REKLAMA

Goblin Coaster – recenzja gry planszowej – Wszystkie ręce na wagonik

Kamil Wandzel

Opublikowano: 4 stycznia 2025

Spis treści

Walka z czasem, śmiech i to w kooperacji – brzmi jak gra idealna. Goblin Coster to gra rozrywkowa, świetnie wpisująca się w konwencję pozycji imprezowych lub tych przeznaczonych dla młodszych odbiorców. Ma w sobie jednak coś, co nie przyciąga na dłużej.

Budowanie parków rozrywki było dla mnie zawsze świetną zabawą. Setki godzin spędzonych przy Rollercoaster tycoon sprawiły, że tematyka jest we mnie głęboko zakorzeniona. Kiedy tylko w moje ręce wpadł Goblin Coster, od razu poczułem chęć zbudowania czegoś wielkiego i pokręconego. Czy planszówka od Egmont jest wystarczająco zakręcona? Zapraszam do lektury.

 

Na prawo most, na lewo most, a dołem goblin jedzie

Gra nie jest wymagająca, a jej zasady proste i szybkie do przyswojenia. Gracz musi zbudować goblińską kolejkę w określonym czasie wyznaczonym nam przez klepsydrę. Każdy z biorących udział może odwrócić piaskowy zegar, ale musi go przesunąć o jedno pole do przodu. W ten sposób zyskujemy czas, ale przybliżamy „wagonik” do końca mapy. Jeśli nie zauważymy i cała zawartość fiolki się przesypie, przegrywamy. Podobnie dzieje się, gdy klepsydra dobiegnie końca, a tor nie zostanie ukończony – również przegrywamy. Wygrać możemy jedynie wtedy, kiedy cała nasza kolejka jest ukończona, a w zegarze nie skończy się czas i dotrze on bezpiecznie do mety.

REKLAMA

Jest to gra kooperacyjna, przez co musimy ze sobą dużo rozmawiać i mówić głośno o planach, jakie mamy na następny ruch. W duecie gra okazuje się banalnie prosta, ale w czwórkę staje się wybitnie zabawna. Jeden gracz musi słuchać trójki pozostałych, którzy naraz doradzają, by dołożył mały puzzel z dużym zakończeniem, drugą ręką odwrócił klepsydrę, a trzecią jeszcze wylosował kolejne kafelki – wszystko to w akompaniamencie pośpiesznych okrzyków. Przegrana często kończy się śmiechem, a nie żalem, że wagonik pełen goblinów właśnie spadł w przepaść. Mam przeczucie, że to przez zły PR, który zrobiły im książki Tolkiena.

Goblin Coaster | zdjęcie własne

 

Kolejka musi przyciągać wzrok

Choć gra nie ma żadnej planszy, to kafelki są naprawdę ładne. Kolory, jak przystało na gobliński rollercoaster, są ciemne, pasujące do klimatów podziemnych. Są wykonane porządnie, przez co nie łatwo je uszkodzić, a to istotne biorąc pod uwagę, jak dużo będziemy je eksploatować. Ktoś, kto to projektował, znał się na goblinach. Wiedział, że kupują oczami i to, że przed sekundą kilku ich pobratymców spadło, ginąc w katastrofie, nie wpłynie na ich decyzje o przejażdżce kolejką, jeżeli ta będzie kolorowa. Głupie stworzenia, ale nie wolno im odmówić uporu.

Samo pudełko już przykuwa wzrok, zapowiadając szaloną zabawę i obiecując wiele emocji. Po części to prawda – rzeczywiście łatwo wprowadzić chaos w rozgrywce. Jednak nie oszukujmy się, gra sprowadza się głównie do losowania i układania kafelków. I to właściwie wszystko.

Goblin Coaster | zdjęcie własne

 

G-UDT nie stwierdziło wad

Goblińscy urzędnicy dozoru technicznego nie słyną z sumienności i skrupulatności, dlatego Goblin Coster nie jest pozbawiony wad. Elementy nie pasują do siebie i ciężko je dopasować. W grze na czas jest to dość istotne. Sam w swojej rozgrywce kładłem obok elementy, nie dopasowując ich. Tak jak wspomniałem wyżej, są wykonane porządnie więc nie łatwo je uszkodzić, wciskając na siłę. Zabawa zaczyna się dopiero przy piątym scenariuszu lub jak sami ją sobie utrudniamy, bo pierwsze kilka gier było boleśnie nudnych.

Dopiero gdy sięgniemy po cały asortyment utrudnień i sami dodamy coś od siebie, gra nabiera rumieńców, stając się zarówno wyzwaniem, jak i rozrywką. Jednak tym razem muszę przyznać, że to już lekka przesada – gra ma spore pudełko, a spokojnie zmieściłaby się w opakowaniu po Decomorreno.

Sprawdź też: Azul: Letni pawilon – recenzja gry planszowej. Niby podobne, ale jednak zupełnie inne.

Goblin Coaster | zdjęcie własne

 

Szybko, sprawnie, byle jak

Goblin Coster, choć grywalna we dwóch, zdecydowanie zyskuje przy większej publice. Potrafi wtedy wzbudzić emocje i śmiech, czyli to, do czego ją stworzono. Nie wyzbyła się problemów, ale bez trudu można na nie przymknąć oko i dać się wkręcić w gobliński świat rozrywki. Planszówka jest szybka i kompaktowa, dzięki czemu łatwo ją rozpocząć, a także zakończyć bez wyrzutów sumienia, gdy już zmęczy nas patrzenie na kolejne zgony goblinów.

Sprawdź też: Everdell Stacja Nowoliść – recenzja dodatku – Wsiąść do pociągu byle jakiego…

ZALETY +

WADY -

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza gry planszowej.
Kamil Wandzel

Jako dziecko jadłem kamienie stąd moja miłość do krasnoludów, patrząc na żelazny tron, czekam na powrót króla, a wyglądając za okno, odruchowo rzucam na percepcję. To cały ja, lubię uciekać w światy pełne magii, czy to na kartach książek, czy za pomocą konsoli (mam zielone serce!) i robię to zawsze, kiedy mam wolną chwilę. A i pamiętajcie... KRASNOLUDEM SIĘ NIE RZUCA!

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Strach, który przetrwał stulecia – recenzja filmu Nosferatu

Strach, który przetrwał stulecia – recenzja filmu Nosferatu

Fairy Tail 2 – recenzja gry. No tak średnio bym powiedział.

Fairy Tail 2 – recenzja gry. No tak średnio bym powiedział.
recenzja gry eternal strands

Eternal Strands – recenzja gry. Przepiękna, lecz nierówna baśń

Eternal Strands – recenzja gry. Przepiękna, lecz nierówna baśń

Tails of Iron 2: Whiskers of Winter – recenzja gry – Zemsta jest chłodna

Tails of Iron 2: Whiskers of Winter – recenzja gry – Zemsta jest chłodna

Dros – recenzja gry – podróż przez morze zagadek i tajemnic

Dros – recenzja gry – podróż przez morze zagadek i tajemnic

Rogue Sun. Kataklizm. Tom 1 – recenzja komiksu – Kiedy szkolny tyran staje się superbohaterem

Rogue Sun. Kataklizm. Tom 1 – recenzja komiksu – Kiedy szkolny tyran staje się superbohaterem