REKLAMA

Kajko i Kokosz. Porwanie Milusia – recenzja gry – Miluś milusiński

Kamil Wandzel

Opublikowano: 28 października 2025

Spis treści

Kajko i Kokosz, czyli polski Asterix i Obelix. Pomimo że nigdy nie byłem ich fanem, mieli oni miejsce w moim sercu dzięki grze komputerowej Kajko i Kokosz w Krainie Borostworów, którą katowałem z nieznanego mi powodu. Kiedy znowu wpadli w moje ręce, nie mogłem się doczekać, czy teraz również ów powód mnie przekona.

Każdy kraj ma swoich bohaterów – my mamy Kajko i Kokosza. Zapomnianych nieco, ale kochanych przez wielu walecznych wojów, którzy dzielnie walczyli ze Zbójcerzami złego Hegemona. Są oni bohaterami komiksów, gier komputerowych oraz planszowych i dzięki tej ostatniej znowu zagościli w moim domu. Czy gra planszowa ożywi pamięć o lekko zakurzonych bohaterach? Zapraszam do lektury.

 

Gdzie nasz smok!

W grze planszowej Kajko i Kokosz. Porwanie Milusia masz za zadanie odbić porwanego przyjaciela, czyli smoka Milusia. Wpadł on w ręce Zbójcerzy, którzy chcą z niego uczynić maszynę oblężniczą.

REKLAMA

Założenie proste – idź i odbij smoka z rąk Hegemona. W teorii nie powinno być z tym żadnego problemu, lecz losowość w grze potrafi spłatać niejednego figla. Gra dzieli się na dwa etapy: przygody i wydarzeń. W czasie wydarzeń mamy okazję rozwijać się w trzech sektorach: Siła, Spryt i Odwaga. Te atrybuty przydają się nam w drugiej części, czyli przygodach, gdzie przyjdzie nam się mierzyć z różnymi przeciwnościami – i tutaj kości mają spore znaczenie.

Podczas fazy przygód pobieramy kartę, na której mamy warunki, które musimy spełnić, aby zdobyć nagrodę (warzywa). Rzucamy pięcioma kośćmi, dodajemy modyfikatory z atrybutów, które rozwinęliśmy, i liczymy, czy udało nam się uzbierać liczbę mieczy/tarcz/chlebów. Jeżeli tak – dostajemy warzywa, konieczne do zwycięstwa, a jeżeli nie, to… dzieją się złe rzeczy.

Każda porażka w fazie przygód skutkuje losowaniem kafelka Hegemona. Ów kafelek ukazuje nam konsekwencje – czy tracimy zasoby i które, oraz o ile pól przesuwamy figurkę głównego złego. Co w tym złego? Hegemon ma przejść jedynie siedem pól, abyśmy definitywnie przegrali, a niektóre kafelki pozwalają mu poruszać się nawet o dwa pola. Założenia są proste, lecz gra już nie tak bardzo.

Kajko i Kokosz. Porwanie Milusia | zdjęcie własne

 

Wszystko takie swojskie

Humor, który jest nieodzownym elementem komiksów o dwóch wojach, ma swój wyraz w kartach oraz wydarzeniach. Ilustracje są w stylu starych komiksów, dzięki czemu styl całej franczyzy pozostaje spójny, co docenią fani twórczości pana Janusza Christy. Plansza ma wiele kolorów, ale ścieżka, po której przyjdzie nam stąpać, jest wyraźna i doskonale wiemy, jak zaplanować kolejny ruch. Nieoczywistą zaletą gry jest brak plastikowych elementów, co dla mnie zawsze ma znaczenie i będzie doceniane za każdym razem. Figurki bohaterów są drewniane i pokolorowane w pasującym stylu do reszty zawartości.

Sprawdź też: Calico – recenzja gry planszowej. Niepozorna gra o kotkach.

Kajko i Kokosz. Porwanie Milusia | zdjęcie własne

 

Pamięć ma się dobrze

Kiedy w moje ręce wpadła ta gra, byłem sceptyczny. Kajko i Kokosz to widma przeszłości – i to bardzo odległe. Bałem się, że nie będę umiał się dobrze bawić, szczególnie że nostalgia akurat w tym wypadku w ogóle nie dała o sobie znać. Ależ było moje zdziwienie, kiedy siadłem do gry, ogarnąłem zasady w pięć minut i mogłem grać. Prostota gry na nowo rozpaliła moją miłość do planszówki, która ostatnimi czasy przygasała przez takie tytuły jak Wojna o Pierścień czy Mage Knight. Kajko i Kokosz mają w sobie coś – i kolejny raz, z nieznanego mi powodu, zagrywam się w tytuł ze świata dwóch dzielnych wojów.

Sprawdź też: Koniunkcja nie wiadomo czego – recenzja gry Wiedźmin: Stary Świat

egmont logo key art
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza gry planszowej.
Kamil Wandzel

Jako dziecko jadłem kamienie stąd moja miłość do krasnoludów, patrząc na żelazny tron, czekam na powrót króla, a wyglądając za okno, odruchowo rzucam na percepcję. To cały ja, lubię uciekać w światy pełne magii, czy to na kartach książek, czy za pomocą konsoli (mam zielone serce!) i robię to zawsze, kiedy mam wolną chwilę. A i pamiętajcie... KRASNOLUDEM SIĘ NIE RZUCA!

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Imprezowa gra, której nie przyniesiesz na imprezę – Recenzja gry Koty w butach

Imprezowa gra, której nie przyniesiesz na imprezę – Recenzja gry Koty w butach

The Sims 4: Przygoda wzywa – recenzja gry. Antyporadnik macierzyński Pameli Ponton

The Sims 4: Przygoda wzywa – recenzja gry. Antyporadnik macierzyński Pameli Ponton

Nextwave. Drużyna HEJT-u — recenzja komiksu — Na fali absurdu

Nextwave. Drużyna HEJT-u — recenzja komiksu — Na fali absurdu

Czarny telefon 2 – recenzja filmu – Telefon, który nigdy nie milknie

Czarny telefon 2 – recenzja filmu – Telefon, który nigdy nie milknie

Peacemaker sezon 2 – recenzja serialu – W krzywym zwierciadle superbohatera

Peacemaker sezon 2 – recenzja serialu – W krzywym zwierciadle superbohatera

Z wideoteki jesieniary: Baby Boom, czyli Diane Keaton rzuca wszystko i jedzie w Bieszczady. 

Z wideoteki jesieniary: Baby Boom, czyli Diane Keaton rzuca wszystko i jedzie w Bieszczady.