Myszka komputerowa jest chyba najważniejszym elementem, jeżeli chodzi o granie w gry FPS. Na tę chwilę jest to najbardziej precyzyjne narzędzie do celowania w przeciwników. Czy pozycja od Marvo spełnia wszelkie wymagania, by sprostać potrzebom graczy? Dowiecie się tego z recenzji poniżej.
Pomarańcz i biel
Jak napisałem wcześniej w recenzji klawiatury tej samej firmy, którą przeczytać możecie tutaj[2], oba sprzęty dotarły do mnie w tej samej paczce. Opakowania były nieco poturbowane, ale same przedmioty, całe szczęście, okazały się być w całości. W kartonie od Niro znajdowała się oczywiście mysz, kabel o długości 1,5 m i instrukcja obsługi. Usilnie próbowałem też znaleźć adapter USB, który widnieje również na opakowaniu, ale nigdzie nie było po nim śladu. Miejsce, w którym się ukrywał, poznacie wkrótce.
Pierwszym zaskoczeniem była waga pozycji od Marvo. Wynosi ona zaledwie 55 g przy wymiarach 12,4 × 6,4 × 4 cm. Oprócz standardowych trzech przycisków od góry mamy jeszcze dwa, w pełni programowalne, na lewym boku.

Na spodzie znajdziemy dwa przełączniki – jeden odpowiada za typ połączenia, a drugi za prędkość, z jaką kursor poruszać będzie się po ekranie. Do wyboru mamy fabrycznie 800, 1200, 2400, 3200, 5000 i 12000 DPI. Prócz tego naszą uwagę powinna zwrócić niewielka klapka. Początkowo myślałem, że znajduje się w niej bateria/akumulator. Po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że to właśnie w tym miejscu znajdziemy adapter, odpowiadający za połączenie bezprzewodowe. Od razu jednak ostrzegam – pokrywa siedzi dość mocno, więc lepiej wspomóżcie się nożem bądź śrubokrętem.
Sama mysz prezentuje się standardowo. Biel i pomarańcz dobrze ze sobą współgrają, a design jest dość minimalistyczny. Niro przypomina bardziej myszkę do codziennego użytku niż sprzęt gamingowy.

Jak wypada użytkowanie?
Marvo Niro 60W posiada również oprogramowanie, które pobierzemy ze strony producenta. Pozwoli nam ono na dokonanie paru zmian, jak ustawienie DPI w gotowym profilu według własnego uznania, zaprogramowanie bocznych przycisków czy… ustawienie makr. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ nie spotkałem się wcześniej ze zjawiskiem, w którym ktoś ustawia makra w myszce. Ale najwyraźniej ktoś musi to robić. Codziennie uczymy się czegoś nowego.
Apka jest bardzo prosta, więc nawet laik nie będzie miał problemu z jej obsługą.

Jeżeli chodzi o samo korzystanie ze sprzętu, to nie ma tu większych emocji. Działa on jak najbardziej poprawnie, ale nie oferuje nam nic, czego nie mają inne myszy na rynku. Na pewno na plus wypada wcześniej wspomniane oprogramowanie i boczne przyciski, które ułatwią nam manewry w niektórych produkcjach.
Bateria również pozytywnie zaskakuje – jej pojemność to 300 mAh, co przekłada się na około 100 godzin pracy.
Minusem będzie dla mnie ergonomia myszy. Budowa jest bardzo prosta, przez co przy dłuższym użytkowaniu nasza dłoń zaczyna się męczyć. Brakuje mi tu też jakiegoś podświetlenia, które nadałoby Niro nieco charakteru – fakt faktem, posiada on jedno w okolicy scrolla, lecz jest praktycznie niezauważalne.

Jest… chyba ok?
Czuję się nieco rozdarty, jeżeli chodzi o werdykt. Marvo Niro 60W nie jest złą myszką, choć wydaje mi się, że wypada słabo jako myszka gamingowa. Jest tu spore pole do poprawy – przede wszystkim wizualnie, ponieważ nie wyróżnia się ona niczym na tle pozostałych sprzętów z tej półki cenowej (około 100 zł).
Ratuje ją oprogramowanie, pozwalające dostosować ją do potrzeb indywidualnych, oraz zadowalający czas pracy baterii.
Jeżeli więc nie przywiązujecie większej wagi do wyglądu estetycznego, pozycja od Marvo może okazać się produktem stworzonym dla Was.