Gdy po ataku Nihilów upada Latarnia Gwiezdny Blask – symbol obecności Zakonu Jedi na opłotkach odległej galaktyki – wszyscy obrońcy pokoju zostają wezwani do powrotu na Coruscant. W zamieszaniu powstałym po katastrofie nie wiadomo jednak, kto pojednał się z Mocą, a kto po prostu wykorzystał okazję do ukrycia się przed światem.
Charles Soule po raz drugi
Analogicznie do Równowagi mocy czy Ostrza najnowszy album zbiera w jeden wolumin cztery zeszyty (The High Republic – Shadows of Stralight #1-4). Ich scenarzystą jest Charles Soule (Star Wars: Szkarłatne Rządy, Wielka Republika: Ostrze, Wielka Republika: Koniec Jedi), który na swoim koncie ma wiele tytułów wydawanych pod szyldem Marvel Comics. Za aspekt graficzny odpowiada ponownie, m.in. Jethro Morales (Star Wars: Doktor Aphra, Star Wars: Łowcy Nagród, Wielka Republika: Ostrze), czy duet w osobach Mariki Cresty i Davida Messiny, którym przyszło już w przeszłości pracować przy zeszytach wchodzących w skład Bitwy o Moc. Zespół ten uzupełnia natomiast Ibraim Roberson, któremu świat Gwiezdnych Wojen nie jest obcy. Okładki wyszły spod palców utalentowanego malarza – Phila Noto. Za przełożenie treści albumu na nasz język odpowiada Katarzyna Nowakowska, sam komiks ukazał się na półkach księgarń nakładem wydawnictwa Egmont.

Niech Moc będzie z nami wszystkimi
Po niespodziewanym ataku na symbol Republiki na Zewnętrznych Rubieżach Rada Jedi podejmuje decyzję o wycofaniu wszystkich swoich członków do Świątyni na Coruscant. Ma to służyć ochronie poszczególnych członków, jak i zyskaniu czasu na opracowanie metod zwalczania straszliwych potworów, z których korzystają Nihilowie. Niektórzy z obrońców pokoju, jak np. Avar Kriss decydują się jednak na pozostanie w sferze działań przeciwników, aby przez dłuższy czas partyzanckimi wypadami uprzykrzać im życie. Natomiast kluczem do rozwiązania zagadki Bezimmienych okazuje się opętany były Jedi, sprowadzony na posiedzenie Rady przez samego Yodę. Odszedł od zmysłów po kontakcie z potworami, jego imię okazuje się dziwnie znajome zarówno obecnym tam mistrzom, jak i czytelnikom.

Nadciągają zmiany
Cienie Gwiezdnego Blasku to nie tylko pomost między pierwszą i trzecią fazą multimedialnego projektu, jakim jest Wielka Republika. To także wstęp do historii, jaką znamy z filmów George’a Lucasa. Pierwszym z elementów, które łączą oba te etapy historii uniwersum to obecność Mistrzów: Yody i Oppo Rancisisa, których można było ujrzeć razem, chociażby w Mrocznym Widmie. Ale zazębianie się epok to nie tylko te same postacie. W powyższym albumie jesteśmy świadkami, jak w obliczu nadchodzącego kryzysu, Jedi przebywający w świątyni według porad Profesora Huyanga tworzą zapas oręża. Różni się ono od misternie wykończonych rękojeści, z którymi mieli oni dotychczas do czynienia. Nowe miecze świetlne mają być przede wszystkim użyteczne, a nie piękne. Ich wygląd w komiksie przypomina właśnie ikoniczną broń, która zapadła w pamięć wielu fanów. Nie jest może dziełem sztuki, ale za to skutecznie obetnie kończynę czy dwie.
Zajrzeć do tajemnic komiksu należy…
Parafrazą słów Mistrza Yody pozwolę sobie przejść do krótkiego omówienia graficznej strony komiksu. Mimo że każdy z czterech zeszytów został narysowany przez innego artystę, to utrzymują one w miarę jednolity styl graficzny. Jednocześnie oddają one nieco odmienne klimaty każdego z rozdziałów opowieści. Szczególnie do gustu przypadł mi pierwszy z nich, przy którym Roberson spędził zapewne wiele czasu, starając się zaznaczyć na twarzach bohaterów nawet najmniejsze zmarszczki czy znamiona, których na samym obliczu pewnego niskorosłego i zielonoskórym Mistrza było dość dużo. Natomiast nieco grubsza kreska spod rysika Cresty co prawda niekoniecznie skupia się na detalach postaci stojących w tłumie, ale za to doskonale oddaje emocje przebiegające po twarzach głównych bohaterów, a zwłaszcza Avar Kriss, będącej głównym punktem tego fragmentu opowieści.
Sprawdź też: Star Wars Wielka Republika. Bitwa o Moc – recenzja komiksu – Moc jest we mnie silna

Chyba najwyższy czas poznać resztę historii
Jak dotąd historię przedstawioną w różnorodnych dziełach spod szyldu Wielkiej Republiki poznawałem bardzo wyrywkowo, jednak z każdym kolejnym dziełem przekonuję się, że mimo licznych autorów jest to jedna wielka opowieść, która z założenia najlepiej wybrzmiewa, gdy pozna się ją w całości. Ten album tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że niektóre postacie wprowadzone na wcześniejszych etapach projektu pojawiły się celowo – po to, by po długiej nieobecności odegrać kluczową rolę w momencie, gdy upadek Latarni Jedi pozostawił bohaterów pozornie bezbronnych.
Sprawdź też: Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi. Przeszłość – recenzja komiksu – Chodź opowiem Ci historię