W świecie gier niewiele jest marek, które potrafią opowiadać historie tak cicho, a jednocześnie tak dobitnie, jak Little Nightmares. Seria, która zaczynała jako skromny projekt o dzieciach uciekających przed potworami zrodzonymi z ludzkich lęków, z czasem stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli mrocznej baśni w grach wideo. Po dwóch niezwykle ciepło przyjętych częściach, niosących mieszankę grozy, melancholii i artystycznej wrażliwości, przyszła pora na trzeci akt, który po raz pierwszy w historii tworzy nowe studio: Supermassive Games, znane z filmowych horrorów pokroju Until Dawn czy The Quarry.
Między snem, a rzeczywistością
Świat Little Nightmares 3 to miejsce, w którym sny i koszmary splatają się w jedno, przestrzeń pozornie znajomą, a jednak niepokojąco zniekształconą. To kraina, w której logika przestaje obowiązywać, a każdy element otoczenia wydaje się echem czyjegoś lęku, wspomnienia lub winy. Tym razem trafiamy do nowego fragmentu tego uniwersum, znanego jako The Spiral – osobliwego, wielowymiarowego labiryntu miast, pustkowi i ruin, w których granice między rzeczywistością, a snem zacierają się jak odbicie w mętnej wodzie. W centrum tej opowieści stoją dwoje dzieci: Low i Alone, o których pochodzeniu i celu nie wiemy totalnie nic. Ich historia nie jest opowiedziana słowami, lecz gestem, spojrzeniem i rytmem ucieczki. Wspólnie przemierzają miejsca, które wydają się snem kogoś dorosłego, który dawno zapomniał, czym jest strach dziecka. Opuszczone ulice, krzywe domy, klaustrofobiczne przejścia i monstrualne cienie pełne niedopowiedzeń, to świat, który reaguje na obecność bohaterów niczym żywy organizm, a jego każdy zakamarek skrywa metaforę.
Podobnie jak w poprzednich częściach, Little Nightmares 3 nie tłumaczy niczego wprost. Nie prowadzi za rękę, nie opowiada historii dialogiem, lecz emocją. To opowieść o zależności i zaufaniu, ale również o tym, jak dwoje zagubionych dzieci uczy się polegać na sobie, by przetrwać coś, czego nie potrafią zrozumieć. Ich więź, rodząca się w świecie zbudowanym z lęków, staje się centralnym punktem narracji. W przeciwieństwie do poprzednich odsłon, samotność nie jest tu już jedynym towarzyszem. Tym razem obecność drugiej osoby zmienia wszystko: sposób myślenia, działania, a przede wszystkim emocjonalny ton całej historii. Świat przedstawiony w grze pełen jest niedopowiedzeń i symboli, które można interpretować na wiele sposobów. Czy to wciąż sen dziecka? Czy może alegoria dorastania, utraty niewinności lub potrzeby bliskości w świecie pełnym obojętności? Tego tytuł nie mówi wprost i w mojej ocenie, właśnie w tym tkwi jej siła. Każdy rozdział staje się metaforycznym lustrem, w którym odbijają się nasze własne lęki przed samotnością, utratą, niezrozumieniem.

Zagubieni w mroku
Muszę przyznać, że na Little Nightmares 3 czekałem z ogromnym zaciekawieniem. To jedna z tych serii, które trafiają w bardzo specyficzne emocje, coś pomiędzy melancholią, a dziecięcym lękiem. Dlatego kiedy dowiedziałem się, że za trzecią odsłonę odpowiada Supermassive Games, byłem jednocześnie zaintrygowany i lekko zaniepokojony. W końcu to studio, które zna się na filmowym horrorze, ale niekoniecznie na tym subtelnym, cichym strachu, który był znakiem rozpoznawczym tejże serii. I niestety… to czuć. Nie można jednak powiedzieć, że opisywana produkcja jest zła, bo nie jest. To wciąż piękny, niepokojący świat, pełen nastroju, symboliki i świetnego designu poziomów. Wizualnie gra potrafi zachwycić i nie ukrywam, że momentami zatrzymywałem się tylko po to, by popatrzeć na tło, na ruch światła, na to, jak cień rozlewa się po ścianach niczym atrament. Klimat to wciąż najmocniejszy punkt tej serii i twórców, na szczęście, tego nie zepsuto.
Bardzo ciekawym elementem tytułu jest wprowadzenie dwójki bohaterów. Ten duet zmienia nie tylko strukturę rozgrywki, ale i emocjonalny ton całej historii. Między nimi nie pada ani jedno słowo, a jednak napięcie, które tworzy się w ich relacji, jest wyczuwalne od pierwszych minut. Każdy gest, spojrzenie czy sposób, w jaki jedno z nich odwraca się w stronę drugiego, niesie więcej znaczenia, niż niejedna filmowa scena dialogowa. Podczas gry solo zaskoczyło mnie, jak naturalnie zachowuje się sztuczna inteligencja towarzysza. W tym wypadku nie jest tu mechanicznym dodatkiem, lecz kimś, kto reaguje z subtelnym opóźnieniem, kto czasem się zawaha, a innym razem ruszy pierwszy, tak jakby rzeczywiście odczuwał strach i niepewność. Jeszcze większe wrażenie robi jednak tryb kooperacji. Gdy gramy z drugą osobą, gra nabiera zupełnie innego ciężaru emocjonalnego. Wspólna ucieczka przed potworem czy moment, w którym musicie sobie zaufać w milczeniu, tworzy autentyczne doświadczenie współzależności.

Problem w tym, że poza tym nowym duetem gra nie oferuje wiele więcej. Rozgrywka jest praktycznie taka sama jak w poprzednich częściach, z tymi samymi schematami, zagadkami, czy momentami ucieczki, które już nie robią takiego wrażenia jak dawniej. Brakuje tego elementu nieprzewidywalności, który sprawiał, że w drugiej odsłonie bałem się zajrzeć za każdy róg. Tu raczej wiem, czego się spodziewać. Czuć ponadto, że Supermassive próbowało tchnąć w tytuł więcej filmowości, reżyserując wręcz sceny z przesadną dbałością o dramatyzm. Z jednej strony robi to jakieś wrażenie, ale z drugiej odbiera tę surową magię, która wcześniej działała tak dobrze. Mam wrażenie, że Little Nightmares 3 chwilami próbuje być bardziej widowiskowe, niż emocjonalne, a to nigdy nie była jej siłą. Do tego dochodzą drobne problemy techniczne: kamera czasem nie nadąża, sterowanie potrafi być nieprecyzyjne, a kilka sekwencji platformowych frustruje bardziej, niż powinno. Nie psuje to produkcji w całości, ale skutecznie wybija z immersji. Mimo wszystko, wciąż potrafiłem w tej grze odnaleźć momenty, które przypomniały mi, dlaczego pokochałem tę serię. Ten specyficzny niepokój, melancholia, uczucie, że świat jest większy i bardziej przerażający, niż potrafię pojąć – można to znaleźć. Tyle tylko, że tym razem nie uderza tak mocno. Po skończeniu fabuły zostało mi coś w rodzaju cichego niedosytu. Doceniam próbę rozwoju i nowe pomysły, ale brakowało mi tej iskry, gdy strach staje się czymś pięknym. Nie czuję się całkowicie zawiedziony, ale też nie mam poczucia spełnienia moich oczekiwań, jakie miałem po tak wyjątkowej marce.
Sprawdź też: Shady Part of Me – recenzja gry – Życie w cieniu

Dwie dusze w pułapce snu
Po zakończeniu rozgrywki trudno jednoznacznie określić, co właściwie czujemy. Zostaje wrażenie cichego niepokoju, ale też melancholii, jak po retrospekcji starego snu, którego znaczenia nie potrafimy do końca zrozumieć. To opowieść, która nie tyle straszy, co dotyka, w sposób subtelny i niedosłowny. Little Nightmares 3 nie próbuje już szokować, lecz zamiast tego stawia na emocje wynikające z obserwacji, z ciszy, z chwil, w których nic się nie dzieje, a mimo to czujemy, że dzieje się wszystko. Mimo, iż trzeci akt tej historii nie osiągnął takiej intensywności jak jego poprzednicy, wciąż potrafi przypomnieć, dlaczego ten świat fascynuje, bo jest odbiciem naszych własnych lęków, pragnień i wspomnień. Pomimo kilku artystycznych potknięć, wciąż czuć tu autentyczność. Nie jest to gra idealna, ale jest w niej coś głęboko ludzkiego, taka świadomość, że nawet wśród deformacji i koszmarów tkwi potrzeba ciepła, bliskości, drugiego głosu w ciemności. Tego rodzaju emocjonalna szczerość jest dziś w grach rzadkością, i właśnie za nią warto ten tytuł docenić. Cytując klasyka: Nie każdy koszmar powstaje, by nas przestraszyć. Niektóre przypominają, że nawet w mroku szukamy kogoś, kto pójdzie z nami kawałek dalej.
Sprawdź też: Powrót małych koszmarków. „Little Nightmares II” – recenzja gry
