Te właśnie słowa rozpoczynają jedną z najciekawszych książek, które przyszło mi w ostatnich latach przeczytać. Jeśli cytat wydaje się wam znajomy, to nie jest w tym nic dziwnego, gdyż w dość zmienionej formie został on wykorzystany w pierwszej scenie adaptacji. Piszę bowiem o fenomenalnej książce Forrest Gump i niemniej udanym filmie o tym samym tytule. W przypadku, gdy ciekawi was czy powieść potrafi bawić czytelnika tak dobrze jak po swojej premierze prawie 40 lat temu poniższy tekst jest dla was.
Zaskakujące pudełko czekoladek
Forrest Gump został po raz pierwszy wydany w 1986 r. jako trzecia (i prawdopodobnie najsłynniejsza) powieść autorstwa Winstona Grooma. Początkowo spotkała się z niekoniecznie ciepłym przyjęciem, zwłaszcza wśród krytyków literackich, jednak na zyskanie wiecznej sławy nie musiała czekać długo, bo już w 1994 r. na ekrany kin trafiła filmowa adaptacja w reżyserii Roberta Zemeckisa (trylogia Powrót do Przeszłości, Cast Away: Poza światem, Ekspres Polarny), która otrzymała aż 6 Oscarów, w tym za najlepszą reżyserię oraz najlepszego aktora. Był nim nie kto inny, a Tom Hanks (Cast Away: Poza światem, Kod Da Vinci, Zielona Mila), który zaledwie rok wcześniej otrzymał swoją pierwszą statuetkę za rolę w Filadelfii.
Pierwsze polskie tłumaczenie ukazało się rok po premierze filmu, a od 1998 roku kolejne edycje wypuszcza na rynek wydawnictwo Zysk i S-ka. Początkowo za przekład odpowiadał Jerzy Leliwa, jednak od 2015 tłumaczem jest jego imiennik, niejaki Jerzy Łoziński, uwielbiany przez polskich fanów Tolkiena. Ilustracja na okładce tomu jest odwzorowaniem pierwszej sceny filmu, w której główny bohater siedział na przystanku z pudełkiem czekoladek (uwzględniono również charakterystyczne pióro unoszące się w powietrzu). Książka ma 280 stron, jednak duża i bardzo czytelna czcionka sprawia, że lektura zajmie nam maksymalnie jeden lub dwa wieczory.
Sprawdź także Avengers. Wejście Feniksa. Tom 8 – recenzja komiksu – Ciąg dalszy szalonych pomysłów Aarona.
Forrest Gump, czyli jak tworzyć historię
W swoim dziele Winston Groom wykreował bohatera, który na swój sposób stał się spoiwem historii, będąc bohaterem większości najważniejszych wydarzeń w Stanach Zjednoczonych w drugiej połowie XX w. Wszystko zaczyna się bowiem już od jego imienia, które otrzymał na pamiątkę konfederackiego generała, który po wojnie secesyjnej miał założyć stowarzyszenie, którego członkowie przywdziewali charakterystyczne białe stroje. Dalej jest już tylko ciekawiej.
W ciągu swego życia zalicza on karierę uniwersyteckiego sportowca, muzyka, żołnierza w Wietnamie, wybitnie uzdolnionego tenisisty stołowego. Na tym jego przygody jednak się nie kończą, gdyż podczas turnieju w Chinach ratuje on samego przewodniczącego Mao, a po powrocie do kraju zostaje wysłany na lot w kosmos, który potem rozbija się na Nowej Gwineii, zmuszając pasażerów do przeżycia kilku lat między kanibalami. Gdy Forrest po raz trzeci wraca do ojczyzny, zahacza o występy w zapasach, turnieje szachowe, plan filmowy, by w końcu spełnić się, prowadząc krewetkowy biznes, o którym myślał przez wiele lat. W wielu momentach swoich przygód napotyka swą ukochaną Jenny Curan, jednak ich historia nie kończy się happy endem.
Jestem idiotem od urodzenia
Już na pierwszej stronie nasz wzrok natrafi na pewną cechę tej książki, która w pierwszej chwili może nas odrzucić lub sprawić, że pomyślimy, iż w nasze ręce trafił egzemplarz sprzed korekty. Mam na myśli celowe używanie niepoprawnych form niektórych słów, a także przejęzyczeń. Muszę przyznać, że Łoziński postąpił doskonale, decydując się na przekład bardziej dosłowny, który zdołał oddać zamysł oryginalnego dzieła, które wyszło spod pióra Winstona Grooma. Myślę, że całkiem trafnie udało mu się naśladować charakterystyczny południowy akcent połączony z nieco odmienną inteligencją autora wypowiedzi. Dodatkowo zacząłem w końcu rozumieć, jaki zamysł mógł stać za jego podejściem do tłumaczenia dzieł innych autorów.
Pozwolę sobie jednak powrócić do Forresta, który, choć sam zwał siebie skrycie podgłówkiem, zupełnie niechcący osiągał sukces w wielu dziedzinach. Mimo że jego IQ, jak sam przyznał „doszło do siedemdziesiątki” doskonale radził sobie w tematyce fizyki kwantowej, a umiejętność szybkiego wykonywania skomplikowanych obliczeń nieco przypadkiem zapewniła mu miejsce w podróży poza kulę ziemską. Na tym jego sukcesy się nie kończą, gdyż tytułowy bohater był swego rodzaju magnesem do ludzi, którzy bardzo szybko się z nim zaprzyjaźniali. Pomimo tego, że ich ścieżki wcześniej czy później rozchodziły się, to on o nich nie zapominał, czemu dał znak pod koniec historii. Gdy jego krewetkowy biznes zaczął się rozrastać, znajdował on miejsce do pracy dla ludzi, których napotkał na swojej drodze. Nie można też zapomnieć o tym, że strasznie szybko biegał.
Adaptacja może być piękna, albo wierna
Nadszedł czas, by przejść do zagadnienia, które może zaciekawić wiele osób, czyli –Jak prezentuje się książka w porównaniu z adaptacją? Na usta ciśnie się opinia, że dzieło pisane odbiega od filmu, jednak w tym przypadku jest zupełnie na odwrót. Jeśli ktoś tak jak ja nie czytał Forresta przed seansem będzie zadziwiony, jak bardzo odbiegają one od siebie. Już sam początek filmu, dający widzom kilka ciekawych postaci rozbudował to, co w książce zostało przedstawione na zaledwie kilkunastu stronach.
Z drugiej strony produkcja, za której sterami stał Zemeckis, omija wiele (czasem ciekawych) wątków, które w latach, w których powstawała, trudno byłoby przedstawić ze względów finansowych. Po zapoznaniu się z obiema wersjami historii sympatycznego Amerykanina, pozwolę sobie na opinię, że każdy, kto choć raz obejrzał film, powinien przeczytać jego książkowy pierwowzór i vice versa.
Jestem kupiony jak pudełko czekoladek
Forrest Gump to ciekawa opowieść o życiu człowieka, który mimo tego, że różni się pod wieloma względami od normalnego człowieka, stara się funkcjonować w społeczeństwie na tym samym poziomie, co inni. Autor (oraz tłumacz) doskonale przedstawili trudności, z którymi zmagał się Forrest (przede wszystkim w strefie relacji międzyludzkich). Książka pokazuje jednak, że osoby, które los obdarzył mniejszym lub większym deficytem inteligencji, są nazywane przez innych idiotami, w wielu sferach potrafią przekazać innym, przeciętnym ludziom wiele życiowej mądrości. Tak jak one Forrest mimo napotykanych trudności i niepowodzeń ciągle podchodzi do życia z optymizmem i nigdy się nie poddaje. Jest to zaledwie jeden z aspektów, na który zwróciłem uwagę mając w pamięci niedawną odsłuchaną przeze mnie prelekcję o wolontariacie zajmującym się właśnie takimi ludźmi.
Najsłynniejsze dzieło Winstona Grooma, nie tylko wprawi czytelnika w stan refleksji nad pewnymi społecznymi zagadnieniami, ale również go rozbawi. Wszystko dzięki umiejętnie używanemu przez autora komizmowi sytuacyjnemu oraz słownemu. Główny bohater nierzadko nie zdaje sobie sprawy, z tego jakie (często zabawne) konsekwencje niosą ze sobą jego słowa i czyny. Przez sporą część historii poczciwy Amerykanin z Alabamy w sytuacjach publicznych mówi tylko o potrzebach fizjologicznych, co stanowi jeden z cyklicznych żartów, przy których odruchowo się uśmiechałem. Oczywiście w książce znalazło się również nieco romantyczności, jednak była ona jednym z mniej rozbudowanych aspektów.
Forrest Gump spodobał mi się nie mniej od filmowej adaptacji, dlatego po zakończeniu lektury trafił na półkę z klasykami, do których nierzadko wracam. W przyszłości natomiast zamierzam poznać dalszą historię Forresta, przedstawioną na kartach Forresta i spółki (czyli kontynuacji, o której wiele osób mogło nie słyszeć).