Detective Pikachu Returns to bezpośrednia kontynuacja gry wydanej w 2016 roku na Nintendo 3DS. Czy powrót kultowej elektromyszy i Tima Goodmana okazał się dla japońskiego giganta strzałem w dziesiątkę, czy w kolano? Ja już znam odpowiedź na to pytanie — teraz wasza kolej!
Kocham Pokemony w każdej postaci. W zasadzie nawet kiedy Nintendo wypuszcza na rynek słabszą odsłonę, to ja nadal grając, bawię się świetnie. Przyzwyczajenia, jak i zamiłowanie do marki z dzieciństwa odcisnęły na mnie swoiste piętno, pozwalające odciąć mi się od wylewu negatywnych opinii na temat gier o „kieszonkowych stworkach”.
Jednak przyznam, że najnowsza produkcja, czyli właśnie Detective Pikachu Returns była dla mnie testem wytrzymałości. Zdałem go, ale czy jestem zadowolony z uzyskanej oceny?
Detective Pikachu Returns – elektromysz i kolejne porywające śledztwo
Pikachu, czyli wszystkim znany Pokemon, wciela się ponownie w rolę detektywa, by przy boku Tima Goodmana, aby stawić czoło kolejnym tajemnicom i wyzwaniom. Detective Pikachu Returns to produkcja bez zbędnych wstępów – niemal natychmiast zostajemy rzuceni w wir akcji. Z pozoru błaha, a zarazem zuchwała kradzież kapelusza przez Corviknighta okazuje się preludium do historii, która zapewni nam wiele humoru oraz kilka poruszających momentów.
Sprawdż też: Pokémon Scarlet – recenzja gry. Nie łapię ich wszystkich.
To dość przegadana przygoda, opierająca się głównie na interakcjach między bohaterami — stąd też spora ilość emocji jest wręcz niezbędna do tego, aby w ogóle, w jakikolwiek sposób móc bawić się dobrze grając.
Czy w trakcie całej rozgrywki uda nam się jednak odkryć, co stało się z ojcem Tima albo co jest powodem randomowych omdleń Pikachu? Jasne, że tak. O tym dowiemy się, przechodząc całą grę.
Interakcje z Pokemonami to serce tej gry. Detective Pikachu Returns wychodzi poza typowe zbieranie i walkę zakorzenione w serii Pokemon. W trakcie rozgrywki skupiamy się na budowaniu relacji i wykorzystywaniu unikalnych zdolności Pokemonów do rozwiązywania zagadek.
Współpraca z Growlithe’em w tropieniu zapachów, czy z Luxrayem, który widzi przez ściany, to tylko niektóre z przykładów na to, jak gra umiejętnie integruje charakterystyczne cechy poszczególnych stworków w fabułę. To podejście pozwala na lepsze zrozumienie „ludzkiego” aspektu Pokemonów i tworzy unikalnych więzi.
Proste jak drut prawda? Jak najbardziej. Niemniej musimy pamiętać, że to gra dla dzieci. Więc dobrze, że nie opiera się ona jedynie na rywalizacji, a pokazuje, jak można funkcjonować w społeczeństwie, w którym sukces to praca grupowa, a nie zwycięstwo jednostki.
Brak polskiego dubbingu i napisów boli, ale za to graficznie jest stabilnie
Element, który nadaje grze wyjątkowego klimatu, to dubbing. Chociaż Detective Pikachu Returns nie oferuje pełnej polskiej wersji językowej – co jest dość sporym rozczarowaniem, zważywszy na docelową grupę odbiorców, to jednak angielska ścieżka dźwiękowa naprawdę robi wrażenie. Szczególnie głos Pikachu, który jest wyjątkowo uroczy i charakterystyczny zarazem.
Graficznie nintendowy standard — wpisuje się w estetykę charakterystyczną dla Switcha. Nie znajdziemy tu zapierających dech w piersiach pejzaży i cutscenek, które wykraczają poza to, co widzieliśmy już wcześniej. Niemniej to, co oferuje nam Detective Pikachu Returns jest solidne i przyjemne dla oka. Design postaci i środowiska jest wierny serii, a oprawa wizualna współgra z lekkim i przygodowym tonem gry.
Sprawdź też: Pokemon Scarlet & Violet: The Teal Mask – recenzja DLC. Co to ma być?
Ciekawy tytuł, ale nie must play
Detective Pikachu Returns z pewnością znajdzie swoje miejsce w sercach młodszych graczy — przynajmniej tych dobrze władają językiem angielskim… Za to dla starszych fanów Pokemonów gra może nie oferować wyzwań, które zaspokoją ich oczekiwania. Jednak bez wątpienia dostarczy zarówno jednym jak i drugim kilka godzin przyjemnej rozrywki.
Tytuł ten, choć nie jest rewolucyjny, pozostaje ciekawym uzupełnieniem serii. To gra nieaspirująca do miana niezbędnika w kolekcji, ale na pewno warto po nią sięgnąć – a już szczególnie jeżeli szukacie takiego totalnego czasoumilacza na jesienne wieczory.