Choć sukces „Warhammer 40,000: Space Marine 2” wyniósł Saber Interactive na nowy poziom, to wcześniejszy hit studia – „World War Z”. Wciąż pozostaje jednym z jego największych osiągnięć. Kooperacyjna strzelanka z 2019 roku, bazująca na powieści Maxa Brooksa i osadzona w tym samym uniwersum co film z Bradem Pittem, przyciągnęła od premiery aż 30 milionów graczy.
Wszystko, zawdzięczamy grze.
W rozmowie z IGN podczas targów gamescom 2025 Tim Willits, szef ds. rozwoju w Saber, podkreślił, że tak ogromna popularność gry mogła mieć nieoczekiwany wpływ także poza branżą gier. „30 milionów ludzi grało w tę grę. Czy to nie szalone?” – mówił. Jego zdaniem sukces „World War Z” mógł być jednym z czynników, które sprawiły, że Paramount ponownie rozważa realizację kontynuacji filmowej. W zeszłym miesiącu „The Hollywood Reporter” donosił, że studio koncentruje się na trzech franczyzach: „Top Gun”, „Star Trek” i właśnie „World War Z”.
Pierwszy film zarobił w 2013 roku ponad 540 milionów dolarów i pozostawał najbardziej dochodowym projektem Pitta aż do niedawna. Planowana kontynuacja kilkakrotnie zmieniała reżysera – od Marca Forstera, przez J.A. Bayonę, po Davida Finchera – ale ostatecznie została porzucona w 2019 roku. Fincher przyznał później, że był zadowolony z tej decyzji, widząc podobieństwa swojego projektu do telewizyjnej adaptacji „The Last of Us”.
Ewentualny powrót serii na ekrany mógłby w naturalny sposób przynieść korzyści także marce gier. Willits zaznaczył, że nie może zdradzić szczegółów, ale „w przyszłości będziemy mieli ciekawe tematy do rozmów na temat tej gry”. Słowa te sugerują, że Saber może mieć plany wobec kolejnej odsłony „World War Z” lub rozwinięcia istniejącego projektu.
Na razie studio koncentruje się na nadchodzącym „Toxic Commando” autorstwa Johna Carpentera oraz dalszych planach związanych z uniwersum Warhammer 40,000. Jednak historia sukcesu „World War Z” pokazuje, że czasami to właśnie gry wideo mogą ożywić zainteresowanie Hollywood dużymi markami.
Źródło: IGN