Jak wszyscy doskonale wiemy – słuchawki to nie fanaberia, to absolutna konieczność dla każdego gracza. Szczególnie jeśli nie chcesz, żeby twoje „gdzie on jest?!” słyszał sąsiad z czwartego piętra. Zwłaszcza w multiplayerze, gdzie komunikacja jest ważniejsza niż umiejętność headshotowania z zamkniętymi oczami.
No ale nie oszukujmy się – nie każdy ma budżet na gamingowy sprzęt z RGB, który kosztuje tyle, co karta graficzna. Dlatego dziś zerkamy na coś z bardziej przyziemnej półki – Redragon H888 Luce.
Na bogatości
Pierwsze, co mnie zdziwiło? Że to pudełko takie małe. A potem otwieram, a tam zawartość, jakby producent miał coś do udowodnienia. Poza samymi słuchawkami znajdziemy:
- przewód USB-A – USB-C,
- USB-A – mini jack,
- odpinany mikrofon,
- adapter 2.4 GHz,
- instrukcję obsługi,
- i arkusz naklejek – bo przecież wiadomo, że słuchawki działają lepiej, jak mają dodatkowego smoka na obudowie.
Wszystko to za około 150 zł (w zależności od sklepu). Jak na ten budżet – zestaw wygląda naprawdę konkretnie, żeby nie powiedzieć „na bogato”.

Łączność i specyfikacja
Redragon H888 Luce to słuchawki z ADHD, jeśli chodzi o sposoby połączenia. Możesz je podpiąć:
- klasycznie, kablem – jak za starych dobrych LAN-party,
- przez Bluetooth 5.0 – dla tych, co nie lubią kabli ani ludzi,
- albo przez adapter 2.4 GHz – i tu robi się ciekawie.
Bo ten adapter to nie jakiś zwykły pendrive z antenką. To sprytny dwuczęściowy zestaw: masz adapter USB-A i odbiornik na USB-C. Efekt? Wsadzasz to, gdzie chcesz – laptop, smartfon, PS4, PS5, Nintendo Switch, nawet lodówkę z Androidem, jak bardzo chcesz. Xbox? No niestety, tutaj Redragon nie dał rady – sprzęt Microsoftu nie współpracuje. Trudno, ich strata.
Bateria ma 400 mAh, co daje do 22 godzin działania przez Bluetooth oraz 16 godzin przy połączeniu 2.4 GHz.
I dobra wiadomość: można ich używać podczas ładowania, więc żadne „padły słuchawki” nie zatrzyma twojej rozgrywki.
Opóźnienia? Jakie opóźnienia?
W kwestii latencji słuchawki zaskoczyły na plus. Ani przy połączeniu 2.4 GHz, ani przez Bluetooth nie zauważyłem żadnych wyraźnych opóźnień. Grałem w Fortnite – zero laga, zero problemów. Wszystko słychać na czas: kroki, strzały, krzyk, że „znowu nie osłaniasz!” – pełna immersja.
Jakość wykonania, ergonomia oraz brzmienie
Tu muszę przyznać – Redragon mnie zaskoczył. Te słuchawki ważą tylko 168 gramów, czyli mniej niż pączek w lukrze. Serio. Na głowie leżą bardzo wygodnie. Pałąk jest elastyczny, nie wbija się w czaszkę jak plastikowa opaska, a same muszle da się wyregulować.
Pady? Miękkie, dobrze przylegają, zakrywają całe ucho – nawet takie, co przypominają trochę uszy słonia. Ba, da się je nawet wymienić!
Nawet po dłuższej sesji nie czujesz zmęczenia. Nic nie ciśnie, nie uwiera, nie przypomina ci o istnieniu grawitacji. Duży plus.

Izolacja dźwięku? Całkiem spoko. Klawiatury mechanicznej pod sobą nie słyszałem. Za to na zewnątrz coś tam ucieka. Może nie jak z głośnika Bluetooth, ale jak ktoś siedzi obok – usłyszy.
Po lewej stronie – klasyka: przyciski sterujące. Mamy włącznik, dwa przyciski do regulacji głośności, przełącznik między BT a 2.4 GHz i jeszcze przycisk mute dla mikrofonu (jeśli akurat jest podpięty). Wszystko tam, gdzie trzeba – bez szukania w ciemno jak pilota od telewizora w środku nocy.
Co z dźwiękiem? Słuchawki mają przetworniki 40 mm i pasmo 20 Hz – 20 kHz – czyli klasyka. Nie ma cudów, ale też nie ma tragedii. Brzmienie jest klarowne, nie trzeszczy, nie rzęzi. Wysokie tony trochę wybijają się na pierwszy plan, a bas mógłby być ciut mocniejszy, ale nie przeszkadza to w codziennym graniu.
Muzyka, filmy, Discord – wszystko brzmi jak trzeba. No i mikrofon – odpinany, elastyczny, działa bez zarzutu. Nie nagrasz nim podcastu, ale na potrzeby „ej, osłaniaj mnie!” w Apexie? Wystarczy aż nadto.
Bez RGB, za to z rozsądkiem
Jeśli jesteś fanem światełek RGB – to nie tu. Redragon H888 Luce mają tylko jedną diodkę, która sygnalizuje włączone zasilanie lub ładowanie. Żadnych gamingowych dyskotek, żadnych LED-ów jak z choinki.
Dla jednych minus, dla innych – ogromny plus (np. dla tych, którzy grają nocą i nie chcą, żeby pokój wyglądał jak bar karaoke).
Mobilność i transport
Słuchawki składają się, są lekkie i nie zajmują dużo miejsca – spokojnie wejdą do plecaka, a nawet torby na laptopa. Pokrowca niestety brak, ale zawsze można wrzucić je do jakiegoś woreczka po chipsach albo zawinąć w koszulkę.
Czy warto?
Redragon H888 Luce? To są te słuchawki, które wjeżdżają na białym jednorożcu w cenie kebaba z podwójnym mięsem i krzyczą: „patrz, ile mam akcesoriów!”. W środku więcej bajerów niż w Kinder Niespodziance, a do tego producent jeszcze dorzuca naklejki – bo czemu nie.
Dźwięk? Czysty. Mikrofon? Mówi. Komfort? Tak wygodne, że jak raz założysz, to przypadkiem zagrasz w 12-godzinną sesję i obudzisz się w przyszłym tygodniu.
A że basu trochę brakuje? No trudno – pobaw się EQ, może się czegoś przy okazji nauczysz.