Whiskers of Winter to kontynuacja świetnie przyjętej pierwszej części Tails of Iron. Tym razem wcielamy się w Arlo, białego szczurka, który jednego dnia traci wszystko – swój dom, podporządkowanych mu ludzi i ojca, który był również królem ich osady. Powstały z pogorzeliska bohater poprzysiągł zemstę na klanie nietoperzy, odpowiedzialnych za ten atak.
Serce skute lodem
Gra rozpoczyna się całkiem spokojnie. Arlo zostaje obudzony przez króla, z którym udaje się na plac przed zamkiem. Informuje go o zagrożeniu ze strony jeżozwierzy, które niedaleko od wioski zbudowały swoje leże. Wypatrzone zostały przez grupę wracającą z udanych łowów. Ojciec wraz z synem wyruszają więc w podróż do pobliskiego lasu, gdzie wcześniej łowcy upatrzyli niebezpieczną zwierzynę. Wspólnie walczą z matką kolczastych ssaków, odnosząc zwycięstwo, gdy bohater sprawnym ruchem miecza pozbawia jej głowy. Wracają więc do domu i bawią się podczas uczty, podczas której nasz dzielny namiestnik decyduje udać się na spoczynek. Tym razem budzi go nie ojcowski głos, a przeraźliwy ryk bestii. Zamek znajduje się pod oblężeniem klanu nietoperzy, co skutkuje zrównaniem większości osady z ziemią, łącznie z jej mieszkańcami a przede wszystkim – bliskimi Arlo. Ledwo żywy przysięga pomścić swój lud. Poleje się krew.
Historia przedstawiona w grze bardzo przypomina tą z pierwszej części, choć w tym przypadku motyw od zera do bohatera zdaje się pasować nawet bardziej niż w przypadku przygody Redgi’ego (protagonista Tails of Iron). Po raz kolejny przyjdzie nam odbudować królestwo, żeby móc potem stanąć w szranki ze znienawidzonym wrogiem. Nasze poczynania są opowiadane przez narratora (który, co ciekawe, podkłada głos pod angielską wersję Geralta z Rivii), a całość utrzymana jest w formie baśni – bardzo klimatyczny element. Podoba mi się też fakt, iż produkcja w żaden sposób nie cacka się z graczem – już od samego początku w twarz wybucha nam tragedia za tragedią. Dzięki takiemu zabiegowi wiemy już, że losy pobratymców, których napotkamy na naszej drodze, nigdy nie są pewne. Czy nasz ukochany borsuczy towarzysz przeżyje spotkanie z wielką bestią? A może zostanie brutalnie zamordowany? Jedno w tej produkcji jest pewne… trup będzie się ścielił gęsto.
Gorzej wypadają zadania poboczne. W większości nudne, polegają często na odnalezieniu jakiegoś przedmiotu i zwrócenia go odpowiedniej osobie, zabiciu paru zwierząt czy wace z bossem. W tej ostatniej kategorii jest nieco ciekawiej, choć w tym wypadku negatyw polega na ponownym pojawieniu się przeciwnika na planszy po jakimś czasie. Nie czułem się zachęcony w żaden sposób do wykonywania ich, więc na późniejszym etapie zabawy po prostu je odpuściłem. W głównych zadaniach później również odnotować można spadek jakości, choć moim zdaniem jako całość Whiskers of Winter wypada dobrze.
Czarami, pistoletem… i mieczem!
Warstwa rozgrywki bardzo przypomina mi to uczucie ciężkości z pierwszego Dark Souls. I w żadnym wypadku nie jest to minus! Arlo może korzystać z szerokiej gamy broni lekkiej, ciężkiej i dystansowej. Przetrwanie ułatwi mu umiejętność turlania się, blokowania i parowania ciosów. Jeżeli otrzymamy zbyt wiele obrażeń, możemy uleczyć się specjalnym trunkiem uzupełnianym manualnie, jedynie w odpowiednich miejscach. W eksploracji bardzo pomoże nam hak, który pozwoli nam szybko przemieścić się w trudno dostępne miejsca. Wrogów eliminujemy powoli, jednego po drugim, starając się odpowiednio priorytetyzować cele. Waga naszego ekwipunku ma znaczenie – im cięższy będzie, tym wolniej będziemy unikać ciosów. Przemierzając kolejne plansze, natkniemy się na posągi szczurów, które obdarowują nas specjalnymi mocami. Kule ognia, ciskanie piorunami? Wszystko jest możliwe!
Walki z bossami są dość ciekawe, poza powtarzającymi się cyklicznie monstrami, terroryzującymi poszczególne lokacje. Ciekawym szczegółem jest to, że w tle zobaczymy postaci, które śpiewają bądź grają na instrumentach – a ważne starcia są JEDYNYM momentem, gdzie usłyszymy jakąkolwiek muzykę i jest to bardzo ciekawy zabieg. Na wyższych poziomach trudności gra jest bardzo wymagająca, więc entuzjaści bardziej hardcore’owych tytułów poczują się tu jak w domu. Jedynym negatywem, który zauważyłem, był system działania checkpointów i miejsc do szybkiej podróży. Za miejsca odrodzenia w grze służą ławki czy inne przedmioty, na których Arlo może usiąść i nieco złapać oddech. Zorientowałem się o tym dopiero po jakimś czasie, ponieważ moim zdaniem gra nie sygnalizuje tego dość wyraźnie. Jeżeli chcemy szybko przemieszczać się między obszarami, musimy wybudować znak drogowy. Kosztuje nas to niewielką ilość surowców, ale najczęściej możliwość postawienia ich odblokowuje się dopiero w pewnym momencie, np. po ukończeniu jakiegoś zadania.
Małe, lecz piękne
Choć proste, Tails of Iron 2 naprawdę robi wrażenie swoją stylistyką graficzną. Postaci i otoczenia utrzymane są w mocno komiksowym stylu – nawet podczas „dialogów” zamiast słów, pojawiają się dymki z obrazkami, sygnalizujące co dany szczur chce nam przekazać. Od strony audio gra jest jak najbardziej poprawna – fajerwerków może i nie ma, ale jest solidnie. Produkcja jest zaskakująco mało wymagająca, więc gracze z naprawdę słabszym sprzętem również powinni mieć okazję zapoznania się z tą pozycją. Największy uśmiech na moich ustach pojawił się jednak z nieco innego powodu. Otóż przygoda Arlo posiada wiele odniesień do innych dzieł popkultury. Nietoperze swoim wyglądem mocno przypominają Białych Wędrowców z Gry o Tron, a przemierzając poziomy natkniemy się na znajomo wyglądające kapliczki z posągiem rycerza i błękitną latarnią. Przy nich odnajdziemy części pancerza Mrocznego Krzyżowca z rebootu Lords of The Fallen. Jest też pewien moment, w którym dwójka innych bohaterów decyduje się na wykorzystywanie pewnego zioła w przepisie na brownie…
Zima nadeszła
Tails of Iron 2: Whiskers of Winter to godna kontynuacja, która na pewno przypadnie do gustu fanom. Arlo, choć sam mówi bardzo niewiele, jest bardzo sympatycznym protagonistą którego łatwo polubić. Wady na które cierpi produkcja nie są na tyle istotne, aby wpływały na jej jakość. Myślę, że niejednokrotnie wrócę jeszcze do mściwej podróży dzielnego, białego szczura. A może myszy? Nie wiem, chyba nie było to sprecyzowane. Tymczasem zapraszam was do wymierzenia sprawiedliwości na klanie Nietoperzy – niech poznają wasz gniew!