Hrabia Dracula, postać stworzona przez Brama Stokera w jego powieści z 1897 roku, od ponad wieku nieprzerwanie fascynuje i przeraża odbiorców na całym świecie. Jako archetyp wampira, Dracula stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów literatury i kina, a jego mityczna postać przeszła liczne transformacje. Nie inaczej było z postacią hrabiego Orloka, która niewątpliwie swoimi korzeniami sięga twórczości Stokera. Tym razem stery prowadzenia losów tego bohatera przejął amerykański reżyser Robert Eggers serwując nam remake jednej z ikon niemieckiego ekspresjonizmu oraz jednego z pionierskich horrorów w historii kina.
Definiując gatunek horrorów
Próżno w Nosferatu Roberta Eggersa doszukiwać się odkrywczej fabuły, wielu filmowych twistów oraz nowego spojrzenia na dobrze nam znaną historię, kojarzoną z dziełem Friedricha Wilhelma Marnau’a. Reżyser tegorocznego remake’u
pozostał lojalny scenariuszowi Henrika Galeena, stawiając na wierność epoce oraz przeszywający mrok czerpany z mrocznego, ludowego wierzenia.
Akcja rozgrywa się w niewielkim, XIX-wiecznym nadmorskim miasteczku Wisberg w południowo zachodnich Niemczech. Przyglądamy się losom mieszkającej w nim parze nowożeńców borykających się z problemami finansowymi – Ellen oraz Thomasowi Hutter. Mężczyzna, chcąc zapewnić swojej rodzinie godne życie, przyjmuje ofertę pracy w odległej Transylwanii. Pod jego nieobecność kobietę zaczęły nawiedzać koszmary, w których ślubuje miłość śmierci. Ma to związek z tajemnicą z dzieciństwa oraz dręczącym przeczuciem powiązanym z wyjazdem męża. W ramach pomocy wezwany zostaje profesor ekscentryk Albin Eberhart von Franz. Zgodnie z jego teorią Ellen znalazła się pod wpływem silnego uroku wampira – Hrabiego Orloka.
Tajemnice wampiryzmu w obiektywie Eggersa
Reżyser po raz kolejny udowodnił, że detaliczny symbolizm, budowa hipnotyzującej narracji oraz dbałość o szczegółowość historyczną definiują jego zawodową twórczość. Udało mu się stworzyć z technicznego punktu widzenia obraz nieskazitelny, drobiazgowy, gdzie co niektóre kadry wywołały u mnie wyraźny niepokój. Ten ciężki, gotycki klimat zdecydowanie stanowi najmocniejszy punkt tej produkcji. Nie będzie w mojej ocenie nadużyciem określenie Nosferatu hołdem dla klasycznej szkoły horrorów. Momentami, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki można się poczuć jak mieszkaniec tamtych czasów z klątwami czy przepowiedniami na czele.
Eggers snuje opowieść o strachu, który dla mieszkańców miasteczka dostrzegalny jest dopiero wtedy, gdy jest za późno. Relacja łącząca Ellen i Orloka nie uchodzi w tym wypadku za prostolinijną obsesję poszukującego krwi potwora, lecz ukazuje wzajemne przyciąganie bohaterów. Z kolei wampir staje się w rzeczywistości pradawnym demonem wywoływanym z mrocznych zakamarków ludzkiej natury. Nosferatu tak jak zresztą każda, mniej bądź bardziej udana produkcja posiada również swoich przeciwników. Peter Dubruge z Variety uważa, że obraz ciągnęły w dół pretensjonalne dialogi, senne tempo oraz momentami średnich lotów aktorstwo. Z kolei Kevin Maher z brytyjskiego Times widzi natomiast problem z tonacją filmu. Czy postawione zarzuty mijają się z prawdą? Myślę, że w dużej mierze zależy to od gustu i zależy od indywidualnej oceny filmu.
Od mroku do legendy
Nosferatu Eggersa potrafi oczarować zarówno pod warstwą estetyczną, techniczną oraz wizualną. Nominacje do Oscarów w kategoriach: scenografii, charakteryzacji, kostiumów oraz zdjęć w mojej ocenie są w pełni zasłużone, choć uważam, że niesłusznie pominięto ścieżkę dźwiękową, która w wykonaniu Robina Carolana stanowiła idealne dopełnienie całej, mrożącej krew w żyłach opowieści.
Mimo, iż reżyser w dużej mierze jest wierny oryginałowi, to w porównaniu z pierwowzorem stanowi dzieło o dużo większym doświadczeniu antropologicznym i perswazyjnym. Sprawia to, iż można przyjąć tezę, że pogłębienie materiału źródłowego wyrasta poza hołd dla Murnau. Po wyjściu z sali kinowej doszedłem do wniosku, że Amerykanin nie spalił się w konfrontacji z klasyką, a wręcz przeciwnie, odnalazł drogę do przywrócenia tej historii nowego blasku. Jego twórczość nie jest pustą inscenizacją kostiumową, lecz całościowym widowiskiem grozy, czerpiącym garściami z rdzennego gatunku horrorów.
Sprawdź też: Wiking – recenzja filmu – Zemsta najlepiej smakuje na zimno.