W dzisiejszym świecie obserwujemy wyraźną granicę między naturą a technologią, które rozwijają się w odmiennych kierunkach. Natura z jej cyklicznymi procesami i równowagą ekosystemów stanowi fundament naszego istnienia, z kolei technologia ze swoim nieustannym postępem zrewolucjonizowała sposób, w jaki żyjemy czy się komunikujemy. Pomimo sporych przeciwieństw te dwie siły, zamiast się zwalczać, mogą, a wręcz muszą ze sobą współpracować, aby zapewnić przyszłość naszej planecie, co w sposób dobitny ukazała animacja Dziki Robot w reżyserii Chrisa Sandersa.
O zachowaniu istry przez całe życie
Pewnego dnia na skutek prawdopodobnie silnej burzy na bezludnej wyspie rozbija się kontener korporacji Universal Dynamics. Wychodzi z niego aktywowany przypadkiem autorski robot wspomnianej firmy zatytułowany Rozzumem 7134. Mimo iż na wspomnianej wyspie nie natrafimy na ślady ludzkiej kolonizacji, to jak najbardziej możemy napotkać zwierzęcych mieszkańców dbających o rozwój swojego środowiska zgodnie z odwiecznymi prawami natury. Jak się można domyśleć, nie przyjęli intruza z zachwytem, tym bardziej że ku ich zaskoczeniu maszyna niczym fotowoltaiczny domokrążca zaczął oferować im swoje usługi.
Roz, bo takie zdrobniałe imię przyjęła nasza główna bohaterka, w obliczu trudnej sytuacji, przed jaką stanęła, musi jak najszybciej przystosować się do nowych warunków, poznać język zwierząt oraz zrozumieć obowiązujące na wyspie prawa. Za sprawą zbiegu niefortunnych wydarzeń robot nie umyślnie niszczy gęsie gniazdo, wskutek czego w jego posiadanie wchodzi jedyne ocalałe jajko. Po niedługim czasie wykluwa się z niego pisklę bernikli kanadyjskiej, które zaczyna postrzegać Roz jako swoją matkę. To właśnie na tej relacji w dużej mierze oparta się oś fabularna, która momentami potrafi wzruszyć nawet najbardziej twardych kinomaniaków.
Serce za blaszaną skorupą
Dziki Robot to przede wszystkim narracja, która jest pełna ciepła i humoru, a postacie zwierząt, które spotyka Roz na swojej drodze są wyjątkowo dobrze napisane. Relacje między główną bohaterką a mieszkańcami wyspy są kluczowym elementem tej opowieści, ukazującym jak różne istoty mogą się uczyć od siebie nawzajem. Wizualnie animacja jest wręcz oszałamiająca, na czele z pięknymi animowanymi krajobrazami oddającymi urok dzikiej natury. Wyspa tętni życiem, z kolei dobrze zrealizowana zmiana pór roku jedynie podsyca poczucie uczestnictwa we wspaniałym festiwalu kolorów.
Tematy związane z ekologią i akceptacją inności są przekazywane w przystępny sposób, co czyni tę produkcję atrakcyjną zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Szczególnie ta druga tematyka zwróciła moją szczególną uwagę. Nie jedna osoba z naszej rodziny, z grona naszych znajomych, czy nawet my sami byliśmy świadkami, bądź osobiście dostąpiliśmy poczucia wykluczenia w środowisku. Powody mogłyby być różne, zazwyczaj niezwiązane z naszym wnętrzem, lecz tym, co na zewnątrz, ze stereotypami, wyobrażeniami poszczególnych osób, które niekoniecznie szły w parze z naszymi przekonaniami. Mimo to trzeba było się z tym zmierzyć, iść do przodu kreując swoją tożsamość, otwierając się na to, co dla nas nieznane. Emocje towarzyszące wydarzeniom na ekranie potęgowane są przez muzykę autorstwa Krisa Bowersa, która nie dość, że stanowi idealne dopełnienie całej opowieści, to ponadto buduje w nas, widzach poczucie ciepła na sercu prowadzącego do silnej, niekontrolowanej potrzeby sięgnięcia po paczkę chusteczek.
W poszukiwaniu własnej tożsamości
Spójność – to słowo kluczowe definiujące produkcję w reżyserii Chrisa Sandersa. Z sali kinowej wyszedłem z poczuciem spełnienia, dobrze spędzonego czasu i z dużym uśmiechem na ustach. Dla mnie osobiście nie była to zwykła, jedna z wielu animacja, jaką miałem okazję obejrzeć na przestrzeni, swojego ponad ćwierćwiecza na tym padole. W mojej ocenie otrzymaliśmy wyjątkową historię z wyrazistymi postaciami, mocnym, życiowym przekazem i cieszącym oko krajobrazem.
Zerknij na to : BEZ LITOŚCI 3 – CZY ZEMSTA MA GRANICE? – RECENZJA
W dzisiejszym trudnym, a zarazem zabieganym życiu zapominamy, że w każdym z nas jest namiastka dziecka. Z jednej strony potrzeba poczucia bezpieczeństwa i akceptacji, z drugiej z kolei przeżywania niezapomnianych przygód i choć chwili beztroski. Nie jest łatwo odnaleźć się w dorosłym życiu, dzień w dzień motywować się, aby wstać do pracy czy z utęsknieniem oczekiwać zasłużonego urlopu. W takich momentach z pomocą przychodzą nam właśnie takie produkcje jak Dziki Robot, które nie dość, że potrafią wyciszyć, to choć na chwilę wyrwać nas z tego życiowego kołowrotku, wywołując silne nostalgiczne emocje. Nie jest to produkcja, o której zapomnimy kilka godzin po zakończonym seansie, bowiem jest to tytuł, który pozostanie w świadomości na dłużej, nie pozwalając zgasić płomienia, który w nas rozpalił.