Po rodzie Atrydów i Harkonnenów nadeszła pora na komiksową historię rodu Corrinów – kolejnej familii, która miała znaczący wpływ na układ sił pustynnej planety. Czy i tym razem duetowi Kevin J. Anderson i Brian Herbert udało się utrzymać moje zainteresowanie? I co najważniejsze – czy fani tego kosmicznego uniwersum mają tutaj czego szukać?
Ponownie za wydanie komiksu odpowiada Non Stop Comics. Pierwszy tom to początek ośmioczęściowej sagi (w oryginale) i jednocześnie zwieńczenie prequelowej trylogii, opowiadającej o wydarzeniach poprzedzających kultową powieść Franka Herberta. W polskim wydaniu otrzymujemy solidny album w twardej oprawie, liczący 112 stron.
Shaddam IV i sieć intryg
Ród Corrinów koncentruje się na politycznych intrygach i ambicjach Shaddama Corrino IV – imperatora pełnego megalomanii, paranoi i okrucieństwa. Jego działania, takie jak eksperymenty nad zastępczą przyprawą czy konflikty z Harkonnenami i Bene Gesserit, pokazują go jako twardego, bezwzględnego władcę, którego decyzje bardziej kierują polityką niż rodziną.
W tle pojawiają się także kolejne intrygi: eksperymenty na planecie Ix, działania Bene Gesserit i polityczne machinacje Harkonnenów i Atrydów. Choć mogłoby się wydawać, że władza Corrinów stawia ich ponad resztą, w praktyce okazuje się, że imperator tkwi w tej samej sieci układów, zdrad i zależności, co jego rywale. Ta nieustanna gra o przewagę tworzy mocne fundamenty pod dramat, choć jego ton jest bardziej kronikarski niż sensacyjny.

Strona wizualna
Za oprawę graficzną odpowiada Simone Ragazzoni (rysunki) wraz z Danem Jacksonem (kolory). Styl Ragazzoniego łączy rozmach scen z ekspresyjnymi kadrami. Jego siłą jest praca z mimiką i gestami, co nadaje postaciom emocjonalną głębię, mimo że sama opowieść często tonie w politycznych dyskusjach. Bogactwo detali – od architektury pałaców, przez stroje, po pojazdy – buduje filmowy charakter narracji. Zestawienie przestrzeni o dużej skali z kameralnymi scenami narad potęguje poczucie klaustrofobii i napięcia politycznego. Choć nie każda postać jest rysowana realistycznie, kompozycja i kadrowanie skutecznie oddają atmosferę gry o władzę.

Na tle poprzednich tomów
W zestawieniu z Rodem Atrydów i Rodem Harkonnenów różnica jest wyraźna. Pierwszy z nich miał charakter bardziej epicki i emocjonalny – opowiadał o wzlotach i upadkach rodu Atrydów, stawiając na bohaterstwo, lojalność i zdradę. Ród Harkonnenów z kolei tonął w mrocznej atmosferze bezwzględności i brutalnych machinacji, nadając całości posmak niemal szekspirowskiej tragedii. Ród Corrinów wypada na tle poprzedników jako bardziej polityczna kronika – mniej dynamiczna, bardziej skupiona na mechanizmach władzy i imperialnych napięciach. To historia mniej efektowna, ale potrzebna, jeśli chce się w pełni zrozumieć architekturę sił, które ostatecznie doprowadziły do dramatu Diuny.

Czy fani znajdą tu coś dla siebie?
Odpowiedź brzmi: tak, choć nie bez zastrzeżeń. Komiks wiernie oddaje literacki pierwowzór, przez co narracja bywa hermetyczna i momentami statyczna. Dla czytelników zaznajomionych z mitologią Diuny jest to jednak bezcenny element większej układanki, odsłaniający kulisy rządów Corrinów i przygotowujący grunt pod wydarzenia znane z powieści Franka Herberta. Nowi odbiorcy mogą natomiast poczuć się przytłoczeni liczbą wątków i postaci.
Sprawdź też: Diuna. Ród Harkonnenów. Tom 1 – recenzja komiksu – Zanim poznaliśmy Lisan al Gaib

