Rzadko grywam w symulatory, jednak nadarzyła się okazja, abym przetestował Cowboy Life Simulator od polskiego studia Odd Qubit. To z pewnością ciekawa tematyka, która bez trudu znajdzie swoją niszę. Czy mnie również wciągnęła rozgrywka?
Miastowy przyjechał na wieś…
Muszę przyznać, że od samego początku czuć klimat Dzikiego Zachodu. Przyjeżdżamy pociągiem parowym na wieś, w trakcie podróży z krótkiej scenki dowiadujemy się, że odziedziczyliśmy farmę. Pierwsze, co musimy zrobić po opuszczeniu pociągu, to zagonić bydło do zagrody. Po dotarciu na miejsce odkrywamy jednak, że posiadłość doszczętnie spłonęła! Czy to był naturalny pożar, czy może ktoś podpalił? Tego będziemy musieli się dowiedzieć na własną rękę! Wieści o nowym mieszkańcu rozchodzą się błyskawicznie – szybko poznamy szeryfa, sąsiadów, lokalnego oprycha i bandytów, a także zostaniemy wplątani w miejscowy konflikt! Jednym słowem – jest co robić!

Prawdziwy mężczyzna musi ściąć drzewo i postawić dom!
Cowboy Life Simulator mimo że aktualnie znajduje się we wczesnym dostępie oferuje spory szereg dostępnych do wybudowaniu struktur. System budowania jest przyjemny – wybieramy miejsce na naszej działce, stawiamy konstrukcję, a potem za pomocą młotka dobudowujemy kolejne elementy. Ale zanim to zrobimy, musimy zaopatrzyć się w podstawowe narzędzia. Jak w większości gier survivalowych, chodzimy po lesie i zbieramy patyki, kamienie czy inne jagody.
W grze mamy do dyspozycji tak zwany “zmysł kowbojski”, jest to nic innego, jak “zmysł detektywa” znany z innych gier. Osobiście nie jestem fanem takiego rozwiązania. Rozumiem, że jest to jakiś kompromis, żeby gracz w grze celującej w realizm mógł odróżnić rzeczy, które może podnieść, od tych nietykalnych. Jednak wydaje mi się, że wymyślono lepsze sposoby na zasygnalizowanie tego graczowi.

Gdy już zbierzemy odpowiednią ilość materiałów, możemy przystąpić do stworzenia pierwszej siekiery. Muszę przyznać, że podoba mi się mechanika ścinania drzew! Jak w prawdziwości – najpierw uderzamy kilka razy siekierą w pień, drzewo upada, a następnie takie leżące ponownie ciachamy na mniejsze kłody – jest proste, ale satysfakcjonujące. Niestety ścięte drzewa pojawiają się znów po ponownym uruchomieniu gry. Cała moja praca nad wyczyszczeniem terenu poszła na marne…
Do tego wszystkiego na swojej działce możemy hodować zwierzęta, budować im zagrody oraz zbierać od nich różne dobra, takie jak jajka czy mleko. Dodatkowo możemy uprawiać pola, z których po odpowiedniej pielęgnacji i podlewaniu możemy pozyskać warzywa czy zboże.

Jestem fanem tego, jak napisane są misje i dialogi w grze. Nie brakuje tu humoru i odniesień do popkultury. Naprawdę nie raz uśmiechnąłem się pod nosem czytając tytuły czy opisy zadań.
Mapa, po której się poruszamy, nie jest duża, ale to dobrze, bo nie trzeba spędzać masy czasu na bezsensowne bieganie. Dodatkowo do dyspozycji mamy konia! Jazda na nim jest stosunkowo przyjemna, jeżeli biegniemy po drodze. Gdy tylko zamarzy nam się zboczyć z kursu, to koń blokuje się na kamyczkach, krzakach czy torach kolejowych. Nie rozumiem też decyzji, aby skręcać poruszając myszą, a nie klawiszami A-D… Nie mogę przez to się rozglądać i podziwiać widoków.
Całość jest jednak dobrze skondensowana, dzięki czemu samo przemierzanie terenu było całkiem satysfakcjonujące. Często natrafiałem na różne lokacje – nawiedzona kopalnia, dziwny świecący głaz, wykolejony pociąg, zawalony most i wiele więcej! Można podumać nad tym, co tu zaszło! Chciałoby się rzec, że ten świat żyje, ale…

Dziki Zachód, Dziki Zachód, tu się każdy naje strachu
Gra przez swoje animacje sprawia momentami wyjątkowo sztywne wrażenie. Niby NPC chodzą po mieście, mają swoje ustalone rutyny, ale bardzo widać, że mają wyznaczoną jedną ścieżkę po sznurku. Zdarzyło mi się, że po szybkiej podróży do kościoła mogłem zauważyć orszak siedmiu osób, które szły jedna za drugą krok w krok do jednego punktu.
W trakcie swojej przygody natknąłem się na wiele błędów technicznych – błędy z teksturami, które na siebie nachodzą, czasem tworząc dziwne kwadraty. Oświetlenie często się psuje, najczęściej po pójściu spać. Można dekorować swój domek w dowolny sposób, produkcja pozwala nawet układać rzeczy na ścianie, problem w tym, że sporo od niej odstają. Zdarza się też, że przedmioty – kamienie, patyki i inne drobiazgi – wiszą w powietrzu. Zdarzyło mi się również, że człowiek pojawił się na dachu budynku i stał sobie w T-Pose. Przechodzenie przez różne struktury, zwierzęta czy ludzi też się zdarza.
Koniec mapy również wygląda kiepsko. Miałem nadzieję na naturalną granicę, a tymczasem dostajemy żółtą barierę żywcem wyciągniętą z Minecrafta. No i brak polskich znaków, na przykład na wszystkich znakach, które informują o godzinach otwarcia sklepów mocno rzuca się w oczy.
To wszystko mocno wybija z immersji, która wydaje mi się jednak dość ważna w symulatorze.
Sprawdź też: Superhero Simulator – recenzja gry. Lot ku niebu czy upadek z wysoka?

Tu na razie jest ściernisko
Cowboy Life Simulator to tytuł, który ma masę niedoróbek, sztywne animacje, błędy techniczne i szereg problemów wynikających z wczesnego dostępu. Ale jednak… ma w sobie coś, co sprawia, że chce się do niego wracać! Budowanie własnej farmy, mała społeczność, poczucie odkrywania kolejnych zakątków mapy i przyjemny klimat Dzikiego Zachodu potrafią wciągnąć na długo. Jeśli Odd Qubit dopracuje warstwę techniczną, to tytuł może stać się naprawdę solidnym symulatorem życia kowboja. Na razie to nieoszlifowany diament – błyszczący, ale pełen jest ostrych krawędzi.
Sprawdź też: Cozy Gardener Simulator – recenzja gry – Próbując ocalić piękno japońskich ogrodów

