MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Jurassic World: Dominion – recenzja filmu. Czekałem jak tyranozaur na porę karmienia

Dlaczego tak późno pojawiła się recenzja jednego z głośniejszych filmów tego roku? Otóż dlatego, że jako wielki fan marki musiałem spokojnie przetrawić ten tytuł. Nie jest tak źle jak sądzi internet, ale…

Jurassic World: Dominion był długo wyczekiwanym końcem trylogii Jurassic World. Potem fani dostali w 2018 roku Fallen Kindom, na który większość krytyków kręciła nosem, ale mnie tam się bardzo podobał. Jednakże losy Dominion splotły się z wybuchem pandemii, przez co produkcja została opóźniona o cały rok. W końcu w dniu premiery zasiadłem na sali kinowej. Rozpoczął się seans, a ja na ponad 2,5 godziny zostałem wciągnięty przez świat pełen dinozaurów.

Jurassic World: Dominion – recenzja filmu. Czekałem jak tyranozaur na porę karmienia

REKLAMA

Okiem widza

Początkowo nie wiemy za bardzo, o czym jest ten film. Mamy dinozaury, które jakimś cudem zaczęły się masowo rozmnażać na różnych kontynentach, a jednocześnie nikt nie był w stanie ich wyłapać. Ludzie muszą się więc przyzwyczaić do tego, że budowa kolejnego osiedla zostaje przerwana przez gigantycznego zauropoda, który stwierdził, że to idealne miejsce na drzemkę, a ubezpieczyciele musieli rozszerzyć oferty o zniszczenia dokonane przez dinozaury. Claire oraz Owen mieszkają na jakimś dzikim ranczu z daleka od wścibskich oczu, chroniąc Maisie Lockwood przed całym światem zewnętrznym. Dziewczynka jednak weszła w wiek nastoletni i ma dość ciągłej kontroli. Dodatkowo w pobliżu kręci się Blue, która jakimś cudem doczekała się potomka pod postacią Bety. Niestety słodki raptorek nie odgrywa większej roli w całej opowieści.

Dopiero tak po 30 minutach filmu dowiadujemy się, że scenariusz serwuje nam do bólu przewidywalną opowieść na zasadzie “dobrzy ludzie muszą odkryć plan złej korporacji”. I jak się okazuje tymi dobrymi ludźmi, są bohaterowie oryginalnego Jurassic Park: dr Allan Grant (Sam Neill), dr Ellie Sattler (Laura Dern) oraz dr Ian Malcolm (Jeff Goldblum). Trzeba przyznać, że pomiędzy tą trójką czuć chemię i sceny z nimi są z reguły udane. Z reguły, bo czasami niektóre dialogi tracą ogromnym drewnem i słychać w nich to jakby były pisane na kolanie. To właśnie nostalgiczny powrót legendarnych postaci jest najmocniejszym elementem filmu, bo Owen, Claire i Maisie nie są zbyt przekonywający. Swoje momenty miała także zbuntowana pilotka Kayla Watts (DeWanda Wise), ale niestety wciśnięto ją w rolę randomowej postaci, która nagle stwierdza, że pomoże głównym bohaterom. Naturalnie losy wszystkich ekranowych osób muszą się w jakimś momencie zawiązać i oczywiście ma to miejsce w trakcie ataku wielkiego dinozaura.

Jak już przy prehistorycznych potworkach jesteśmy – jest ich tutaj rekordowa ilość, co niestety odbiło się na ich jakości. W jednej scenie Blue wygląda tak tragicznie, jakby ktoś amatorsko wkleił model raptora na tle śniegu. Biel otoczenia jeszcze spotęgowała nieudany efekt, na szczęście oczy przestały krwawić po chwili, bo scena trwała dosłownie kilka sekund. Okazjonalnie też niektóre zwierzęta na ekranie wyglądały mizernie, jednak obiektywnie patrząc, więcej razy podziwiałem gady na ekranie, niż krzywiłem się na niedoróbki lub źle wykonane animacje.

Okiem fana

Po seansie pierwsze co przyszło mi do głowy, to “po kiego grzyba Colin Trevorrow oddał stołek reżyserski w Fallen Kindom?” Co prawda mogłoby to spowodować brak mojego ukochanego indoraptora, jednak dla serii mogło to oznaczać zbawienie. Już po pierwszych 30 minutach filmu widać jak na dłoni, że reżyser nie bardzo wiedział, w jakim kierunku poprowadzić całą serię. Korporacja Biosyn Genetics musiała oczywiście wykorzystać w niecnych celach potęgę inżynierii genetycznej. Szkoda, że nie ukazano tutaj odmian szarości, bo firma dr Lewisa Dodgsona (Campbell Scott) miała potencjał, aby być czymś więcej niż typowym “złym korpo”.

Dobra, nie ukrywam, że powrót trójki naukowców z Jurassic Park mocno złapał mnie za serce, a ich spotkanie, podlane soczystym sosem pod postacią muzyki z oryginału wywołał łezkę wzruszenia. Do tego liczne nawiązania, jakie pojawiają się na ekranie, chociażby słynna pianka do golenia, szpon welociraptora czy niektóre kwestie wypowiadane przez postacie dawały taką dawkę nostalgii, że człowiek mógłby się nią zadławić. Jednak było jej zdecydowanie za dużo i nie była tak subtelna jak miało to miejsce, chociażby w Jurassic World. Widać reżyser uznał, że wsadzanie nawiązań do co drugiej sceny spełni swoją rolę. Otóż… nie.

Muszę jednak uczciwie przyznać, że motyw rezerwatu Biostynu i jego różne elementy jak wieże obserwacyjne mocno pobudzały moją wyobraźnię. Jednak wciąż nie mogę wybaczyć takich głupotek, jak chociażby umieszczenie w środowisku dwóch gatunków drapieżników Alfa pod postacią giganotozaura i tyranozaura, bo żaden szanujący się ośrodek badawczy nie zrobiłby czegoś tak głupiego… Jednak scenarzyści musieli mieć pretekst do ostatecznej walki pod koniec filmu, która wyszła bardzo słabo i mało epicko. Rexy pojawia się na ekranie nie jako zagrożenie, ale bardziej z przymusu. W końcu co to byłby za film z uniwersum Jurassic Park bez tyranozaura?

Irytująca była także zmiana Dr Wu (Bradley Darryl Wong) w jakiegoś marudzącego hipisa, który nagle zaczął żałować swojej pracy, a co więcej określa kogoś innego mianem geniusza. Co stało się z tym zapatrzonym w siebie błyskotliwym naukowcem – nie wiadomo, bo film nieudolnie próbuje wytłumaczyć jego zmianę faktem, że stworzył zmutowaną szarańczę, która stanowi zagrożenie dla całego świata. Żeby jeszcze bardziej poszerzyć ten jakże głupi plot twist, później dołącza do “drużyny tych dobrych”. Niestety takich absurdów jest o wiele więcej.

Z perspektywy fana film nie jest spełnieniem marzeń – nadałby się jako spin-off albo jako poboczna historia. Trylogia Jurassic World zasługiwała na coś więcej niż na kolejną opowieść, gdzie utwierdza się wizję, iż inżynieria genetyczna może doprowadzić do zagłady ludzkości. Jednak powraca stara ekipa, jest dużo nostalgii i są dinozaury. Z kolei osoba mająca nadzieję, że spędzi ciekawie ponad dwie godziny, może wyjść z kina mocno zmieszana, zmęczona czy nawet znudzona – w Jurassic World: Dominion nie ma nic, czego nie widzielibyśmy w produkcjach kinowych przez ostatnie 30 lat.

Najbardziej cieszą jednak dinozaury. Z radością przywitałem na ekranie olbrzymiego kecalkoatla oraz kołnierzaste dilofozaury. Niestety ogromny “natłok” prehistorycznych stworzeń spowodował, że żadne z nich nie miało odpowiedniego czasu antenowego. Muszę jednak uczciwie przyznać, że cała sekwencja z Therizinosaurusem jest świetnie wykonana – gra świateł oraz prowadzenie kamery to prawdziwy majstersztyk.

Obawy o przyszłość dinozaurów

Nie podzielam bardzo krytycznych ocen, jakie pojawiają się w sieci. Ostatecznie dostaliśmy mocno średni film przygodowy z nie najgorszymi efektami specjalnymi. Czuję poważne obawy co do przyszłości mojej ukochanej franczyzy, pomimo tego, że zakończenie trylogii zarobiło krocie. Podobnie jak poprzednie odsłony serii. Jednakże może to być dla Universal Pictures pretekst, że bez względu na jakość, dinozaury i tak będą się sprzedawać. To by oznaczało, że w kolejnych latach, o ile franczyza je przetrwa, będę dostawać miernej jakości filmy, które będę w swoich sercu próbował usprawiedliwiać.

Obawy zapewne nigdy nie znikną, ale mam także nadzieję, że właściciel marki dał sobie czas i na spokojnie przemyśli, w jakim kierunku powinna rozwinąć się seria. Ma ona ogromny potencjał – tylko trzeba go dobrze wykorzystać.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ