REKLAMA

Smashing Machine – recenzja filmu – Spowiedź wojownika

Michał Perlik

Opublikowano: 6 listopada 2025

Spis treści

Na ringu wszystko jest teoretycznie proste – cios, blok, upadek, powstanie. Poza nim zaczyna się chaos, którego nie da się już wyliczyć w rundach. W The Smashing Machine Benny Safdie prowadzi nas na granicę między siłą, a kruchością oraz fizycznością, a duchowym rozpadem. To film, który zaczyna się jako historia o walce, a kończy jak spowiedź, z natury brutalna, bolesna i zaskakująco intymna. W tym wypadku ring przestaje być areną zwycięstwa, lecz staje się konfesjonałem, w którym każdy cios jest wyznaniem winy, a każdy upadek próbą zrozumienia, kim się naprawdę jest. Reżyser z kolei udowadnia, że jego twórczość nie potrzebuje bohaterów, lecz ludzi, którzy nie potrafią już grać roli, jaką przypisał im świat. Tak jak w Good Time czy Uncut Gems, chaos staje się tu formą szczerości, pulsującą nieustannym napięciem między kontrolą, a jej utratą oraz tym, co spektakularne, a tym, co głęboko ludzkie.

 

Badając granice bólu i tożsamości

The Smashing Machine to historia człowieka, który przez całe życie uczył się uderzać, ale nigdy nie nauczył się upadać. Film Safdiego przenosi nas w świat zawodowego MMA lat przełomu, gdzie każdy trening, każda walka i każde zwycięstwo stają się próbą ocalenia resztek tożsamości. Główny bohater w postaci legendarnego zawodnika, którego ciało stało się symbolem siły, a twarz ikoną nieustępliwości, stoi na krawędzi własnej kariery i psychicznego rozpadu.
Reżyser nie opowiada jednak o sporcie, lecz o człowieku uwięzionym w ciele gladiatora. Kamera zagląda w tym wypadku za kulisy oktagonu, w ciszę po walce, czy w samotność hotelowych korytarzy obserwując jak sukces, ten sam, który uczynił go legendą, staje się jego największym przeciwnikiem.

Film konstruuje dramat na styku bólu fizycznego i duchowego. Safdie, wierny swojemu dokumentalnemu instynktowi, prowadzi akcję w sposób pozornie chaotyczny, ale pełen emocjonalnej precyzji. Sceny walk przeplatają się z fragmentami codzienności, w których bohater walczy nie z rywalem, lecz z pustką, uzależnieniem, strachem i próbą zachowania godności. W tym świecie każdy oddech brzmi jak odliczanie, a każdy cios niesie w sobie echo przeszłości. The Smashing Machine to portret człowieka, który odkrywa, że jego największym przeciwnikiem jest on sam. To także opowieść o męskości, która się sypie, o micie siły, która nie potrafi ochronić przed własną słabością. Reżyser buduje tytuł na napięciu między spektaklem, a intymnością, dźwiękiem tłumu, a ciszą po gongu. W rezultacie powstaje dzieło nie o triumfie, lecz o prawdzie ukrytej pod warstwą potu, krwi i ambicji.

REKLAMA
Smashing Machine | materiały promocyjne

 

Cios za ciosem

Największą siłą The Smashing Machine jest bez wątpienia reżyseria. Twórca po raz kolejny udowadnia, że potrafi zamienić filmowy chaos w emocjonalną prawdę, wciągając widza w gęstą, niemal duszną atmosferę, w której każdy dźwięk, oddech i spojrzenie mają swoje znaczenie. Safdie nie opowiada historii poprzez efektowne ujęcia, lecz przez pulsujący rytm rzeczywistości, z nerwem, drżeniem i autentycznością. To kino, które oddycha razem z bohaterem i w którym pot, ból i milczenie są równie wymowne jak dialog. Zaskakującym atutem filmu okazuje się także Dwayne Johnson. Aktor, kojarzony dotąd głównie z nadludzką siłą i ekranową charyzmą, w roli rozbitego zawodnika odsłania zupełnie nowy wymiar swojego talentu. Jego kreacja jest niepokojąco intymna, chwilami wręcz krucha, tak jakby sam The Rock rozprawiał się z własnym wizerunkiem, zamieniając ciało w mapę emocjonalnych blizn. W tej roli jest więcej prawdy, niż w niejednym filmowym monologu o słabościach. Ogromne wrażenie robi również techniczna precyzja tytułu. Montaż i dźwięk nie są tu dodatkami, lecz językiem narracji, nieustannie wciągają widza w wewnętrzny rytm postaci, w chaos, który momentami staje się hipnotyczny. Reżyser perfekcyjnie równoważy to, co spektakularne, z tym, co głęboko ludzkie: sceny walki są niemal rytuałem, ale to cisza po nich odsłania prawdziwą treść opowieści. Produkcja ewidentnie nie szuka wzruszeń na skróty, tylko prowadzi do nich powoli, w sposób bolesny i szczery.

Nie jest to jednak dzieło pozbawione wad. W mojej ocenie The Smashing Machine potrafi być również przytłaczające –  emocjonalnie gęste, momentami wręcz duszne. Safdie, wierny swojemu stylowi, nie daje widzowi oddechu, co z jednej strony potęguje intensywność doświadczenia, z drugiej jednak może prowadzić do zmęczenia, które odczułem na sobie po opuszczeniu kinowej sali. Film nie zna pojęcia pauzy, dlatego jego emocjonalna siła bywa ciężarem. Narracja jest surowa, celowo pozbawiona klasycznej struktury. Brak wyraźnych punktów zwrotnych sprawia, że historia płynie bardziej jak dokument, niż fabularne kino sportowe. Dla jednych będzie to przejaw autentyzmu, dla innych z kolei  brak dramaturgicznego napięcia. Ponadto szkoda, że postacie drugoplanowe pozostają w cieniu głównego bohatera. Ich obecność według mnie mogłaby poszerzyć perspektywę i nadać dziełu szerszego kontekstu emocjonalnego. Mimo jednak tych drobnych słabości The Smashing Machine pozostaje produkcją o potężnej sile oddziaływania. Safdie nie pokazuje walki po to, by nas ekscytować, lecz po to, by nas obnażyć. Jego kino jest brutalne, szczere i nasycone człowieczeństwem w najczystszej postaci. Celem nie było pokazanie zwycięstw, lecz ceny, jaką się płaci za potrzebę bycia silnym.

Sprawdź też: Miłość, która nie zna procedur – recenzja filmu Amator

Smashing Machine | materiały promocyjne

 

Anatomia męskości

The Smashing Machine to kino, które pulsuje życiem, nie tym pięknym, filmowym, ale prawdziwym, nieuporządkowanym, bolesnym. Safdie nie opowiada o triumfie, lecz o jego konsekwencjach. W jego dziele każda scena jest próbą dotarcia do człowieka ukrytego pod warstwą mitu, potu i oczekiwań. To portret nie herosa, lecz istoty, która powoli traci grunt pod nogami, odkrywając, że siła bez celu staje się ciężarem. Reżyser tworzy obraz o niezwykłej emocjonalnej gęstości, w którym napięcie nie rodzi się z akcji, lecz z ciszy między uderzeniami. Produkcja pozbawiona jest upiększeń, ryzyka i niepokoju, z kolei twórca patrzy na swoich bohaterów z surowością dokumentalisty, lecz z czułością kogoś, kto rozumie, że największe dramaty rozgrywają się nie na oczach tłumu, lecz w samotności. Film, nie daje łatwych emocji, ani prostych odpowiedzi. Zamiast tego oferuje doświadczenie: intensywne, bezkompromisowe, prawdziwe. The Smashing Machine to jedno z tych dzieł, które nie kończą się wraz z napisami końcowymi, lecz zostają w pamięci jak echo, które powraca, gdy myślimy o tym, jak cienka jest granica między siłą a rozpaczą. Safdie nie tworzy kina o walce, lecz o człowieku, który musi nauczyć się przestać walczyć, by wreszcie zacząć żyć. Podsumowując, niektóre walki toczymy tylko po to, by w końcu zrozumieć, że zwycięstwo polega na poddaniu się.

Sprawdź też: Ambulans — recenzja filmu. Coś tam od Bay’a

ZALETY +

WADY -

Michał Perlik

Jestem Michał, pochodzę z Opola, natomiast z wykształcenia jestem dziennikarzem oraz PR-owcem. Do mojego wachlarza zainteresowań można śmiało wpisać m.in. muzykę, sport, filmy, a także gry wideo. Z tematyką gier mam do czynienia od wczesnych lat dzieciństwa. Początkowo na popularnym PC, natomiast w późniejszym okresie za sprawą konsol stacjonarnych, w których gustuje zresztą po dziś dzień. Jako moją ulubioną grę zdecydowanie wskazuje ,,Assassin's Creed II'' do którego pałam wielkim sentymentem oraz nostalgią. Miło tak raz na jakiś czas ponownie załączyć ten tytuł, zagłębić się we włoskie klimaty i poskakać po paru dachach słonecznej, XV-wiecznej Florencji. Nie zagłębiając się w szczegóły, zapraszam do zapoznania się z moimi artykułami.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Keeper – recenzja gry – Kolejny symulator chodzenia?

Keeper – recenzja gry – Kolejny symulator chodzenia?

Przeznaczenie X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu – Wszystko zaczyna się sypać?

Przeznaczenie X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu – Wszystko zaczyna się sypać?

Sądny dzień – recenzja komiksu – Wszyscy zostaną osądzeni

Sądny dzień – recenzja komiksu – Wszyscy zostaną osądzeni

Akademia Holborn. Kły — recenzja książki — Te wampiry, niestety, ssą

Akademia Holborn. Kły — recenzja książki — Te wampiry, niestety, ssą

Just Dance 2026 – recenzja gry – Mieszkanie, mieszkanie, uh, uh-huh, uh-huh!

Just Dance 2026 – recenzja gry – Mieszkanie, mieszkanie, uh, uh-huh, uh-huh!

KAKU: The Ancient Seal – recenzja gry – Chłopiec, świnka i cztery żywioły

KAKU: The Ancient Seal – recenzja gry – Chłopiec, świnka i cztery żywioły