Rok 2011 obfitował w wiele wspaniałych produkcji, zaczynając od Mass Effect 2, a kończąc na trzeciej części serii Deus Ex. W tym okresie firma Ubisoft pokazała światu m.in. Assassin’s Creed Revelations będącym zwieńczeniem popularnej trylogii Ezio, a w konsekwencji pożegnaniem z uwielbianym w środowisku graczy bohaterem. Po kilkudziesięciu miesiącach pustki i wyczekiwania, do życia zostało powołane Assassin’s Creed 3, będące swoistym rodzajem rewolucji serii. Co ciekawe, fabuła części również została ulokowana w bardzo niespokojnym okresie, a mianowicie w czasach Amerykańskiej Rewolucji. Dotychczas, niepisaną tradycją Ubisoftu był fakt iż, każda kolejna odsłona była lepsza od poprzedniej. Czy również i w tym przypadku było podobnie?
Wolność ponad prawem
Assassin’s Creed 3 bez wątpienia uchodzi za część przełomową. To stwierdzenie nabiera sensu w momencie kiedy zestawimy wszelakie eksperymenty jednocześnie pozostające wierne początkowym założeniom, a także zakończenie kwintologii Desmonda, będącego naszym ,,przewodnikiem’’ w dotychczasowych poczynaniach serii. Akcję gry osadzona jest w drugiej połowie XVIII wieku na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Fabuła przedstawia nam trudne chwile z jakimi ludność amerykańska musi się borykać w momencie powstającego w bólach państwa. Jesteśmy świadkami m.in. oderwania się od Brytyjskiej Korony, podpisania Deklaracji Niepodległości czy tragicznych losów rdzennych mieszkańców terenów kolonialnych. Pomimo iż wspomniane wydarzenia ogrywają znaczącą rolę w fabule produkcji, uchodzą w większości przypadków za świetnie wkomponowane tło.
Bostońską herbatkę odłóżmy na później
Zdecydowanie więcej uwagi poświęcono odwiecznej walce asasynów z templariuszami co w przypadku tej serii nie jest żadnym zaskoczeniem.
Przez lwią część fabuły Assassin’s Creed 3 wcielamy się w postać Connora, będącego w półkrwi Indianinem. Bohatera poznajemy już jako małego chłopca wychowującego się w wiosce Mohawków. W późniejszych sekwencjach śledzimy jego dorastanie i dojrzewanie zaczynając od dziecięcych zabaw, przez naukę polowania, a kończąc na przywdziewaniu szat asasyna. Ponadto mamy możliwość zasmakowania nieco wątku współczesnego wcielając się we wcześniej wspomnianego Desmonda Milesa. Tak jak w poprzednich częściach, tak i tym razem współczesnych epizodów nie jest zbyt wiele, jednak stanowią przyjemną odskocznię od głównej linii fabularnej. Podczas głównych misji fabularnych zwiedzamy cztery podstawowe lokacje: posiadłość Davenporta, pogranicze, a także dwa miasta w postaci Bostonu oraz Nowego Jorku.
Trochę pobiegajmy, trochę pożeglujmy
W grze mamy możliwość rozwijania zarówno gildii Asasynów, jak i osadę wokół posiadłości Davenporta. Wbrew pozorom w tym wypadku zdecydowanie lepiej rozwinięta i dopracowana jest ta druga możliwość, która sama w sobie jest ciekawsza i bardziej rozbudowana. Assassin’s Creed 3 wyróżnia się także nowym systemem walk opartym na sygnalizowanych atakach wrogów z możliwością parowania ciosów oraz wyprowadzaniem kontry.
Jak dla mnie największą zaletą tej produkcji są jednak misje morskie, które zostały zaprojektowane od podstaw i z niesamowitą dbałością o detale. Sterowanie statkiem jest bardzo proste, natomiast z arsenału do dyspozycji mamy m.in. kule armatnie czy folgiery. Ponadto występują różne warunki pogodowe. Bitwę morską można toczyć zarówno w pełnym słońcu jak i w trakcie śmiercionośnego sztormu.
Solidna gra z kilkoma niedociągnięciami
W Assassin’s Creed 3 czuć powiew dobrych, tradycyjnych schematów zaczerpniętych z poprzednich części. Ponadto dodając do tego udane nowości w postaci m.in. możliwości żeglugi i prowadzenia bitew morskich można ze spokojnym sumieniem umieścić tą produkcję w wąskim gronie gier naprawdę udanych. Jednakże warto pamiętać o napotykanych błędach, pewnych niedociągnięciach twórców oraz niekoniecznie satysfakcjonującym zakończeniu które sprawiają że gra pomimo wielu zalet nie może równać się chociażby z legendarnym Assassin’s Creed 2. Zawsze mogło być lepiej, ale w tym wypadku naprawdę nie ma co specjalnie narzekać.