Ratowanie zwierzątek zawsze na propsie.

Ciężko mi przytoczyć wszystkie aktywności, jakie możemy napotkać w grze, bo ich rodzajów jest tak wiele. Niektórzy pewnie się ucieszą, może każdy znajdzie coś dla siebie, dla mnie tego jest zdecydowanie za dużo i chyba wolałbym, żeby środki wydane na te pierdółki poszły na główną oś fabularną czy dubbing.

Irytował mnie fakt, że przechadzając się po mieście, gdy podejdziemy blisko misji pobocznej, odpala się ona automatycznie. Nie zawsze mam czas i ochotę zbaczać z aktualnie obranej ścieżki…

Do tego wszystkiego w grze dostępne jest gotowanie i sadzenie roślinek. Matko jedyna, ile się trzeba naklikać, żeby cokolwiek zebrać i posadzić na nowo. A jeszcze, jak chce się użyć nawozu, to klękajcie narody! Za każdym razem trzeba przesłuchać tej samej kwestii dialogowej.

Super sprawą jest natomiast ogromna możliwość dostosowania wyglądu protagonisty, statku oraz kociego towarzysza.

Sprawdź też: Rise of the Ronin – recenzja gry – Męczące, nudne i mało angażujące doświadczenie

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii | własny zrzut ekranu

 

Yakuza nie dla każdego

Muszę powiedzieć, że starcie z Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii jest dla mnie trudne. Ciężko mi jest nawet aktualnie ukończyć ten tytuł, bo powoli zaczyna mnie męczyć swoją powtarzalnością. Wiem, że im bardziej będę się zmuszał, tym będzie gorzej. Dlatego będę regularnie wracał do tego tytułu, bo chcę poznać zakończenie tej historii i sprać po twarzach jeszcze paru typów. 

Odpowiadając na pytanie z tytułu – czy człowiek z zewnątrz odnajdzie się w Yakuzie? Jest to na tyle specyficzna produkcja, że na pewno nie jest to gra dla każdego. Wydaje mi się, że jest to tytuł, który się pokocha, albo wasze drogi się rozejdą. W moim przypadku będzie to raczej ta druga opcja. Dokończę swoją piracką przygodę, ale nie sądzę, że sięgnę po inne gry z serii Like a Dragon / Yakuza.

Sprawdź też: Nobody Wants to Die [PS5] – recenzja gry – Polski kandydat do najlepszej gry roku?

ZALETY +

WADY -

Adam Aleksandrowicz

Urodzony z padem w dłoni. Gdy wszyscy na wsi zagrywali się na Pegazusie, ja grałem na Playstation. W swoim życiu byłem skrytobójcą, superbohaterem, archeolożką, zabójcą bogów, smokiem, hakerem i przetrwałem apokalipsę. W wolnych chwilach buduję miasta i popijam krafciki. Z grubsza tak wygląda moje życie. Z grubsza, bo lubię zjeść.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Arcane: Ambessa.

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady
Devil May Cry key art

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu
recenzja gry Dolina Żywiołów

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione
Folklands

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 
thunderbolts key art

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!