Mario, czyli wąsaty hydraulik, to zdecydowanie jeden z największych popkulturowych fenomenów. Kojarzy go praktycznie każdy. Zarówno zajadali gracze, jak i twój stary, który nie miał praktycznie z grami do czynienia. Jeśli nie wierzysz, to idź się spytaj, a potem wróć do dalszej lektury. A my przejdźmy do recenzji książki o jednej z najbardziej ikonicznych postaci ze świata gier wideo.
Jakość ponad wszystko
Nim jednak poruszę kwestie merytoryczne, których w tej książce nie brakuje, nie sposób nie wspomnieć o formie wydania. Jest ono po prostu niesamowite. Książka została odprawiona w grubą, twardą okładkę, z której wesoło spogląda na nas Mario. W środku jest nie gorzej, papier jest gruby i nie sposób go przypadkowo uszkodzić podczas lektury. Natomiast jeśli chodzi o jakość druku, ta jest wspaniała — tekst jest wyraźny, nic się nie rozmywa, wszelkie ilustracje i obrazki są ostre jak brzytwa, a kolory bardzo soczyste. Wielokrotnie się złapałem, że zamiast czytać kolejny akapit tekstu, podziwiam obrazek, który wypełnia całą stronę. Całość sprawia wrażenie solidnie wykonanej publikacji i napawa optymizmem do dalszej lektury.
Mario, Mario… O i znowu Mario!
Zatem, co znajdziemy w środku? Oczywiście informacje o tym sławniejszym bracie — Luigim. Dobra żartuje, tak na serio to na rozpiętości 145 stron zostały zawarte artykuły i felietony pierwotnie zamieszczone w magazynie Retro Gamer, choć twórcy uraczyli nas też zupełnie nowymi nigdy wcześniej niepublikowanymi materiałami na temat gier z wąsatym hydraulikiem. Dowiemy się tutaj między innymi, jak powstawało Super Mario Kart, czy też Super Mario RPG. Poznamy historię Paper Mario, czyli hitu Nintendo o papierowych postaciach. Ciekawych tekstów jest znacznie więcej, a to, co wymieniłem to nawet nie połowa tego, co do zaoferowania mata pozycja.
Sama książka nie odkryła jednak przede mną żadnych nowych informacji, ale to ze względu na fakt, że osobiście mocno interesuję się branżą gier wideo i na co dzień wyszukuje różnorakich informacji i ciekawostek na ten temat. Myślę jednak, że osoby, które w tym nie siedzą, znajdą tutaj prawdziwą skarbnicę wiedzy.
Tłumaczeniowy sabotaż
Mimo wszystko nie mogę polecić tej pozycji w 100%, a to za sprawą polskiego tłumaczenia. Sama jego jakość jest, krótko mówiąc, kiepska, a w najlepszych momentach średnia. Już pierwsze takie „babole” witają nas na wstępie, a dalej wcale nie jest lepiej. Wszystko tutaj jest bardzo mechaniczne i mam wrażenie, że oryginalny tekst wrzucono po prostu w aplikację Google Tłumacz i robota gotowa – można wydawać. Żeby tego było mało osoby za to odpowiedzialne, chyba w ogóle nie poruszają się w tematyce gier, gdyż wiele specjalistycznych słów czy też zwrotów przetłumaczono w bezpośredni sposób — niech za dobry przykład posłuży handheld, czyli konsola przenośna, która w owej pozycji przetłumaczona została jako konsola naręczna. Takich kwiatków w całej książce jest znacznie więcej.
Dajmy jednak już spokój tłumaczom, gdyż mogli to być stażyści, którzy są po prostu niedoświadczeni i pochylmy się na chwilę przed ludźmi, którzy byli odpowiedzialni za korektę wszystkich tekstów. I uwaga kurtyna, tutaj też się nie popisano. Podczas lektury wielokrotnie wyłapywałem błędy, które na etapie korekty powinny być znajdowanei korygowane. Już we wcześniej wspomnianym wstępie uświadczymy podwójną spację, jak i jej brak.
Zatem czy polecam Wielką Księgę Mario? Powiem, że i tak i nie. Sama lektura została wydana w naprawdę piękny i bardzo jakościowy sposób, a zawartość merytoryczna jest przyzwoita. Mimo to polskie tłumaczenie odbiera frajdę płynącą z tej lektury i nieraz miałem ochotę odłożyć ją na półkę. Dlatego pozycję tę mogę polecić wyłącznie największym miłośnikom Mario i retro.