Real Estate Simulator – recenzja gry. Od żula do króla, czyli symulator ładowania okienek i narastającej frustracji 

Sonia Moćko

Opublikowano: 23 sierpnia 2024

Spis treści

Symulatory to jedne z najpopularniejszych gatunków. Nowe tytuły pojawiają się na Steamie jak grzyby po deszczu. Wśród nich znajdziecie Real Estate Simulator. Czy grze bliżej do dorodnego borowika, muchomora, czy może purchawki? O tym przekonacie się z poniższej recenzji.  

Real Estate Simulator to gra, która miała ambicje przenieść gracza w świat nieruchomości, pozwalając mu zbudować własne imperium poprzez kupowanie, remontowanie i sprzedawanie kolejnych posiadłości. Niestety, zamiast satysfakcji z osiągnięcia kolejnych celów, gra oferuje nudną i monotonną rozgrywkę, która szybko zniechęca do dalszej zabawy. Ale zacznijmy od początku. 

Zostań królem namiotów ze slumsów 

Młodzi, piękni z wielkich ośrodków miejskich

Rozgrywkę zaczynamy, wcielając się w rolę początkującego agenta nieruchomości, który swoje pierwsze kroki stawia w slumsach – zaniedbanej, najuboższej części miasta. Zamiast domów czy nawet skromnych mieszkań, mamy do czynienia z namiotami, kontenerami i starym, opuszczonym autobusem. Małe osiedle w kanałach tętni życiem, spacerujący przechodnie pędzą przed siebie (nasi potencjalni klienci), na wejściu powita nas widok roznegliżowanego mężczyzny odurzonego zakazanymi specyfikami, odpływającego w rytm solówki granej na trąbce. Pasja do fentanylu unosi się w powietrzu. Pierwsze zadanie polega na zakupie nieruchomości po wygórowanych cenach, dodaniu minimalnych ulepszeń, takich jak śpiwory, a następnie sprzedaży z niewielkim zyskiem. Niestety, ten schemat powtarza się raz za razem, szybko stając się monotonny. 

Premium Real Estate szturmem podbiła slumsy

Nasz dzień jest bardzo przewidywalny, zaczynamy pracę o 8:00, kupujemy śpiwór, jedziemy do  Slumsville nabyć kolejną perłę architektury do naszego portfolio, dobijamy targu, wracamy do biura i wystawiamy nasze ogłoszenie na internecie, co zapewni nam wysyp zainteresowanych nabywców. Użeranie się z klientami naszego luksusowego biura nieruchomości to fliperskie cardio. Wielu z nich oczekuje nieruchomości na poziomie którego nie jesteśmy w stanie im na początku zapewnić. Będziemy więc informować ich, że na chwilę obecną nic dla nich nie mamy, co tylko będzie wydłużać nasze potyczki, zanim przeklikamy do zainteresowanych spędzeniem przyszłości w dwugwiazdkowym namiocie w slumsach. Kto się nigdy z żulem w namiocie nie targował, ten życia nie zna! Gra stawia na work life balance, jak wybije 18:00 nawet gdybyście byli w środku negocjacji, zostaniecie przeniesieni do biura, by zakończyć dzień pracy i położyć się na kanapie. 

Symulator, który powinien oferować satysfakcję z tworzenia i rozwijania, zamienia się w męczący cykl powtarzalnych czynności. Kupowanie tych samych przedmiotów, dekorowanie ich w identyczny sposób i sprzedawanie kolejnych nieruchomości sprawiają, że zamiast rozwijać swoje umiejętności, gracz czuje się uwięziony w niekończącej się rutynie. Zanim nabędziemy swój pierwszy kontener czy żółty szkolny autobus, musimy kursować w kółko pomiędzy biurem a slumsami, handlując namiotami. Kiedy gracz dotrze już do docelowej lokalizacji, zdąży na dobre zmęczyć się gameplayem. 

System progresji 

W Real Estate Simulator mamy trzy miejsca do odblokowania. Zaczynamy we wspomnianych wcześniej slumsach.  Gdy w końcu zdobędziemy odpowiednią ilość gotówki, możemy odblokować dostęp do bardziej prestiżowych obszarów, takich jak przedmieścia i miasto, gdzie ceny nieruchomości rosną, a wraz z nimi nasze potencjalne zyski. Niestety, proces ten wymaga mozolnego powtarzania tych samych działań przez długi czas, co odbiera jakąkolwiek radość z progresji. Zakup nowego biura, które teoretycznie powinno być nagrodą, w rzeczywistości niewiele zmienia – niczym w Dniu Świstaka wykonujemy te same czynności, tylko w nieco innych dekoracjach. Interakcje z klientami wciąż są tak samo irytujące.  

Dzień dobry, przyszłam kupić trochę fentanylu tfu, wypasioną kontenerową willę

Zerknij na to : Czas zostać bohaterem – Recenzja gry Dark Envoy 

Największym problemem gry jest brak różnorodności i głębi. Nawet po odblokowaniu nowych obszarów i obiektów, rozgrywka nie oferuje niczego nowego. Zadania pozostają takie same, a kolejne wyzwania sprowadzają się do powtarzania tych samych czynności, które stają się coraz bardziej nużące. Na etapie sprzedaży domów gra się trochę rozkręca. Możemy przeprowadzać skromne remonty i kupować coraz więcej rodzajów mebli. 

Frustracja i ekrany ładowania 

Jednym z najbardziej irytujących elementów gry są wszechobecne ekrany ładowania. Widzimy plecy człowieka sukcesu, patrzącego ze swojego gabinetu położonego na jednym z ostatnich pięter na roztaczającą się przed nim metropolię wielkiego miasta. Nie martwcie się, to nigdy nie będziemy my. Każda czynność, którą wykonuje gracz – od wyjścia z biura, przez podróż do slumsów, po wejście do namiotu – przerywana jest długimi ekranami ładowania. Te przerwy nie tylko wybijają z rytmu, ale również sprawiają, że sesja staje się niepotrzebnie uciążliwa. Gracz, zamiast cieszyć się płynną rozgrywką, traci cierpliwość, czekając na załadowanie się kolejnej lokacji. 

Extreme Makeover. Każdy apartament posiada dedykowany prestiżowy śpiwór i kontakt z naturą w cenie xD

Dodatkowo brak możliwości szybkiego przemieszczania się między lokacjami tylko potęguje frustrację. Każdy powrót do biura, aby dokonać zakupu lub sprzedaży, wiąże się z kolejnym, nużącym oczekiwaniem. Zamiast dynamicznej rozgrywki, dostajemy powolny i niewygodny system, który zamiast angażować, odpycha gracza.

A to czytałeś?: The Sims 4: Zakochaj się – recenzja gry. Czy Julia odnajdzie swojego Romeo? 

Oprawa wizualna i techniczna 

Pod względem graficznym Real Estate Simulator jest przeciętny. Twórcy pracowali na silniku Unity. Brakuje tu oryginalności i finezji – większość elementów wydaje się generyczna, a zastosowanie tanich, wykreowanych przez AI zasobów pogłębia wrażenie niedopracowania. Mimo że gra działa stabilnie i nie natknęłam się na poważne błędy techniczne, jej ogólna jakość audiowizualna nie zachwyca. Muzyka jak już się pojawi, jest monotonna i nijaka, co dodatkowo zniechęca do dłuższego spędzania czasu przy tym tytule. Są też momenty, w których doświadczymy irytujących dźwięków. 

Gdy rozwiniemy trochę skrzydła nasze metamorfozy nabierają niebezpiecznego tempa

Podsumowanie 

Real Estate Simulator obiecywał emocjonującą podróż po świecie nieruchomości, jednak zamiast pasjonującej rozgrywki, dostarcza jedynie frustracji i nudy. Powtarzalne zadania, irytujące ekrany ładowania oraz brak wyzwań sprawiają, że pozycja ta jest trudna do polecenia. Jednak we wszystkich swoich niedociągnięciach może być contentem na stream czy pozycją do zrecenzowania w Crap Skład na kanale To Znowu Oni. Skoro horrory klasy C mają swoich miłośników, to symulator z niższej półki również znajdzie swojego amatora, który spędzi z nim te parę godzin, zaśmiewając się w głos z pojawiających się absurdów. 

 

ZALETY +

WADY -

Sonia Moćko

Dziennikarka z wykształcenia, kinomanka z zamiłowania odkąd mając kilka lat, trafiłam na niedzielny cykl "Kocham kino" na kanale drugim Telewizji Polskiej. Oceniłam na filmwebie ponad 4 tysiące filmów, 600 seriali i prawie 200 gier. Paragracz. Byłam normalna 3 koty temu. Ubóstwiam Baby Yodę i Sailor Moon. Ulubione platformy to Nintendo Switch i Xbox. Kolekcjonuje retro Barbie. Na Instagramie jako @matkapraskaodkotow.

Rekomendowane artykuły

Blair Witch – recenzja gry. Witajcie w najstraszniejszym lesie! 

Blair Witch – recenzja gry. Witajcie w najstraszniejszym lesie! 

Space Marine 2 – recenzja gry – przyrzekam służyć wiecznie

Space Marine 2 – recenzja gry – przyrzekam służyć wiecznie

Dni Fantastyki 2024 – relacja

Dni Fantastyki 2024 – relacja

Concord – recenzja gry – Tu miał być mądry tytuł, ale…

Concord – recenzja gry – Tu miał być mądry tytuł, ale…

Całkiem wyszczekana łotrzyca i jej niesforny zwierzaczek latają w kosmosie – recenzja Star Wars: Outlaws

Całkiem wyszczekana łotrzyca i jej niesforny zwierzaczek latają w kosmosie – recenzja Star Wars: Outlaws

Nieślubny syn Skyrima, Dark Souls i Vanaheim. Enshrouded – pierwsze wrażenia

Nieślubny syn Skyrima, Dark Souls i Vanaheim. Enshrouded – pierwsze wrażenia