W ubiegłym roku Jeleni Sztylet szturmem zdobywał salony oraz miejsce w sercach czytelników. Kilka miesięcy po jego wydaniu dołączył do niego Bursztynowy Miecz, serwując nam jeszcze bardziej porywającą kontynuację historii Bory – młodej najemniczki stawiającej czoło wrogom, rodzinie, a nawet własnemu losowi. Zatem tegoroczna premiera Smoczej Łzy – finału trylogii, niosła ze sobą wiele niepewności. Czy ten rozdział opowieści będzie równie intrygujący jak poprzednie? Czy Wszebora zdoła ocalić swoich bliskich? Czy pogodzi się ze swoim przeznaczeniem? Na część pytań postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście.
Warto było trochę poczekać
Po przeczytaniu zeszłorocznego debiutu literackiego oraz jego błyskawicznej kontynuacji, w mojej recenzji miałem tylko jeden drobniutki zarzut. Dotyczył on zostawiania czytelnika w napięciu i oczekiwaniu na to, jak potoczą się dalsze losy głównej bohaterki i jej bliskich. Z drugiej strony, które z obecnych na rynku dzieł popkultury (będących częściami zwartej serii) może poszczycić się brakiem cliffhangera?
Tak jak jej poprzedniczki Smocza Łza, ukazała się nakładem poznańskiego wydawnictwa Zysk i S-ka. Projekt pięknej okładki ponownie wyszedł spod palców Jędrzeja Chełmińskiego. Tobiasz Zysk, odpowiedzialny za projekty graficzne okładek dla poprzednich tomów, tym razem pomagał przy projekcie graficznym herbów. Warto zauważyć, że po raz trzeci jednym z redaktorów prowadzących był sam Tadeusz Zysk – właściciel wydawnictwa, o którego ogromnym wsparciu dla serii wspominałem w recenzji Jeleniego Sztyletu.
Niełatwo przegapić ten fakt, gdyż mimo ogólnego podobieństwa ilustracja różni się od poprzednich. W tym przypadku przedstawia ona ogromnego smoka siedzącego na tle płonących lasów. Otoczony jest przez unoszące się w powietrzu iskry i żarzące się drobinki. Z jego szyi natomiast zwisa mocarny łańcuch. Wzrok przyciąga także siedzący w pobliżu jego przednich łap zając, odwracający swój łepek w stronę legendarnego stwora. Większość z tych elementów stanowi sprytnie wkomponowane odniesienie do treści książki, jednak ich znaczenie pozostawiam wam do odkrycia. Wspomniana opowieść natomiast mieści się na 560 stronach.
Pożar nie pyta o drogę
Po tajemniczym zniknięciu podczas misji na północy i zdradzie jednego ze sprzymierzeńców pod koniec Bursztynowego Miecza, dzięki wrodzonemu uporowi Wszebora podchodziła do prób, w których stawała naprzeciwko własnemu ciału czy bólowi. To właśnie ta momentami irracjonalna wytrwałość w dążeniu do celu pozwoliła jej na nawiązanie więzi z mitycznym stworzeniem, które sam Weles zdecydował się czasowo oddać pod jej władanie. Z takim towarzyszem powróciła do Awandii, która pomału zaczęła zbierać kolejne sukcesy w wypieraniu najeźdźcy z północy ze swoich ziem. W międzyczasie musi jednak zadbać o powrót do pełni sił i odnaleźć się w wielkiej polityce.
Nie jest to jednak łatwym zadaniem, gdy do akcji wkracza jej matka – Róża, sprawiająca wrażenie obłąkanej oraz Tarnina – babka, spod której wpływu udało się jej wymsknąć w poprzednim rozdziale historii. Każda z kobiet ma własne plany, marzenia i cele, co powoduje mniej lub bardziej wybuchowe utarczki, których świadkami jesteśmy jako czytelnicy. Dodatkowo Bora mimo ogromnej potęgi jest tylko jedną z licznych sił, które starają się kształtować obraz kraju po zbliżającej ku końcowi wojnie. Podczas swoich przygód, zarówno w obozach wojskowych, jak i poza nimi musi ona mieć się na baczności, gdyż kolejna zdrada może nadejść z najmniej oczekiwanej strony. Na szczęście o jej zdrowie i życie dbają także znajomi najemnicy, w tym bliski jej sercu Dago, którym to Bora różnymi metodami stara się zapewnić bezpieczeństwo w wojennej zawierusze.
Smocza wiedźma – już nie wiejska dziewczyna ani najemniczka
Wszebora Lapis – choć jej rodowe nazwisko nadal wywołuje wrogość u niektórych mieszkańców Awandii, stała się teraz ich bohaterką i prawdopodobnie największą nadzieją na wyzwolenie kraju. Zdarzają się jednak momenty, gdy bohaterka sama czuje, jaki ciężar wiąże się z tym jarzmem. Tym bardziej że zaczyna ono oddziaływać negatywnie na jej organizm. Nie zmienia się jednak jej najbardziej charakterystyczna cecha, jaką jest jej upór. To właśnie jako upartą, wiejską dziewczynę poznaliśmy ją w Jelenim Sztylecie i przede wszystkim wytrwałość pomogła jej przeżyć wszystkie niespodzianki, jakie w Bursztynowym Mieczu zgotował dla niej los. Mimo wielu śladów, jakie na ciele i duszy pozostawiają trudności, z którymi się spotkała, nieprzerwanie prze naprzód, by zakończyć krwawą wojnę i zgodnie z obietnicą przywrócić właściwe miejsce Staremu Ludowi.
Mimo prawdy na temat swojego pochodzenia i zwyczajów swoich przodków, którą odkrywa z biegiem historii, nie pozwala, by definiowało ją nazwisko, czy to, kim jest jej babcia. Przyjaciołom, jak i wrogom daje się zapamiętać jako postać, która ma bardzo niewyparzony język, a gdy obcy zaczynają uznawać ją za wiedźmę, nie opiera się przed tym tytułem, a wręcz zaczyna się do takowej upodabniać. Co ciekawe, choć wokół niej powstaje wielka polityka, a jej przygody przepełnia magia, to Wszebora stara się mimo wszystko polować na chwile człowieczeństwa, nie wzbraniając się przed spełnianiem potrzeb ciała. Co więcej, czasem zastanawia się, czy jej serce, pełne nienawiści i chęci zemsty jest nadal zdatne do pokochania kogoś.
Za każde zwycięstwo należy zapłacić krwią
W mojej recenzji Jeleniego Sztyletu wspominałem, że pierwsze dzieło Marty Mrozińskiej czerpało garściami z mitologii słowiańskiej. W Smoczej Łzie do Strzyg, Rusałek, Leszych czy Zmor nocnych dołącza choćby Morowa Dziewica. Co więcej, Bora na własne oczy widzi, jak takie stworzenie powstaje przy pomocy mrocznej magii. W Smoczej Łzie mitologia słowiańska nie jest dekoracją – to rdzeń konstrukcji świata, estetyki i duchowości postaci. Marta Mrozińska korzysta z niej z szacunkiem, ale też z własną wizją – nie rekonstruuje, tylko transformuje mitologię, tworząc autorską wersję słowiańskiej fantasy: ciemnej, emocjonalnej, pierwotnej.
Nieszablonowy świat
Gdy otworzymy książkę, wita nas ona przepiękną mapą Awandii i sąsiednich państw, wykonaną przez Małgorzatę Weronikę Macioch ze studia Spectro. Przede wszystkim pomaga ona śledzić opisane podróże bohaterów. Świat wykreowany tak dokładnie, jak zrobiła to Marta Mrozińska, starczyłby nie tylko na finał trylogii, ale myślę, że pomieściłby wątki jeszcze kilku innych przygód. Wydaje się, że historia Wszebory dotarła już do końca, ale kto wie, może w przyszłości pojawi się w tym świecie inna opowieść godna pobocznym książkom Martina czy Wielkim Opowieściom Tolkiena.
Po raz kolejny (robiłem to już w przypadku poprzednich dwóch książek) zaznaczę, że w przeciwieństwie do wielu innych fantastycznych uniwersów, świat stworzony przez Martę Mrozińską nie jest banalną kalką średniowiecznej Europy lub Polski, co dodatkowo potwierdza wspomniana mapa. Zjawisko wypierania Starego Ludu przez nową religię głoszoną wszędzie przez uczonych kapłanów, można nakierować nas na dość oczywiste porównanie do realiów X i XI wieku na terenach Polski. Zaburza je jednak m.in. obecność armat oraz dwustrzałowców, które, jak wiemy, w tamtym okresie jeszcze nie istniały. To tylko kolejny dowód na bardzo dobry warsztat pisarski autorki, która pożyczając pojedyncze, znajome nam elementy, stworzyła coś oryginalnego i interesującego.
Sprawdź też: Księga Zaginionych Opowieści Tom 1 — recenzja książki. Tolkien wydaje zza grobu
Dlaczego warto przeczytać Smoczą Łzę?
Smocza Łza to finał trylogii o Wszeborze – bohaterce, która z wiejskiej dziewczyny przeistoczyła się w niemal mityczną postać kształtującą losy całego kraju. Marta Mrozińska z ogromnym wyczuciem łączy brutalną, emocjonalną narrację z mitologią słowiańską, nadając jej nowy, autorski wymiar. Smocza Łza potrafi zachwycić nie tylko konstrukcją świata czy głębią bohaterów, ale również klimatem pełnym magii, bólu i decyzji bez powrotu. To nie tylko dobre domknięcie historii, ale też dowód na wysoką formę autorki i potencjał do dalszych opowieści w tym uniwersum (jak i poza nim).
Sprawdź też: Płoń — recenzja książki — Monster movie w książkowym wydaniu