REKLAMA

Zdradzone ideały. „Ghost of Tsushima” – recenzja gry

Damian Daszek

Opublikowano: 2 kwietnia 2021

Spis treści

Jestem duchem… muszę uratować naszą ukochaną wyspę i jej mieszkańców! DO BOJU! Ahh, ależ to była emocjonująca przygoda pełna niespodziewanych zwrotów akcji!

Ghost of Tsushima to jedna z tych gier, która pochłania nas od samego początku i zabiera w niesamowitą podróż do kompletnie innego świata niż te, znane nam z wielu innych produkcji, których akcja rozgrywa się w Japonii, czy też innych krajach Azji Wschodniej. Aż chciałoby się napisać, że jest to gra niemalże idealna! Jednak czy nie byłoby to wyolbrzymienie?

Duch z Cuszimy

Ghost of Tsushima to najnowsza ekskluzywna produkcja na konsole PlayStation 4 od Sucker Punch Productions, w której wcielamy się w postać samuraja Jina Sakai i podejmujemy się wyzwolenia japońskiej wyspy Cuszima spod mongolskiej okupacji. Gra jest typowym Sandboxem z otwartym światem, rozbudowanym drzewkiem rozwoju postaci oraz ciężką do zliczenia ilością rynsztunku do customizacji. Brzmi ciekawie? Nie tyle brzmi, co jest. Ghost of Tsushima to taki miks Assassina, Wiedzmina i Uncharteda, czyli trzech serii, które zdobyły przeogromne uznanie wśród graczy. Co więcej, dla tych szczególnie lubujących się w przygodach zakonu skrytobójców, GoT jest pewnego rodzaju „spełnionym marzeniem” – w końcu już od dawien dawna dawali oni jasno do zrozumienia Ubistoftowi, że chcieliby, aby jeden z Assassinów udał się właśnie do Japonii. Amerykański producent był szybszy, skuteczniejszy, dokładniejszy, o wiele bardziej twórczy i stworzył grę, która na pewno zawalczy o tytuł Gry Roku 2020.

REKLAMA

Giganci wymiękają

Jak do tego doszło, że studio, które nie cieszy się pokaźnym portfolio, jak giganci pokroju Ubistoft, czy EA wydało produkcję tak dobrą? Ja nie wiem. Jeszcze kilka miesięcy przed premierą kompletnie nie spodziewałem się, że Ghost of Tsushima tak mocno namiesza na rynku gier i przyćmi takie tytuły jak The Last of Us 2, czy Marvel’s Avengers. W sumie to chyba żadne z nas się tego nie spodziewało, co więcej wielu z nas nawet na to nie liczyło! Skąd więc taki szok? Wydaje mi się, że klucz tkwi w tym, jak piękny, a zarazem realistyczny świat stworzyło Sucker Punch – nie ma co się oszukiwać, wizerunek Japonii oraz jej kultura w grach wideo większości z nas kojarzy się zapewne z wielkimi mieczami, półnagimi bohaterami oraz trudną do zliczenia ilością emocjonalnych krzyków wydobywających się z ust karykaturalnych bohaterów o dziwacznych twarzach i wyłupiastych oczach. Innymi słowy kojarzy się ona z tym, co możemy zobaczyć w filmach i serialach typu anime. Czyżby jednak realizm i immersyjność świata przedstawionego była receptą na sukces? Na to pytanie, niech każde z Was odpowie sobie samo…

Chwyta za serce

OCZYWIŚCIE głównym aspektem gry Ghost of Tsushima, który mnie osobiście urzekł najbardziej, jest niebanalna, a zarazem oryginalna historia Jina Sakai! Można by rzec, że przygoda Jina to taki full pakiet. Cichy, małomówny bohater postanawia się zemścić, na swojej drodze spotyka on wiele przeciwności losu, dzięki czemu przełamuje wewnętrzne bariery, rozwija się, zamienia w kompletnie innego człowieka, zyskuje cel w życiu oraz nowych przyjaciół, którzy wskoczyliby za nim w ogień. Tak naprawdę przez dobre 98 procent gry nie sposób przestać rozmyślać o tym, gdzie prowadzi nas wędrówka po wyspie Cuszima, w jaki sposób zakończy się historia młodego samuraja oraz czy czeka nas happy end, czy też nie…

Wewnętrzne nakręcanie nigdy nie jest dobre, a ja mam niestety do tego ogromną skłonność i czasami zbyt mocno puszczam wodzę fantazji, przez co często, kiedy już przejdę jakąś grę, to czuje pewnego rodzaju niedosyt, albo co gorsza złość. Tak niestety miałem i z Ghost of Tsushima. Po prostu dałem się porwać przygodzie. Pędząc przed siebie, zabijałem kolejne oddziały potwornych Mongołów i walczyłem o lepsze jutro dla wszystkich mieszkańców Cuszimy, a po ostatniej misji z głównego wątku nie zdążyłem zwolnić galopu swojego wierzchowca i spadłem w przepaść, z której już nie udało mi się wydostać – innymi słowy, przez całą grę bawiłem się świetnie, a zakończenie mocno mnie rozczarowało. Jednak to też trochę wina twórców, ponieważ w trakcie rozgrywki wielokrotnie można odnieść wrażenie, że niektóre opcje dialogowe oraz osobiste wybory, gdzieś jednak nas prowadzą, coś znaczą, a niestety finalnie okazuje się, iż nie mają żadnego wpływu na otaczający nas świat.

Żeby była jasność, ja nie chcę w żaden sposób umniejszać temu tytułowi. Mimo wszystko jest to totalny must play tego roku i uważam, że każdy posiadacz konsoli od Sony musi w to zagrać. Wychodzę jednak z założenia, że gdyby Sucker Punch wstrzymało się z wydaniem tej produkcji przynajmniej pół roku, to teraz pisałbym recenzję nie tyle gry roku, co może nawet generacji.

Broń ducha i samuraja

Realistyczne, pełne krwi pojedynki w Ghost of Tsushima to chleb powszedni. W trakcie rozgrywki przyjdzie nam się zmierzyć z wieloma przeciwnikami posługującymi się przeróżnym orężem, jedni będą próbowali nas wykończyć za pomocą miecza, inni za pomocą ogromnych buław, łuków, czy innych mongolskich broni. Jak zatem poradzić sobie z tak przeróżnymi wrogami?! Przede wszystkim należy pamiętać o tym, aby wzmacniać postać Jina za pomocą drzewka rozwoju i wykonywać misje poboczne, które są gwarantem zwiększania umiejętności młodego samuraja.  Co ciekawe, wraz z ilością pokonanych przeciwników wzrasta poziom doświadczenia, a po przekroczeniu pewnych pułapów zostają odblokowane dodatkowe „samurajskie postawy”: kamienia, wody, wiatru oraz księżyca, a każda z nich w późniejszych etapach gry ułatwi nam rozprawianie się z coraz to silniejszymi oponentami.

Jeżeli chodzi o samą walkę, to ta jest prawdziwym arcydziełem współczesnego gamingu. Przede wszystkim tak jak w wielu grach nie polega ona na bezsensownym wymachiwaniu bronią na lewo i prawo. Aby wygrać, musimy analizować poczynania naszych przeciwników oraz myśleć nad tym, w jaki sposób ich wyeliminować, czy za pomocą katany, łuku, albo skrytobójczego tanto. Podsumowując, pozwolę sobie jeszcze napisać, że w mojej ocenie pojedynki w Ghost of Tsushima wyglądały po prostu jak jeden bardzo długi taniec.

Nie biegaj po Cuszimie!

„ZAKAZ BIEGANIA I SPIESZENIA SIĘ” taki komunikat powinien wyświetlać się na ekranie telewizora bądź monitora zaraz po włączeniu gry. Ja wiem, żyjemy w czasach, w których każdy gdzieś pędzi i nie ma na nic czasu. Jednak czasami warto poświęcić chwilę, zatrzymać się, rozejrzeć dookoła i zobaczyć, jaki świat jest piękny… jak nie ten realny, to chociaż wirtualny. W Ghost of Tsushima nie brakuje zapierających dech w piersiach widoków, pięknych lokacji, smaczków dla pasjonatów japońskiego świata oraz miejsc, postaci i artefaktów do fotografowania czy podziwiania. Tutaj warto też wspomnieć o jednym z najbardziej rozbudowanych trybów foto. Kolory, dodatki, efekty, no cuda nie z tej ziemi, ciężko jest naprawdę aż wypisać wszystkie możliwości, jakie tam znajdziemy – uwierzcie mi, jest tego naprawdę dużo.

Ohayōgozaimasu znaczy dzień dobry

Dubbing, ah ten dubbing, jaki by tu wybrać… oryginalny japoński nadający klimat a może amerykański, czyli zapewne ten najpopularniejszy, hmm, a może polski, w końcu jak już go zrobili, to warto by sprawdzić, jak wypadli ci nasi polscy aktorzy. To wcale nie jest taki łatwy wybór, jak mogłoby się z początku wydawać. Ja pozwoliłem sobie kilka razy w trakcie rozgrywki zmieniać język, a tak, żeby sprawdzić, który najbardziej mi będzie odpowiadał. Robiłem to z czystej ciekawości, ponieważ już po dobrych dwóch godzinach spędzonych w japońskim świecie wiedziałem, że mi osobiście najbardziej odpowiada nasze polskie tłumaczenie. Ciekawie dopasowane głosy do poszczególnych bohaterów, świetnie ograne emocje i dynamiczna modulacja wraz z ciągiem wydarzeń sprawiły, że nie potrafiłem już w połowie gry zbyt często przeskakiwać między językami, po prostu nie czułem już takiej potrzeby. Naprawdę wielkie brawa dla całego zespołu, który pracował nad realizacją dubbingu do tej gry, a już w szczególności dla Pana Mateusza Kwietnia, który podkładał głos Jinowi Sakai oraz Anny Sztejner wcielającej się w postać Yuny.

Cudowne melodie

Przemierzając Cuszimę, szczególnie warto zwrócić uwagę na ścieżkę dźwiękową zaprezentowaną w grze. Fantastyczne meloedie skomponowane przez Eshkeri Ilana oraz Umebayashiego Shigeru zabierają nas do kompletnie innego świata, świata Kwitnącej Wiśni, mroku oraz ogromnego cierpienia. To doprawdy wspaniałe jak idealnie wszystkie utwory wpasowują się w to, co widzimy na ekranie. Raz spokojne, raz bardzo głośne i dymnice, ale przede wszystkim pochłaniające. Polecam zapoznać się również ze ścieżką dźwiękową z Ghost of Tsushima tak na spokojnie po przejściu gry – jest one dostępna do odsłuchu na wszystkich portalach streamingowych oraz You Tubie.

Ideały nie istnieją

Na początku tej recenzji zadałem Wam i sobie pytanie: „Czy nazwanie Ghost of Tsushima grą idealną byłoby wyolbrzymieniem?”. Nadeszła pora, abyśmy sobie na nie odpowiedzieli. Prawda jest taka, że perfekcyjna gra nie istnieje i pewnie nigdy nie powstanie. Moim zdaniem Ghost of Tsushima to produkcja wyjątkowa, niezwykle wyróżniająca się na tle wszystkich innych tytułów ekskluzywnych na PlayStation 4, a może nawet na tle współczesnych gier na wszystkie platform. Piękny świat, oryginalne postacie i niebanalny sposób prowadzenia historii, charakterystyczni i straszliwie ciekawi bohaterowie poboczni, to wszystko cudownie współgra, łączy się i tworzy spójną całość. Jednak mimo wielu plusów, trzeba też wziąć pod uwagę pewne niedociągnięcia techniczne czy powtarzające się zadania poboczne. Podsumowując, GoT to gra świetna, na pewno warto się z nią zapoznać, a może nawet kupić ze względu na nią konsole PS4.

Zalety

– Fantastyczny i dynamiczny główny bohater

– Oryginalne i niebanalne postacie drugoplanowe

– Piękny i ogromny otwarty świat

– Wciągający i angażujący wątek fabularny (mimo zakończenia)

Wady

– Powtarzające się misje poboczne

– Brak wpływu na losy głównego bohatera

ZALETY +

WADY -

Damian Daszek

Gram, czytam, piszę i gadam, mogę też coś zaśpiewać, ale na pewno nie będę tańczyć, bo nie chcę nikomu zrobić krzywdy... Jestem przyjacielem z sąsiedztwa, z rodu Targaryenów, który nosi na plecach dwa miecze, a za paskiem jeden świecący. Na głowie mam za to kowbojski kapelusz, a na szyi łańcuszek z pierścieniem władzy – innymi słowy niezły ze mnie geek!

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!