MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

X-Men Geneza: Wolverine – recenzja filmu. Czy ten film jest tak zły, jak wszyscy mówią?

Ostatnio zupełnie przypadkiem zacząłem odświeżać sobie filmy z serii X-Men. Kilku z nich nigdy nie widziałem, a pozostałe oglądałem na tyle dawno, że czułem się jakby, to był mój pierwszy seans. Dokładnie tak było z X-Men geneza: Wolverine. Tę produkcję kojarzyłem głównie z abominacją, jaką było przedstawienie Wade’a Wilsona oraz z fatalnych recenzji fanów i krytyków. Czy początek trylogii Wolverine’a faktycznie nie uderza w odpowiednie noty?

X-Men Geneza: Wolverine – recenzja filmu. Czy ten film jest tak zły, jak wszyscy mówią?

Meet the crew!

Przy wyborze obsady Wolverine’a podjęto kilka ciekawych decyzji. Oczywiście tytułową rolę odgrywa wspaniały Hugh Jackman i jak się można spodziewać, jest on najjaśniejszym punktem całego filmu, ale o tym trochę później. Miłość jego życia, czyli Kayla’e Silverfox odegrała Lynn Collins i podobnie jak jej inni koledzy i koleżanki z planu, po prostu „dała radę”. Liev Schreiber został Sabertooth’em i obok Danny’ego Houstona (Major Stryker) byli głównymi antagonistami.

Casting do epizodów i ról drugoplanowych nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale warto zwrócić uwagę, że pewien kanadyjski ulubieniec publiczności, niejaki Ryan Reynolds, po raz pierwszy założył na plecy dwie katany i powierzono mu wcielenie się w Wade’a Wilsona, lepiej znanego jako Deadpool. Trzeba nadmienić również inne nazwiska takie jak: Will.I.am (John Wraith), Kevin Durand (The Blob), Dominic Monaghan (Bolt), czy Taylor Kitsch (Gambit).

Jako reżysera wybrano Gavina Hooda. Pochodzący z Republiki Południowej Afryki twórca może być znajomy polskim fanom, ponieważ oprócz Tsotsi, czy Transferu ma w swojej filmografii pozycję, która na pewno uratowała niejednego ucznia w Polsce, czyli… W pustyni i w puszczy! Co do scenarzystów, to mam wrażenie, że wybrano duet, znacząco odbiegający od siebie umiejętnościami. Z jednej strony David Benioff (Gra o Tron, 25. Godzina, Troja, Zostań, Chłopiec z latawcem), a z drugiej Skip Woods (Szklana Pułapka 4.0, Hitman, Kod dostępu). Nie wiem, kto miał tutaj więcej do powiedzenia, ale pewne decyzje kreatywne były mocno nieprzemyślane, o czym na pewno wspomnę w następnych akapitach.

Geneza Rosomaka

Historia w filmie zaczyna się dawno temu, bo aż w 1845 roku. Fabuła prowadzi nas od najmłodszych lat Logana, aż do czasów teraźniejszych dla głównego wątku. Trzeba przyznać, że fabuła jest przeprowadzona w odpowiedni sposób, widz się nie nudzi, a tempo akcji jest typowe dla kina superbohaterskiego.

Wolverine zostaje wcielony do Team X razem ze swoim przyrodnim bratem Sabertooth’em, gdzie mają okazję poznać innych mutantów, a ich wspólnie działania wspomagają amerykańskie wojsko. Bezkarność zespołu i brak empatii jego członków powoduje, że Logan postanawia opuścić jego szeregi. Po kilku latach sielanki spędzonych w Kanadzie, główny bohater doświadcza tragedii, która będzie napędzała resztę tej produkcji. Jego ukochana zostaje zabita przez Victora Creeda, co sprytnie wykorzystuje Stryker. W jaki sposób? Namawia zrozpaczonego kochanka, żeby wziął udział w programie broni „X” i po wielu bolesnych zabiegach, pozwala on wszczepić sobie pazury z adamantium. Kolejnym krokiem miało być wymazanie jego pamięci, tak żeby Major miał go na swoją wyłączność, ale „Rosomak” ucieka, zanim to wszystko się stało i zaczyna swoją krucjatę.

W kolejnych scenach skaczemy od lokacji do lokacji, kiedy to Wolverine stara się zebrać ekipę i uwolnić innych mutantów oraz zamieścić się na swoim oprawcy. Gdybym miał oceniać ten film właśnie do tego momentu, to pewnie byłoby to 6, może 7 na 10. Typowe superhero, lekkie, przyjemne, takie „do obejrzenia”. Poza naprawdę słabym CGI (serio, szpony Logana wyglądały lepiej w X-Men z początku wieku), właściwie nie było tu nic aż tak złego. Ku mojej rozpaczy, od kiedy pojawia się Gambit, a raczej ta dziwna interpretacja na temat tej postaci, to ocena leci na łeb, na szyję. Bardzo ucieszyłem się, że Remy LeBeau w końcu jest częścią filmu o X-Men, niestety uśmiech opuścił moją twarz, kiedy oglądałem kolejne sceny z jego udziałem. Uważam, że twórcy kompletnie nie oddali charakteru komiksowego mistrza kart, ale to i tak można im wybaczyć w porównaniu z tym, co zrobili z Bronią XI.

Broń XI, ta nieszczęsna Broń XI

Często scenarzyści, reżyserzy, czy producenci mają tak negatywny wpływ na produkcję, że potrafią zepsuć nawet dobrze zapowiadające się historie. Dokładnie takim przypadkiem jest X-Men geneza: Wolverine. Tak jak napisałem wcześniej, do pewnego momentu jest to po prostu kolejny film superhero, z rodzaju „obejrzeć i zapomnieć”. Niestety, czasami wystarczy jedna mała lub duża decyzja i szala poziomu jakości może przechylić się w stronę totalnej szmiry albo „czegoś więcej”. W tym przypadku ktoś musiał mocno uderzyć się w głowę, tworząc tę historię.

Za sprawą produkcji z 2016 roku Deadpool stał się częścią popkulturowego mainstreamu. Sam przyznaję bez bicia, że to tak rozpocząłem swoją przygodę ze światem Marvela. Z czym głównie kojarzy się ten bohater? Podpowiem, jeden z jego pseudonimów to: Najemnik z nawijką. Tak, dokładnie, cechą charakterystyczną Wade’a Wilsona jest jego niewyparzona jadaczka. Przebijanie czwartej ściany, żarty z przeciwników, a także brak granic i jakiegokolwiek pohamowania w swoich działaniach. Jak skończył Kanadyjczyk w genezie Wolverine’a? Zaszyto mu usta.

Tutaj właściwie mogłaby spaść kurtyna i nic więcej nie trzeba by dodawać. Jednak nie mogę tak tej sprawy zostawić. Twórcy połączyli niejako dwie postacie – Broń XI oraz Deadpoola. Major Stryker marzył o idealnym wojowniku, który będzie niezniszczalny, supersilny i przede wszystkim całkowicie mu oddany i nigdy niepodważający jego rozkazów. Tym miała być Weapon XI, ale z dziwnych powodów ktoś pomyślał, że w tym filmie warto, żeby to nie był kolejny bohater, ale wprowadzony już na początku Wilson. Wisienką na torcie niech będzie swoisty foreshadowing, kiedy to dowódca Teamu X mówi do Deadpoola zaraz na początku tej produkcji: „Byłbyś idealnym żołnierzem Wade, gdyby nie ta Twoja niewyparzona gęba”.

Złe dobrego początki

Najważniejszą cechą X-men geneza: Wolverine, jest to, że jego powstanie doprowadziło ostatecznie do nakręcenia The Wolverine oraz Logan. Nie będę już dłużej kopał leżącego, bo nie ma to sensu. Czy warto, więc obejrzeć ten film? Myślę, że mimo wszystko tak, ponieważ obok słabych efektów specjalnych i naprawdę zepsutego przedstawienia postaci i decyzji scenariuszowych, to po prostu luźne kino superhero na wieczór bez planów.

Ta produkcja nigdy nie trafi do rankingów najlepszych produkcji z postaciami Marvela, a moim zdaniem może nawet przodować w anty-topie, ale jest coś, co wynagradza ten, poniekąd stracony czas. Co to jest, zapytacie? Odpowiedź jest prosta. HUGH JACKMAN!

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ