Miniserial Netflixa ostatnio robi furorę w mediach społecznościowych. Ludzie go uwielbiają, płaczą podczas seansu i zachwycają się każdym odcinkiem. „To serial, który powinien każdy obejrzeć!” – usłyszałem od znajomych. Postanowiłem, że sprawdzę, czy ta produkcja rzeczywiście jest takim arcydziełem, jak ją mianują.

Dziecko zabija dziecko
Serial zaczyna się z grubej rury. Grupa uzbrojonych po zęby mundurowych wpada do niewyróżniającego się domu jednorodzinnego, przeszukuje chałupę i oznajmia rodzicom, że ich trzynastoletni syn jest podejrzany o zabójstwo. Bez zbędnych ceregieli wrzucają chłopaka do radiowozu i zabierają na komisariat. Zdruzgotana rodzina podąża za nimi, by zrozumieć, dlaczego zaszła ta „niewyobrażalna pomyłka”.

Co siedzi w głowie trzynastolatka?
Głównego bohatera serialu – Jamie’ego Millera (Owen Cooper) poznajemy jako przestraszonego chłopca, który kompletnie nie rozumie sytuacji, w której się znalazł. Aktor fenomenalnie ukazuje obraz dziecka, któremu chcemy wierzyć i współczuć podczas przesłuchania. Towarzyszy mu ojciec (Stephen Graham), który także nie potrafi się odnaleźć w tej szokującej sytuacji. Chce pomóc synowi, ale kompletnie nie wie, jak się za to zabrać. Pomimo przedstawienia w pierwszym odcinku gąszczu procedur przy przesłuchaniu, oglądałem tę scenę z zainteresowaniem. Starałem się ocenić, czy zachowanie ojca nie jest podejrzane, czy adwokat czegoś nie ukrywa oraz czy chłopiec faktycznie jest winny. Nawet ostatnia scena pierwszego odcinka nie pozwoliła mi w pełni uwierzyć w to, co zobaczyłem.
Przeczytaj także: Minecraft: Film (2025) – recenzja filmu. Proszę Państwa mamy hit!
Serial stara się nam uchylić rąbka tajemnicy dotyczącego życia przeciętnego nastolatka w szkole. Jesteśmy świadkami, jak odbywają się lekcje, gdy zza kamery śledzimy parę policjantów próbujących zdobyć informację od uczniów. Mamy obraz przemęczonych nauczycieli, którzy totalnie nie radzą sobie z wychowankami. Dzieci nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, nakręcając się wzajemnie. Pojawia się również temat manosfery, który totalnie mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że pojęcia takie jak „czerwona pigułka”, czy „incel” mogą być znane… nastolatkom.
Sceny w szkole zadziałały na mnie ze dwojoną mocą, gdyż dotarło do mnie jako ojca, co w przyszłości mogą przeżywać moi synowie i jak ważna jest dobra więź rodzica z dzieckiem.

Teatr przed kamerą
Ten zaledwie czteroodcinkowy serial został nakręcony w specyficzny sposób. Każdy odcinek zrealizowano w jednym ujęciu – bez cięć czy szybkich zmian miejsca akcji. Kamera podąża za bohaterami, czasem zahacza o idącego statystę, czy bohatera, by zaraz „przykleić się” do innej postaci, co pozwala na obserwację kolejnej sceny. Ten zabieg pokazuje, ile pracy musieli włożyć w produkcję zarówno twórcy, jak i aktorzy, ponieważ każdy błąd skutkował koniecznością nakręcenia całego odcinka na nowo. W tym przypadku należą się słowa uznania dla Owena Coopera, który w tym serialu dopiero debiutuje w tej branży, a już zdążył pokazać swój aktorski talent. Jego bohater w mistrzowski sposób ukazuje dwie twarze. Oklaski na stojąco należą się również Stephenowi Grahamowi. Jako ojciec głównego bohatera pokazał, z jak dużym ciężarem zmaga się jego postać oraz jak stara się nie zwariować, gdy cała rodzina zostaje znienawidzona przez miasteczko z powodu oskarżenia ich syna.

Czerwona czy niebieska pigułka?
Uważam ten serial za świetnie stworzoną produkcję z niebanalnym pomysłem na pracę kamery. Dzięki temu mamy wrażenie obserwowania spektaklu w teatrze, gdzie aktorzy nie mogą pozwolić sobie na błędy.
Bohaterowie są wyraziści, a momentami naprawdę im współczułem. Atmosfera była niezwykle gęsta. Pierwszy odcinek wydawał mi się przydługi, jednak kolejne, choć pozbawione wartkiej akcji, nie pozwalały mi oderwać się od ekranu. Choć nie poruszył mnie emocjonalnie tak, jak mi to zapowiadano, seans uważam za bardzo udany. Scenariusz nie jest oparty na faktach, choć jest oparty na prawdziwych przestępstwach. Coraz więcej młodych ludzi w Wielkiej Brytanii popełnia zbrodnie, często używając noża. Serial stawia wiele pytań dotyczących motywu, co spowodowało, że doszło do tej zbrodni i jak można było temu zapobiec. Na większość z nich nie otrzymamy jednak odpowiedzi. Myśl: „mojego dziecka to nie dotyczy”, albo „moje dziecko nie zrobiłoby czegoś takiego”, nie ma racji bytu. Pytanie „jak było w szkole?” to za mało. Również zakończenie może dla wielu okazać się rozczarowujące, ale to nie finał śledztwa jest tutaj głównym wątkiem. Celem serialu jest pokazanie, że w szkole może toczyć się nie jeden koszmar, a problemy nastolatków nie są błahe. Więź rodzica z dzieckiem ma kluczowe znaczenie, ale niestety, na wiele rzeczy nie mamy wpływu. I to jest właśnie przerażające.