Bandai Namco systematycznie wrzuca na rynek nowe gry. Korporacja przeznacza ogromne pieniądze na promocję tytułów, ale SYNDUALITY Echo of Ada trafiło na rynek bez większego rozgłosu. Czy jednak warto sprawdzić ten tytuł? Zapraszam do lektury mojej recenzji.
Kiedy w zwiastunie gry widzę anime dziewczynkę, to wydawca ma moją pełną uwagę. Gdy na ekranie obok cukierkowych postaci pojawiły się poruszające wielkie mechy poczułam się bardzo zaintrygowana. Zawsze to miły przerywnik pomiędzy jednym jRPG, a drugim.
Post apokaliptyczny świat, w którym przyszło nam walczyć z potworami o zasoby

Akcja gry rozgrywa się około 20 lat po wydarzeniach z anime Synduality: Noir. Gra osadzona jest w postapokaliptycznym świecie, gdzie ludzkość została zmuszona do życia pod ziemią z powodu toksycznego deszczu i niebezpiecznych stworzeń zwanych Endersami. Od razu lore gry skojarzył mi się z serią Fallout, w której ludzie żyją zamknięci w podziemnych kryptach. Podczas tutorialu w ramach wprowadzenia możemy obejrzeć instruktażowy film, w stylistyce inspirowanej charakterystycznym stylem propagandowych filmików z tytułów Bethesdy. Dowiadujemy się z nich, że jesteśmy Drifterami, pilotami wielkich mechów nazywanych Cradle, odpowiedzialnymi za wydobywanie najcenniejszego surowca – kryształów AO. Jest on niezbędny do przetrwania dla naszego gatunku.
Żeby zdobyć cenne zasoby, musimy wynurzyć się na powierzchnię w naszej lśniącej maszynie i pamiętać o powrocie do bazy, zanim niczym w Death Stranding dopadnie nas kwaśny deszcz o niszczycielskiej sile
Po testowej misji przechodzimy do kreatora naszego Magusa – asystenta, który będzie nam towarzyszył w boju. Do wyboru mamy dwie postacie damskie i dwie męskie. Można przebierać w kolorach włosów i fryzurach, a także w stylizacjach. Uwielbiam nadawać indywidualnego sznytu bohaterom, zawsze doceniam, gdy możliwość customizacji pojawia się w grze.
Gra momentami przypomina tytuł free to play

Pełna entuzjazmu znalazłam się w garażu i zaczęłam przeglądać dodatki do mojego mecha. Jakie rozczarowanie ogarnęło mnie, gdy odkryłam, że aby wybrać się na pierwszą samodzielną misję muszę mieć wykupioną możliwość gry online, ponieważ tytuł nie oferuje kampanii singleplayer w trybie offline. Synduality Echo of Ada to typowy PvPve. Chociaż za grę musimy zapłacić, to jej lobby, karnet bojowy i fakt, że aby odblokować niektóre rzeczy musimy odczekać dany czas, przypomina bardziej grę free-to-play.
Strasznie irytuje mnie, że producenci konsol każą nam płacić za możliwość gry z innymi graczami. Moim zdaniem, do każdej płatnej gry multiplayer, ta opcja powinna być darmowa przez przynajmniej 30 dni, żeby gracz mógł sobie na spokojnie przejść grę bez ponoszenia kolejnych kosztów.
Gracze są kurcze najgorsi!

Misje są dość szybkie i trwają około 10 do 20 minut. Przed każdą wyprawą możemy ubezpieczyć nasz dobytek, co słono kosztuje, ale pozwala wrócić z najważniejszymi przedmiotami. Tak, to smutna prawda – jeśli zginiemy, nasz pancerz i zdobyte zasoby przepadają.. A niebezpieczeństw na powierzchni jest pełno.
Teoretycznie gracze powinni ze sobą współpracować, żeby wykonać zadanie jak najszybciej i ewakuować się do windy prowadzącej do bazy. Sama założyłam, że mogę, jak w SAO: Fractured Daydream, realizować cele kampanii z innymi. Narzeczony szybko zgasił mój entuzjazm, mówiąc mi, abym uciekała, bo w pobliżu jest inny gracz. Zdziwiona tą poradą, urządziłam mu monolog o tym, że nie wszystko kręci się wokół zabijania i że możemy osiągać jako grupa więcej, niż będąc jednostką. Gdy zobaczyłam drugiego mecha wraz z towarzyszącym mu Magusem, wybrałam uroczą pozę i pomachałam mu. On mi odmachał. Triumfalnie uśmiechnęłam się do partnera. Jakieś cztery minuty później ten sam gracz dokonał na mnie egzekucji, strzelając mi w plecy w trakcie wydobywania złóż. Zapędzona w kozi, z przeładowanym inwentarzem poruszałam się bardzo wolno. Najgorsze jest to, że straciłam cenny pancerz znaleziony przy zwłokach innego użytkownika. Pomyślałam, że jednak trzeba było wykupić to ubezpieczenie.
Po nieudanej misji wracamy znowu do dobrze znanego garażu, w którym przygrywa nam chwytliwy instrumental (siedział w mojej głowie przez najbliższe kilka dni po zakończeniu rozgrywki).
Świetna zabawa na kilka godzin

Przez pierwsze kilka godzin bawiłam się świetnie. Tym bardziej że trafiałam na normalnych graczy, którzy nie szukali vendetty, polując na innych. Poczucie zagrożenia dodawało rozgrywce adrenaliny. Eksploracja map w towarzystwie jest czystą przyjemnością. Bardzo spodobał mi się sposób przemieszczania po mapie. Nasz mech sunie lekko z gracją. Niestety, progres postaci jest bardzo wolny i rozgrywka jest skoncentrowana na grindowaniu, co znowu przypomniało mi model f2p. Nagrody za kolejne ulepszenia są satysfakcjonujące. Nowe bronie i części do mecha umożliwiają bardziej dynamiczną eksplorację i skuteczniejszą walkę z przeciwnikami.
Podsumowanie

SYNDUALITY: Echo of Ada jest tytułem dość niszowym, skierowanym dla wąskiego grona odbiorców, sympatyków gatunku extraction shooter. Sam pomysł gry jest ciekawy, ale potrzebuje dopracowania i rozszerzenia zawartości, by zatrzymać gracza na dłużej. Być może twórcy początkowo mieli stworzyć grę free-to-play, ale ostatecznie zmienili zdanie. Wprowadzenie przepustki sezonowej w tytule premium jest dość kontrowersyjnym wyborem. Pomimo tego robienie misji było przyjemne i dostarczało dreszczyku emocji.