Trzeci tom serii Thor z linii Marvel Fresh miał być zamknięciem wielkiej, epickiej opowieści o bogu piorunów. I jest, tylko nie do końca tak, jak się tego spodziewaliśmy. Jak to wyszło? Zapraszam do recenzji!
Thanos, Doom i… chwila refleksji
Thor – król Asgardu, bóg, wojownik, tym razem musi zmierzyć się nie tylko z fizycznymi zagrożeniami, ale i z czymś znacznie mniej uchwytnym: własnym dziedzictwem i niepokojącym przeznaczeniem. Najpierw pojawia się niepokojąca wizja przyszłości, w której Thanos dzierży Mjolnira i sieje totalne zniszczenie. Brzmi jak sen wariata? Thorowi nie jest do śmiechu. W międzyczasie znika dusza Odyna, pojawiają się demoniczne symbionty, a Doktor Doom knuje coś, co może naruszyć porządek czasu, przestrzeni i boskich przywilejów. Thor łączy siły, m.in. z Eddiem Brockiem i Czarną Panterą, ale to nie walki są tu najważniejsze. Kluczowe pytania to: kim jest Thor, jeśli nie tylko wojownikiem? I czy bóg też może czuć, że czegoś nie ogarnia?

Cates się żegna, Grønbekk otwiera nowy rozdział
Donny Cates odpowiedzialny za wcześniejsze tomy, kończy swoją opowieść w stylu, który dobrze znamy, czyli efektownie, głośno, ale z sercem. Widać, że zależało mu na tym, aby zamknąć niektóre wątki z przytupem, ale bez bałaganu. Podrzuca nam parę naprawdę fajnych momentów (współpraca z Venomem? Why not!), ale na szczęście nie przedobrza.
Potem pałeczkę przejmuje Torunn Grønbekk i tu zaczyna się trochę inna historia. Tempo siada, ale za to dostajemy więcej emocji. Thor staje się postacią mniej bohaterską w hollywoodzkim sensie, a bardziej… ludzką? Widać, że Grønbekk dążył, żeby dać mu przestrzeń do oddechu, do zadania sobie kilku trudnych pytań. Nie każdemu to podejdzie, ale warto docenić próbę nadania Gromowładnemu trochę więcej głębi.

Kilku artystów, ale gra to razem
Za ilustracje odpowiada aż czterech artystów: Sergio Dávila, Juan Gedeon, Nic Klein i Salvador Larroca. I choć taka rotacja zazwyczaj sprawia, że tomy wyglądają jak patchwork – tutaj udało się tego uniknąć. Styl każdego z nich różni się nieco od siebie, u jednego więcej detalu, u drugiego więcej ekspresji, u trzeciego klimat mroczniejszy, ale komiks jako całość trzyma się kupy. Jest dynamicznie, jest efektownie, ale nie za bardzo przekombinowanie.

Podsumowanie
Thor. Tom 3 to trochę nietypowe pożegnanie, mniej wybuchowe, bardziej emocjonalne. Czuć, że twórcy chcieli zamknąć ten etap z klasą, ale bez przesady. Komiks balansuje pomiędzy akcją a refleksją, między starym a nowym. I choć momentami tempo siada, a zmiany w stylu rysunków mogą wybijać z rytmu, to w ostatecznym rozrachunku mamy do czynienia z bardzo przyzwoitym domknięciem historii. Nie ma tu wielkich twistów, ale są ważne pytania. Nie ma fajerwerków na każdej stronie, ale jest klimat. A czasem właśnie o to chodzi, żeby zejść ze sceny z godnością, a nie z hukiem.
Jeśli jesteś z Thorowej ekipy od dawna, ten tom jest dla ciebie. Daje satysfakcjonujące zamknięcie wielu wątków i pokazuje bohatera w trochę innym świetle. Jeśli dopiero wsiadasz do Asgardzkiego pociągu może być ciężko, bo jednak to domknięcie większej historii. Ale nawet wtedy znajdziesz tu sporo dobrej, marvelowskiej roboty.
Sprawdź też: Hulk kontra Thor: Sztandar wojenny – recenzja komiksu – Epicka konfrontacja gigantów Marvela